Artykuły

Prapremiera Szwejka

OTO znów Brecht w teatrze wojskowym. Świeżo jeszcze mamy w pamięci wrażenia, jakich doznaliśmy na światowej prapremierze "Dobrego Człowieka z Seczuanu" - prapremierze, któ­ra stała się w naszym, jałowym jeszcze wówczas, życiu teatral­nym prawdziwie wielkim wyda­rzeniem. Tym razem poznajemy warsztat twórczy Brechta z od­miennej nieco strony. Jest to Brecht inny aniżeli w "Dobrym człowieku z Seczuanu", inny ani­żeli w słynnej "Matce Courage". Znajdujemy w Szwejku co praw­da tak charakterystyczne dla brechtowskiej dramaturgii elemen­ty, jak np. pełne metafory i filo­zoficznej zadumy songi, m. in. słynną songę "A co dostała żona żołnierza", kończącą się słowami: "z mroźnej ziemi rosyjskiej dosta­ła żona żołnierza niemieckiego welon z krepy" - (strasznie źle ją śpiewa Wanda Łuczycka). Mamy tu również monologi do publiczności. Zacho­wana też została zasada epickiego charakteru akcji, sprawiająca, że w sztuce nie ma tradycyjnego na­rastania napięcia dramatycznego, poprzez ekspozycję, moment kulminacyjny i rozwiązanie, sprawia­jąca, że sztuka ma charakter spo­kojnej narracji. Inny jest tu Brecht przede wszystkim dlatego, że nie ma w "Szwejku" takich udziwnień jak w "Dobrym człowieku", że jest mniej umowności, mniej sym­boliki, metafory i aluzji, że jest to sztuka mniej intelektualna. Autor "Matki Courage" posługuje się tu środkami klarownymi, nie pozostawiając niedomówień. Jest jak publicysta wykładający swą myśl wprost, formułujący słowa tak, by wiadomo było od razu o co chodzi. Brecht w "Szwejku" reprezentuje nam teatr na wskroś polityczny. Przypomina w tym Majakowskiego.

Słowo "plakat" ma u nas niedo­brą treść, ale w odniesieniu do "Szwejka" pasuje ono chyba naj­bardziej. Jest to właśnie plakat polityczny w najlepszym tego sło­wa znaczeniu, plakat, którego autor posługuje się świadomie wyjaskrawieniem, karykaturą,

mocnymi i intensywnymi kolora­mi. Zastosuje te wszystkie środki dostępne plakaciście, by tym bar­dziej jednoznaczna była satyra, którą mierzy we wroga, by tym lepiej odsłonić jego odrażające ce­chy. U Brechta bardzo często, jeśli można tak powiedzieć, morale po­staci jest transponowane na ze­wnątrz i znajduje wyraz w jej ze­wnętrznej charakterystyce. Przy­pomnijmy drugie, ahumanistyczne wcielenie Szen Te z "Dobrego czło­wieka z Seczuanu" - złego Szui Ta, którego morale wyznacza nie­jako odrażająca maska i czarny surdut. W "Szwejku" środki ze­wnętrznej charakterystyki są znacznie ostrzejsze. Sztuka ma charakter farso-groteski o inten­cjach doraźnie, publicystycznie politycznych.

Nie doszukujmy się w "Szwej­ku" obrazu okupacji hitlerowskiej w Czechosłowacji, gdyż obraz ten, mimo iż towarzyszy mu jako nie­odłączne akcesorium dekoracyjna ogromna szubienica, mimo iż skła­dają się nań aresztowania, łapan­ki - jest zrobiony farsowo i to farsowe potraktowanie okupacyj­nej rzeczywistości może u niejednych budzić sprzeciw. Chodzi tu jednak o co innego niż o ilustrację zbrodni hitlerowskich i udziału w nich wiernie poddanych protekto­ratowi ludzi typu Brettschneidera, z dużym szpiclowskim uchem. Brechtowi chodzi o przedstawienie sposobu myślenia i postępowania, racji i mentalności tzw. szarego człowieka w konkretnej sytuacji historycznej, o następujące prze­ciwstawienie: szary człowiek, a ci co stoją na świeczniku. Dlatego każda niejako scena w sztuce jest odpowiedzią, jakiej udziela autor hitlerowskim dostojnikom, odpo­wiedzią na ich rozmowę na temat szarego człowieka rozpoczynającą każdą z tych scen.

Uosobieniem szarego człowieka jest dla Brechta Szwejk. Przy­czyni uważa on, że nie tylko woj­na, którą opisał Haszek, miała mo­nopol na szwejków. Najzupełniej świadomie stwarza w swej sztuce analogie do słynnej powieści haszkowskiej, dotyczące nie tylko głównej postaci. Spotykamy więc brechtowskiego Szwejka w dobrze znanej gospodzie "Pod kielichem", gdzie za ladą urzęduje pani Ko-pecka, gdzie zagrzewa miejsce wieczny żarłok Baloun. Brecht jakby udowadniał przez te analo­gie, że jego Szwejk - mimo iż żyje w odmiennej sytuacji histo­rycznej, pod okupacją hitlerow­ską w czasie ostatniej wojny - jest taki sam jak u Haszka, tak samo rozumuje i myśli, ma taką samą swoistą filozofię i że ludzi typu Szwejka spotkać można w czasie każdej wojny. Brechtowski Szwejk, tak jak i u Haszka niewiele rozumie z mechanizmu wojny, a nawet nie ma zamiaru głębiej się nad tym zastanawiać.

Jego rozumowanie przebiega w na­stępujący sposób: jak nie było woj­ny - to można było sobie spokojnie żyć, posiedzieć w gospodzie, popijać dobrego Pilznera, jakoś się zawsze grosz wykombinowało; wybuchła woj­na - wprowadziło to zamieszanie, za­mąciło szczęśliwe chwile, jakich do­starcza gospoda "Pod kielichem", do­bre jedzenie i piwo, towarzystwo dobranych kompanów. Wniosek z te­go rozumowania jest prosty: Szwejk nie lubi wojny, ma na ustach prze­kleństwo dla tych, co ją wywołali, nie uświadamiając sobie nawet faktu, kto i w jakim celu tę wojnę prowadzi. Da­lekie i odległe są dlań takie pojęcia jak "ojczyzna", "poświęcenie dla niej". On pojmuje życie prosto i widzi głównie jego radosne strony. I jeśli na swój sposób nienawidzi hitlerow­ców, to przede wszystkim dlatego, że oni właśnie zakłócili mu radość i spo­kój życia.

Oto racja szarego człowieka - zdaje się udowadniać Brecht - racja obiektywnie przeciwna racji tych, co rzemiosło wojenne trak­tują jak zawód, przeciwna rozu­mowaniu hitlerowskich dygnita­rzy, a w rezultacie krzyżująca ich plany. Brecht pokazuje w swej sztuce, jak obie te racje ze sobą kolidują.

Hitlerowscy dostojnicy zadają so­bie np. pytanie: co robi szary człowiek, jak pomaga wojnie i oto zaraz autor udziela im odpowiedzi. Szary człowiek - Szwejk pracuje przy transportach kolejowych. Ale jak pracuje. Okupacyjne hasło "pracuj metodą żółwia" pasuje tu najlepiej. Tak potrafi m. in. za­kręcić w głowie wartownikowi skomplikowanymi cyframi, że ten w końcu pomyli numer wagonu, który ma iść do Bawarii. W rezul­tacie - cieszy się Szwejk - wa­gon ze żniwiarkami pójdzie pod Stalingrad, a wagon z bronią do Bawarii.

Władcy hitlerowscy chcą się znów np. dowiedzieć, co ów szary człowiek myśli. Proszę bardzo - mają odpo­wiedź. Szwejk obdarzony zdrowym, trzeźwym rozsądkiem kpi sobie w ży­we oczy ze szkopów, żeby posłużyć się naszym okupacyjnym słownictwem. Potrafi odstawić wariata i wykołować niejednego faceta z trupią czaszką. Czynnie jednak nie chce, ani nie ma zamiaru angażować się w walkę z wrogiem. Nienawiść swoją wyraża śmiechem, drwiną. Gdy fanatyczny hitlerowiec wygłasza przed nim buń­czucznie: "my będziemy istnieć dzie­sięć tysięcy lat" - Szwejk mówi z głu­pia frant: ,,to na długo wystarczy, powiedział organista wkładając zęby żony do szklanki". My dobrze znamy ową okupacyjną drwinę i śmiech. Nie opuszczały one Warszawy w naj­cięższych chwilach. Kiedy Szwejk opowiada dowcip o hitlerowcu, który wpadł do Wełtawy i wołał o ratunek, a któremu przypadkowo przechodzący Czech, przechylając się przez balu­stradę, odpowiedział: ,,trzeba było le­piej uczyć się pływania niż niemiec­kiego" - przypominają nam się słynne okupacyjne kawały antyhitlerowskie. Śmiech i drwina też były formami oporu.

A wreszcie następna odpowiedź, jakiej udziela autor na pytanie Hitlera et consortes: jak szary człowiek pomaga im w "świętej" wojnie. Szwejk siłą wcielony do wojska hitlerowskiego znalazł się pod Stalingradem. Ani mu w gło­wie bohaterstwo. Jeśli pierwszym jego odruchem na nadjeżdżający czołg są wzniesione do góry rę­ce - to nie dlatego, że jest skoń­czonym tchórzem. Ma rację kape­lan hitlerowski, gdy mówi do Szwejka: "ty wojnę masz gdzieś". Istotnie, on ma wojnę w głębo­kim... poszanowaniu. Mało. Uży­wając swego dosadnego słownict­wa Szwejk powie wprost: "Hitler to wypierdek". Da również wyraz swym uczuciom w "historycznym" spotkaniu z Hitlerem pod Stalin­gradem.

Oto w sumie - udowadnia Brecht - sposób myślenia i postępowania szarego człowieka. Krzyżuje on w rezultacie plany ludobójców. Nie mogą oni liczyć na jego pomoc. Szary człowiek nie chce i nienawidzi wojny. W plakacie Brechta myśl ta rysuje się nad wyraz jasno.

Wydaje mi się, że reżyser przy in­scenizowaniu "Szwejka" miał znacz­nie ułatwione zadanie. Sztuka tłuma­czy się bowiem dość jasno, pozbawio­na jest w zasadzie mielizn dramatur­gicznych, na których łatwo utknąć. Ludwik Rene obznajmiony z warszta­tem brechtowskim, głównie dzięki do­skonałej inscenizacji "Dobrego czło­wieka z Seczuanu" - dobrze wydaje mi się utrafił w plakatową formę Szwejka. Poszedł na daleko idące wy­jaskrawienie, na świadomą karykatu­rę i deformację, mocniej zaznaczył przebiegające w sztuce linie charakte­rystyki postaci - choćby Brettschneider i jego ogromne szpiclowskie ucho. Dopomógł mu w tym scenograf Jan Kosiński i projektanci kostiumów: Irena Burke i Aniela Wojciechowska, których rola w tej sztuce jest szcze­gólna. Doskonale pasuje do farsowego rodzaju sztuki różnokolorowa zasłona, przypominająca strój arlekina. Nie zżymajmy się na karykaturalne stroje hitlerowców. Ich istnienie uzasadniają choćby karykaturalne, doskonale zresztą zrobione przez Zarubę, maski Hit­lera i jego popleczników. Stąd bowiem bierze początek owa karykatura. Jej ostrze dotyka w sztuce wszystkich, którzy wiernie wypełniają rozkazy fuhrera. Takie jest prawo karykatury. Jeśli chodzi o aktorską stronę przed­stawienia, to ograniczę się jedynie do omówienia roli tytułowej. Nie chcę przez to w niczym umniejszać trudu i wysiłku innych aktorów, wysiłku, który nie poszedł na marne i dał dobre kreacje, Jak Baluona (Ludwik Pak), zakochanego w Kopeckiej - Prohazka (Mieczysław Stoor) i innych. Rola Szwejka jest jednak jak najbar­dziej solowa i bez przesady "trzyma się" na niej przedstawienie. Wymaga ona niewątpliwie bardzo dojrzałego warsztatu. Wydaje mi się, że rola Szwejka odpowiadała niejako naturze aktorskiej Aleksandra Dzwonkowskiego. Jako nosiwoda w "Dobrym człowieku" doskonale właśnie uosabiał ludową, trzeźwą mądrość. Jego Szwejk jest właśnie typem takiego ludowego bohatera. Dzwonkowski nie szarżuje, chociaż łatwo było tu przekroczyć gra­nicę jakiejś realistycznej prawdy, zagubić swoistą filozofię Szwejka w cyr­kowym komizmie. Dzwonkowski jako Szwejk przypominał mi po trosze wie­chowskiego bahatera - wówczas gdy nie mając pojęcia mówił o poli­tyce, gdy drwił i sypał dowcipami. Szwejk Dzwonkowskiego jest - chy­ba również w zamierzeniu aktora - jakiś bardzo warszawski, jakby prze­niesiony żywcem z okupacyjnej War­szawy. Wielki to sukces aktora, tak jak niewątpliwym sukcesem teatru jest całe przedstawienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji