Piękno
Właśnie tym jednym słowem można określić cały wczorajszy wieczór baletowy ,,Mozart a piacere" przedstawiony na scenie Teatru Wielkiego przez Polski Teatr Tańca - Ewy Wycichowskiej.
W najczystszej formie - pełnej elegancji, jakże stylowej - zaprezentował rozumienie muzyki Mozarta choreograf Emil Wesołowski. W jego układach poznański zespół błyszczał dawno tu nie widzianą harmonią gestu z frazą melodyczną, płynnością ruchu, cudowną lekkością, która czyni balet niepojętą w swoich technicznych szczegółach sztuką dla widza. Tu też mogliśmy oklaskiwać kunszt solistów Marioli Lebidy, Renaty Gorczak, Krzysztofa Bródka i Waldemara Staszewskiego,
Druga część spektaklu - w układach Ewy Wycichowskiej - była udaną próbą zderzenia klasycznego baletu z nowoczesnym rozumieniem ekspresji tanecznej. Znalazło to wyraz również w odrębnych środkach plastycznych, sposobie istnienia na scenie. Oprócz już wymienionych artystów ogromny aplauz widowni zdobyli Iwona Wojtkowiak; Joanna Semeńczuk, Katarzyna Rogala i Mirosław Ogórek.
Najbardziej oczekiwaną była inscenizacja choreograficzna Waldemara Wołk-Karaczewskiego do "Mszy Koronacyjnej" Mozarta. Dzielę z dużą częścią pewien niesmak publiczności z nadużyć religijnej symboliki: jak oceniać estetyczne wartości jednoznaczne emocjonalnie sytuacje, godne tylko kościoła?
Na szczęście tu szczególnie dał o sobie znać takt scenografa Czesława Pietrzaka - znakomicie aranżującego nie tylko przestrzeń teatralną. Główny ciężar kreacyjny spadł - oprócz Marioli Le-bidy, Marioli Hendrykowskiej, Krzysztofa Bródka i Ryszarda Węgrzynka - na barki, jeśli można użyć tego zwrotu, Krzysztofa Raczkowskiego, odbieranego przez widzów jako jedno z uosobień Chrystusa.
Co by nie powiedzieć - z radością można stwierdzić, że Polski Teatr Tańca odzyskał swoją wielką klasę tym spektaklem, daje się wreszcie zauważyć cisnienie osobowości Ewy Wycichowskiej na zespół, Chyba następna premiera utwierdzi nas w tym przekonaniu.