Miłość na puentach
"Medea" w chor. Teresy Kujawy w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Andrzej Chylewski w Głosie Wielkopolskim.
Po trzydziestu latach, które upłynęły od prapremiery baletu "Medea", z librettem Andrzeja Lisa i muzyką Juliusza Łuciuka, granej przez Polski Teatr Tańca, spektakl powrócił na scenę Teatru Wielkiego w Poznaniu. Powrócił z autorką jego choreografii Teresą Kujawą, ale z nowym pokoleniem tancerzy pracujących w gmachu pod Pegazem. Polecam ten powrót wszystkim, nie tylko miłośnikom baletu.
Po powtórkowej ("Wariacje na temat Chopina", "Nokturn i tarantella", "Groszki i róże") pierwszej części premierowego wieczoru, tę drugą - "Medeę" - chłonie się z wzrastającą fascynacją i podziwem. Przede wszystkim dla kompatybilności, zadziwiającej spójności wszystkich elementów dramaturgicznej całości. Muzyka Łuciuka, obecnego na premierze, na głos solowy - sopran, chór mieszany i orkiestrę, z charakterystycznym, różnopostaciowym fortepianem, kośćcem konstrukcyjnym narracji, jest wspaniale ilustracyjna w dwunastu scenach libretta, zadziwiająco zgodna
z choreografią, a przy tym pełna wyważonego dramatyzmu. Choreografia Kujawy (przekaz Dominiki Antkowiak) z charakterystycznym dla niej nerwem rewanżuje się muzyce w sposób mistrzowski, czytelny i wygodny, choć niełatwy dla młodych tancerzy. No i trafiona klimatem scenografia Władysława Wigury, która wespół z nastrojowym oświetleniem przypomina stylistykę sztuki starogreckiej.
Robiąca furorę przed laty Ewa Wycichowska jako Medea i Emil Wesołowski jako Jazon, w obecnej wersji znaleźli interesujących następców. Wyrazowością kontrastowych namiętności imponuje Beata Wrzosek, kapitalnymi warunkami i sprawnością przekonuje Dominik Muśko, a urodą ruchów scenicznych Dominika Babiarz (Glauke). Zresztą i pozostali wykonawcy zasługują na słowa uznania