Artykuły

Krzysztof Czyżewski: Jesteście tu potrzebni

- Słuchając opowieści podczas podróży po Izraelu - zacząłem myśleć sobie już nie po kartezjańsku: pamiętam, więc jestem - mówi Krzysztof Czyżewski, szef Ośrodka Pogranicze. Niedawno za swoją pracę nad pamięcią odebrał "izraelskiego Nobla" - Nagrodę Fundacji Dana Davida.

W kwestii pracy nad przeszłością zrobił tak wiele, że Fundacja z Tel Awiwu postanowiła nagrodzić go izraelskim Noblem. Krzysztof Czyżewski, szef sejneńskiego Ośrodka Pogranicze, to drugi - po Adamie Michniku - Polak uhonorowany tym prestiżowym wyróżnieniem.

Nagrodę wręczano na Uniwersytecie w Tel Awiwie. Działająca przy nim fundacja przyznaje co roku trzy nagrody (po milion dolarów każda) za wybitne osiągnięcia w dziedzinie nauki, technologii i dokonań kulturalno-społecznych.

Nagrody przydziela się w trzech kategoriach, dotyczących działań związanych z przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Czyżewskiego (znalazł się wśród siedmiu laureatów) uhonorowano w kategorii "przeszłość", a nagrodą podzielił się z francuskim historykiem Pierre'em Norą i badaczem Holocaustu Saulem Friedlaenderem.

Jurorzy nagrody imienia zmarłego dwa lata temu filantropa i biznesmena - tak uzasadniali swoją decyzję: "Czyżewski, pisarz, zaangażowany intelektualista i działacz społeczny, poświęcił się pracy nad włączeniem polskiej pamięci w tworzenie społeczeństwa obywatelskiego we współczesnym świecie, które byłoby zdolne zgłębić skomplikowaną przeszłość i połączyć ją z budowaniem teraźniejszości i fundamentów przyszłości".

Dodajmy, że wśród laureatów wcześniejszych edycji są m.in: były amerykański wiceprezydent Al Gore, były brytyjski premier Tony Blair, pisarze Margaret Atwood i Amos Oz. Tradycją zaś Nagrody Dana Davida jest, by każdy z wyróżnionych 10 procent nagrody przeznaczył na stypendium dla wybranego przez siebie młodego naukowca.

Rozmowa z Krzysztofem Czyżewskim

Monika Żmijewska: Co najbardziej utkwiło ci w pamięci z wieczoru wręczania nagrody?

Krzysztof Czyżewski: To był wieczór pamięci, ale daleki od znanych nam form celebrowania przeszłości. Fascynująca była jego dramaturgia. Oto z jednej strony dowiadujemy się, że średnia długość życia człowieka jeszcze w XIX wieku wynosiła około 30 lat. Żyjemy więc prawie trzykrotnie dłużej. Jednak nasz organizm nie jest do tego przygotowany. Objawem tego jest m.in. choroba Alzheimera, której zasięg zwiększył się w ostatnich latach co najmniej trzykrotnie i dalej rośnie. Z tym "killerem" pamięci walczą w swoich laboratoriach neurolodzy: Brenda Milner, John Hardy i Peter George-Hyslop, wiedząc o nim już prawie wszystko i wierząc, że w ciągu 10-20 lat odkryją gen, który go zwalczy. Z drugiej strony jest ten niesamowity Marwin Minsky, który najdalej chyba w świecie poszedł w badaniach nad sztuczną inteligencją. On z kolei wierzy, że już wkrótce będziemy potrafili przenosić swoją pamięć do komputera, że kolejny etap ewolucji to synteza biologii i techniki, co sprawi, że ponownie zwielokrotni się długość naszego życia. A pomiędzy nimi my - Saul Friedlander, Pierre Nora i ja [tegoroczni laureaci nagrody Dana Davida - red.] - pracujący nad kulturą pamięci, czyli nad tym, jak pamiętać i po co. Tego wieczora uświadomiłem sobie, że sztuka pamięci, którą musimy zgłębiać, w coraz mniejszym stopniu dotyczy zapamiętywania, a w coraz większym nadawania sensu długiemu życiu człowieka i obrony tego, co duchowe w styku z technologią.

Czy wybrałeś już osobę, której, jak każe tradycja, przekażesz 10 proc. nagrody na stypendium?

- Swoje nagrody stypendialne wręczyłem Yifat Gutman z Jerozolimy za pracę nad badaniem pamięci wojny 1948 roku wśród Żydów i Palestyńczyków oraz Ashley Green z uniwersytetu Notre Dame w USA, która bada rolę pamięci historycznej w budowaniu tożsamości państwowej Ugandy. Miało to miejsce następnego dnia, podczas osobnej ceremonii nagradzania młodych ludzi, ich nauczycieli i szkół. Ta nagroda naprawdę jest świetnie pomyślana. We wszystkich szkołach średnich Izraela każdego roku ogłaszany jest konkurs na esej pt. "Kto jest twoim bohaterem?". Tego roku napłynęło ponad 1200 prac młodych ludzi wszystkich narodowości tego kraju. Ukazują one, jakie sprawy i problemy są najważniejsze dla młodego pokolenia, a to z kolei ma wpływ na decyzje rady nagrody o wyborze tematów na kolejne lata. Dopiero drugim aktem tej ceremonii było nagrodzenie stypendiami naukowymi 22 doktorantów z całego świata, którzy złożyli najciekawsze aplikacje.

Czy twoje rozumienie pracy nad pamięcią - człowieka pracującego na wschodnich pograniczach - jest bliskie rozumieniu takiej pracy przez darczyńców, i w ogóle w Izraelu? Czy w tej kwestii są duże różnice między naszymi krajami?

- Dużo o tym mówi debata o historii i pamięci, jaka odbyła się na uniwersytecie w Tel Awivie. Znalazłem się w niej pomiędzy dwiema monumentalnymi wieżami, już właściwie klasykami w tej dziedzinie, Saulem Friedlanderem z Los Angeles, który całe życie poświęcił badaniom Holokaustu, walce z jego relatywizacją, a także wprowadzeniu do nauki wiarygodnego głosu ofiar historii, oraz Pierrem Norą z Paryża, autorem i redaktorem legendarnego już wielotomowego dzieła "Miejsca pamięci", które poprzez analizę figur obecnych w pamięci zbiorowej, takich jak trójkolorowa flaga, Wersal czy Rewolucja Francuska konstruowało niejako francuską tożsamość narodową, co stało się wzorem dla podobnej pracy w innych krajach. Natomiast moje doświadczenie zaangażowania pamięci w budowanie społeczeństwa obywatelskiego w nowej Polsce po 1989 roku, a także pracy na wielokulturowych pograniczach współczesnego świata pozwalało mi uwolnić odmienną perspektywę spojrzenia.

O tym mówiłeś podczas debaty?

- Mówiłem o usiłowaniu budowania czy też dopominania wspólnej pamięci, wspólnej na pograniczu, a więc z innymi, z sąsiadami. Mówiłem o pamięci, która jest dla przyszłości, bo umożliwia życie razem z innymi. W budowaniu wspólnej pamięci nieodzowna jest pamięć krytyczna, co w naszym przypadku oznaczało uderzenie się we własne piersi za to, co symbolizuje Jedwabne, ale także za nasze dziedzictwo kolonialne na obszarach dzisiejszej Ukrainy, Białorusi i Litwy (obok "Sąsiadów" Jana Grossa publikowaliśmy przecież także "Walkę o ziemię" Daniela Beauvois). Mówiłem wreszcie o dobrej pamięci, tej najtrudniejszej do wydobycia i najbardziej zakazanej w XX wieku pamięci, dla której ciągle poszukujemy wiarygodnego języka i artystycznej formy przekazu. Mówiłem więc o pamięci wspólnej, krytycznej i dobrej, o której nie mówią dzieła Friedlandera i Nory, choć sam zawdzięczam im bardzo wiele.

I jaki był odbiór?

- Czułem, a potem w dyskusji jeszcze bardziej to się uwidoczniło, jak silnie ta moja opowieść rezonuje wśród słuchającej nas izraelskiej publiczności. Nie tylko ze względu na przeszłość, lecz - a może przede wszystkim - ze względu na nasze tu i teraz. Saul Friedlander zapytał mnie jak sobie wyobrażam pracę nad wspólną pamięcią w świecie pełnym konfliktów i traumatycznych ran, czy to w ogóle jest możliwe? Opowiedziałem mu o doświadczeniu mojego pokolenia, które chciało budować przyszłość Polski, ale okazało się, że nie jest nam dane tak po prostu iść, bo - jak napisał w swoim niezapomnianym wierszu "Muranów góruje" Jerzy Ficowski - "chciałbym tylko iść / a idąc depczę". Pierwsze pytanie, które musieliśmy sobie zadać przyjeżdżając do Sejn i zagospodarowując były kwartał żydowski, brzmiało: kto tutaj żył przed nami? I powiedziałem, że takie też było moje pierwsze pytanie do naszego opiekuna prof. Avnera Ben-Amoza, kiedy wszedłem na kampus uniwersytetu w Tel Awiwie: co tu było wcześniej? "Wioska arabska" - usłyszałem w odpowiedzi. "Czy są po niej ślady?" - zapytałem. Okazało się, że są organizacje obywatelskie, które o to zabiegają, ale nie ma na to jeszcze przyzwolenia władz uniwersytetu. Czy te pytania i starania tworzą wspólną pamięć? Jeszcze nie. Ale uwalniają ścieżkę ku niej. Ktoś powie, że to za mało, ale czy bez tego przyszłość, w której będziemy mieli bezpieczny dom, jest w ogóle możliwa?

Ośrodek Pogranicze nawiązał teraz współpracę z Instytutem Polskim w Izraelu. Na czym dokładnie ma polegać?

- Na przyjęcie wydane przez Instytut Polski z okazji Nagrody Dana Davida przyszło bardzo wiele osób, Żydów i Palestyńczyków, artystów i działaczy społecznych, naukowców i dziennikarzy, którzy pracują w duchu bliskim Pograniczu. Potem miałem szansę odwiedzić ich pracownie, przyjrzeć się ich działaniom w całym kraju, który podzielony jest nie tylko granicami konfliktów narodowych i politycznych, ale także religijnych i społecznych, które stają się coraz głębsze. Byłem więc gościem wydziału teatralnego uniwersytetu w Tel Awiwie, którego studenci w dużym stopniu zajmują się teatrem zaangażowanym społecznie; odwiedziłem teatr Ruth Kanner, która pracuje w porzuconym domu kultury w niewielkiej osadzie i tworzy awangardowe przedstawienia w oparciu o opowieści ludzi; dotarłem do Umm el Fahm, miasta zamieszkanego prawie wyłącznie przez Palestyńczyków, gdzie Said Abu Shukra tworzy niezwykłe muzeum współczesnej sztuki arabskiej, która w jego pojęciu ma być mostem ku wspólnemu życiu z Żydami oraz odwoływać się do pamięci wspólnej, krytycznej i dobrej.

Z podobnym myśleniem spotkałem się w Holonie, gdzie awangardowi artyści w porzuconej szkole utworzyli Centrum Sztuki Cyfrowej, silnie nastawione na pracę organiczną w społeczności lokalnej i na budowanie mostów z Zachodnim Brzegiem, a także w dwóch niezwykłych kibucach: Ein Harod, gdzie Galia Bar Om prowadzi jedno z najważniejszych w Izraelu muzeów sztuki współczesnej, oraz w Beit Lohamei Haghetaot w zachodniej Galilei, gdzie powstało słynne muzeum bojowników getta i gdzie Raya Kalisman prowadzi Ośrodek Edukacji Humanistycznej.

Dzięki wsparciu Instytutu Polskiego już tej jesieni zapraszamy liderów tych organizacji do wizyty w naszym Ośrodku "Pogranicze". A w przyszłym roku wspólnie przygotowujemy cykl prezentacji naszej pracy tam - "Kroniki sejneńskie", Muzyka Miejsca, opowieść o Medei, filmy o budowaniu mostów na różnych pograniczach świata, filmowe kolekcje bajek pogranicza oraz towarzyszące im warsztaty i seminaria mają pojawić się nie na branżowych festiwalach, lecz w środowisku wspólnot lokalnych, miast, które są jak palimpsesty kulturowe, kampusów uniwersyteckich i kibuców. To niesamowite, ile razy podczas tego pobytu usłyszałem: przyjeżdżajcie, jesteście tu potrzebni

Czy spotkałeś podczas tej kilkudniowej podróży po Izraelu, np. w Jerozolimie, kogoś, kogo doświadczenie szczególnie cię ujęło?

- Zdarzyło się to w kibucu bojowników getta, kilka kilometrów za miastem Akko, skąd z jednej strony widać Morze Śródziemne i bazę wojskową, a z drugiej wioski arabskie. Było to już po zwiedzeniu muzeum w bardzo ciekawy i twórczo angażujący widza sposób opowiadającym o cierpieniu i bohaterstwie dzieci podczas Holokaustu, zbudowanym w kształcie wieży usadowionej na wzgórzu między akweduktem z czasów otomańskich a wspaniałym amfiteatrem. Raya Kalisman opowiadała o działalności Centrum Edukacji Humanistycznej, o pracy, jaką prowadzą z miejscową ludnością arabską, Druzami, Beduinami i nowymi imigrantami, o pracowniach dla dzieci, o bogatym centrum dokumentacji, o tym, jak bliska jest im praca nad pamięcią wspólną, krytyczną i dobrą. Co rusz to objawiały się jakieś podobieństwa i pobratymstwa w pracy naszych ośrodków. Aż w którymś momencie powiedziała: "Biurko, przy którym teraz siedzimy, przez wiele lat było miejscem pracy Sary Shner, która urodziła się w Sejnach, zakładała ten kibuc i jest duchową patronką wszystkich naszych pogranicznych działań".

Przysłuchiwał się tej rozmowie jej syn, Moshe Shner, który za chwilę opowiedział nam swoją historię o powrocie do Sejn i wspólnej pamięci. Doradził kiedyś swojej córce (podobno to był ostatni raz, kiedy córka posłuchała jego rady), aby w ramach wymaganej w szkole pracy historycznej napisała o swoim własnym miejscu, w którym żyje. Wiadomo było, że kibuc powstał w 1948 roku, ale szybko okazało się, że nie na nagiej ziemi, lecz na ruinach zniszczonej wojną wioski arabskiej, której mieszkańcy zostali wygnani, zanim przybyli nowi osadnicy. Razem z córką zaczęli szukać przez Internet dawnych mieszkańców wioski. I tej samej nocy, kiedy z Libanu i Ameryki nadeszły pierwsze arabskie odzewy, otrzymali e-mail z Dusznicy pod Sejnami od nowych mieszkańców domu należącego kiedyś do rodziny Sary Shner z prośbą o podzielenie się każdym okruchem żydowskiej pamięci tego miejsca. Praca, którą napisała córka Moshe, nie została przyjęta w szkole z entuzjazmem, nie uczyniła też jej życia lżejszym. Ale czy to podważa sens pytań, jakie postawiła i pracy nad kulturą pamiętania, której się oddała? Słuchając tych opowieści, zacząłem myśleć sobie już nie po kartezjańsku: pamiętam, więc jestem*.

Rozmawiała Monika Żmijewska

***

Krzysztof Czyżewski wraz żoną Małgorzatą i przyjaciółmi Bożeną i Wojciechem Szroederami założyli Fundację i Ośrodek Pogranicze w 1990 roku. Na miejsce do życia i pracy wybrali małe Sejny pod litewską granicą. Od dwóch dekad wraz ze współpracownikami tworzą tam dzieła wielkie. W budowaniu mostów, uczeniu tolerancji i szacunku dla Innego są uparci i konsekwentni, a ich praca jest nie do przecenienia. W 2011 roku - w wigilię polskiej prezydencji w UE i setną rocznicę urodzin Miłosza w zrewitalizowanym dworze w Krasnogrudzie, (w której przed wojną noblista spędzał wakacje u ciotek) udało się im otworzyć Międzynarodowe Centrum Dialogu.

* Kartezjusz napisał w 1637 roku w Rozprawie o Metodzie: Myślę, więc jestem

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji