Artykuły

Król jest nagi

"Edward II"w reż. Anny Augustynowicz w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Łukasz Badula w portalu kulturaonlie.pl

Sztuka Christophera Marlowe'a to wciąż zadziwiająco aktualna wiwisekcja mechanizmów władzy. Anna Augustynowicz chyba jednak za bardzo ufa sile źródłowego tekstu.

Jeśli Christopher Marlowe rzeczywiście upozorował swą śmierć i pisał sztuki za Szekspira, to poskąpił mu jednego z lepszych tematycznie dzieł. "Edward II" mógłby spokojnie stać się szekspirowskim klasykiem o mechanizmach władzy. Te wszystkie przepychanki pod wodzowskim tronem, cechują przecież nie tylko królewskie dwory. Podobnie jak uprzedzenia klasowe, do których można jeszcze dodać motyw wykluczenia mniejszości. To ostatnie bodaj najmocniej podkreślił Derek Jarman w sławetnej ekranizacji dramatu. Nowa adaptacja "Edwarda II" na deskach Starego Teatru, nie do końca idzie tym tropem. Właściwie trudno określić, dokąd zmierza. Poza niezwykle rzetelnym podejściem do źródłowego materiału.

Wielką przyjemnością jest oglądać w Krakowie inscenizację przygotowaną przez Annę Augustynowicz. Reżyserkę wielkiego formatu, która nigdy nie trzymała się jednej wykładni dramaturgicznej. Dzięki Augustynowicz na rodzime sceny trafiło wiele współczesnych sztuk. Jednocześnie ta ambitna reżyserka nie boi się interpretować po swojemu teatralnego kanonu. Sięgała po Szekspira, sięga śmiało i po twórczość patrona teatru elżbietańskiego.

"Edward II" w ujęciu Augustynowicz jest przede wszystkim ucztą dla ucha. Tekst w kongenialnym przekładzie Juliusza Kydryńskiego, zostaje podany publiczności na tacy. Na szybko, ze skrótami, ale bez multimedialnego przedrzeźniania. Gorzej, jeśli otworzy się oczy i nabierze apetytu na jakieś inscenizacyjne smaczki. Tych bowiem jest w spektaklu niewiele.

Dramat Marlowe'a zawsze sprawdzał się lepiej jako opowieść o zakochanym odszczepieńcu niż rekonstrukcja historycznych wypadków. Tytułowy władca zapisał się w dziejach Anglii jako postać pozbawiona charyzmy. Król, który nie radził sobie zarówno na polu bitewnym, jak i w potyczkach z baronami. Co innego osobiste przesłanki stojące za owymi słabościami. Te bowiem skłaniają do refleksji nad alienacją, innością, fatalnym zauroczeniem. Splotem emocji i uczuć, które zderzają się z brutalną polityką dworską.

Ranga dramatu Marlowe'a rośnie wraz z utratą jego kostiumowej oprawy. Wtedy na scenie pozostaje tylko osamotniony homoseksualny władca, który awansując Gavestone'a sprowadza na siebie gniew. Gniew baronowej kasty, dla której gaskoński faworyt jest istotą niższego rzędu. Słowo- obelga "wieśniak" ledwie przechodzi im przez gardło. Na kontrowersje klasowe dodatkowo nakłada się perspektywa religijna - dystans króla wobec papieskiego zwierzchnictwa. Marlowe przedstawia jednostkę poza wszelkimi systemami, która musi wcześniej czy później paść ofiarą ich opresji. Zostać przykładnie ukarana.

Spektakl Augustynowicz jest efektem właśnie takiego, uniwersalistycznego podejścia. Wraz z kondensacją tekstu, reżyserka ogołociła scenę ze wszystkiego, co mogłoby odsyłać do jakiejś historycznej epoki. Aktorzy grają nie tyle w kostiumach, co z pojedynczymi rekwizytami (jak królewska korona). Akcja spektaklu skupia się wokół sześciennej platformy, po której bokach ustawiono rzędy krzeseł. Na nich właśnie spoczywa większość bohaterów dramatu. W oczekiwaniu na swoją kolej. Zupełnie jakby pośrodku sceny znajdował się bokserski ring, gdzie trwają zakontraktowane walki. Wygłaszanym kwestiom towarzyszy dodatkowo zjeżdżająca od góry rama. Jeszcze jeden filtr, każący kwestionować autentyzm inscenizowanych wydarzeń.

Augustynowicz kreuje zatem sterylną, niemal laboratoryjną przestrzeń. Jak pod mikroskopem można tu śledzić zarodki wirusa, który trawi immunologiczny system władzy. Król kocha, zazdrosna królowa i zawistni baronowie - knują. Król jest nagi; sam, bezbronny, osłabiony, przeciwnicy - mocni intrygami i systemową opresją. Tylko jak, przy tej "preparacji" konfliktu, zaangażować się emocjonalnie w jego przebieg?

Koniec Edwarda II i jego kochanka był tragiczny. U Augustynowicz tymczasem tragizmu wcale się nie odczuwa. Akcja spektaklu jest zbyt jednostajna. Przyswajając w krótkim czasie tak duże ilości tekstu, łatwo stracić wątek. Albo podążyć za nieistotnymi dygresjami typu "dlaczego baronowie pstrykają sobie fotki". W takich warunkach, finalną prawdę o stłamszonym wrażliwcu przyjmuje się na zasadzie kiwnięcia głową, a nie katharsis.

Kwestią otwartą pozostaje oczywiście sam potencjał dzieła Marlowe'a. Na ile umożliwia ono przekaz mniej statyczny i apelujący do współczesnego odbiorcy. Augustynowicz postanowiła w każdym razie respektować ducha oryginału. Co wcale nie jest zjawiskiem powszechnym na rodzimych scenach. Ba, budzi pewien szacunek. Bez względu na monotonię scenicznej realizacji.

Reżyserskiej wizji podporządkowuje się obsada spektaklu. Obsada, którą, znowu, można odbierać na różnych falach. Z atencją, ale i pewnym rozdrażnieniem. "Edward II" to kolejna z wielkich ról Jana Peszka. Między nim a tytułowym królem zachodzi spora różnica wieku. Paradoksalnie, staje się to tylko atutem tytułowej roli. Edward II w wykonaniu Peszka jest bowiem władcą zmęczonym, na pewnym etapie unikającym konfrontacji, marzącym jedynie o uczuciowym uniesieniach. Przenikliwa aktorsko kreacja, jakże daleka od wyobrażeń o rozkapryszonym i niezdarnym królu.

Gra Peszka nie zawsze spotyka się z należytym rezonansem reszty obsady. Zniewieściały Gavestone Bartosza Bielenia jest chwilami aż do przesady manieryczny. Z kolei królowa Izabela w ujęciu Błażeja Peszka zahacza o karykaturę. Wbrew pozorom, decyzja Augustynowicz o wyłącznie męskiej obsadzie nie wynika z "genderowej" prowokacji. Teatr elżbietański wykluczał przecież udział aktorek. Sęk w tym, jak Peszek junior podchodzi do żeńskiej roli. Zmierzając bardziej w stronę drag queen niż postaci z krwi i kości, cierpiącej z powodu odrzucenia przez męża. Na szczęście, w obsadzie znalazło się miejsce na mniej przerysowane role odtwórców baronów - Krzysztofa Zawadzkiego i Juliusza Chrząstowskiego.

Marlowe zginął na pięć tygodni przed premierą "Edwarda II". Sztukę można więc traktować jako ostatnie słowo dramaturga. Wnikliwą wiwisekcję mechanizmów władzy, która musi uznać pierwszeństwo klasowych interesów. Adaptacja Augustynowicz spełnia swoją analityczną funkcję. Tyle że, jak to przy wiwisekcjach bywa, całość jest operacją przeprowadzaną na chłodno i w rękawiczkach. Operacją oglądaną w dodatku przez szybę. Być może tylko tak dzisiaj da się inscenizować "Edwarda II". A na większe emocje pozwalają dopiero późniejsze dzieła Marlowe'a. Te pisane pod nazwiskiem Szekspira...

Premiera spektaklu odbyła się 31 maja na Scenie Kameralnej Kolonia Starego Teatru w Krakowie. Najbliższa inscenizacja: 18 czerwca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji