Artykuły

Widzenie księdza według Grabowskiego

Nie wiem czy złudnie, ale wydaje mi się, że Grabowscy we Wrocławiu mają swoją w i d o w n i ę. Mniemam tak dlatego, iż ich próby z Schaefeferem - prezentowane w tym mieście zawsze miały komplety widzów. To, co zrobił zwłaszcza Mikołaj Grabowski (ale dodać trzeba Jana Peszka i Andrzeja Grabowskiego) miało spory rezonans i nie chodzi o pochlebne czy dobre recenzje, ale o tzw. Szanowną Frekwencję czyli widzów.

Tym razem starszy Grabowski czyli Mikołaj sięgnął po klasyka i chętnie cytowanego przez felietonistów księdza Jędrzeja Kitowicza, a dokładnie po jego "Opis obyczajów". Z tej grubej księgi portretującej współczesnych mu (księdzu, nie Mikołajowi) Polaków wybrał trzy nasze przywary: dewocję, obżarstico i opilstwo (jako parę nierozłączną) oraz umiłowanie do świętowania.

Obraz, który pokazuje (Mikołaj, nie ksiądz) przy pomocy krakowskich aktorów z osobistym udziałem, jest bardzo ostrą karykaturą. Jeśli brać pod uwagę spontaniczne reakcje widzów i moje własne spazmy ze śmiechu, ten na pozór tracący myszką tekst oraz jego teatralna, oprawa doskonale współbrzmią z rzeczywistością. Stąd prosty wniosek, iż w nieumiarkowaniu nie zmieniliśmy się prawie wcale, choć śmignęły nam trzy stulecia. Mikołaj Grabowski nic księdzu nie dopisuje, raczej smacznie wybiera i ubiera memuarystykę osoby duchownej w teatralną formę.

Między ostrą satyrą na nasze w chwili obecnej klerykalne "zadęcia'", a brawurowymi scenami pokazującymi Polaków Świętowanie Nieumiarkowane, są sceny najpyszniejsze portretujące nas przy stole.

Ksiądz Kitowicz opisuje obfitość jadła wszelakiego oraz morze napitków i sposobów jego przełykania. Tu wyobraźnia reżysera i sprawność aktorów błyszczy szczególnie. Dla mnie najwspanialsza jest scena na drugi dzień po przepiciu i przejedzeniu. To jest majstersztyk aktorski (zwłaszcza panów), te grymasy, miny, pozy, dąsy, chęci i niechęci, to jest teatralna etiuda, która powinna przejść do historii naszego teatru. I myślę, że przejdzie, ponieważ spektakl krakowskiego Teatru STU (w którym spektakl powstał) podbił już publiczność w wielu polskich miastach, zdobył trochę nagród i był (sukces) na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych.

Nie chciałbym nic podpowiadać dyrektorom wrocławskich scen, ale na ich miejscu zabiegałbym o to, by Mikołaj G. zrobił coś we Wrocławiu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji