"Wojna i pokój"
Tym razem wieczór na Pradze był niespodzianką. Zespół Teatru Powszechnego zrobił godny uznania wysiłek; prezentując eksperyment dramaturgiczny słynnego inscenizatora niemieckiego w reżyserii Ireny Babel. Wersja sceniczna "Wojny i pokoju", opracowana pod kierunkiem Piscatora, różni się od znanych nam dotychczas adaptacji powieści. Jest tak swobodną parafrazą, że nasuwa raczej myśl o samodzielnej interpretacji tematu, zapożyczonego z arcydzieła Tołstoja. Można by ją nazwać wariantem jednego z motywów potężnej symfonii, skomponowanym w innej tonacji.
Na premierę wybrałam się pod świeżym wrażeniem lektury "Wojny i pokoju", pod wrażeniem pełni życia, rytmu ludzkich serc, szerokiego spojrzenia na wydarzenia epoki, które są dla genialnego pisarza przesłankami do filozoficznych wniosków. Zwłaszcza dwa pierwsze tomy, gdzie nurt poezji jest szczególnie silny, za każdym razem zachwycają czarem rozkwitającym uczuć, bogactwem nastrojów i tętnem życia, które wciąga czytelnika w świat tołstojowskich bohaterów. Próba odnajdywania na scenie odpowiednika całej sumy wartości "Wojny i pokoju" musi prowadzić do miażdżącej krytyki, do oskarżania śmiałków, którzy porwali się na rzecz niewykonalną, Tak też został przyjęty spektakl Piscatora przez krytyków paryskich, którzy zbyt dosłownie "przymierzali" adaptację do oryginału. Przyczyną nieporozumienia jest w znacznym stopniu fakt, że w tej ,,scenicznej opowieści" został zachowany oryginalny tytuł Tołstoja. Tytuł, który za wiele obiecuje.
Z setek postaci, żyjących w "Wojnie i pokoju", wybrał Piscator osiemnaście. Są to figury w akcji powieści najważniejsze, wybrał też te elementy powieści, w których najsilniej wyraził się protest Tołstoja przeciwko wojnie.
Inspirując się arcydziełem Tołstoja, napisał Piscator utwór o dużych walorach dramatycznych, w najlepszym sensie agitacyjny, nader aktualny i potrzebny w naszych czasach. Z eposu wojennego epoki napoleońskiej wyciągnął wnioski ostrzegawcze dla epoki atomowej. Ale nikt nie potrafi mi wmówić, że ten utwór uwypukla istotne wartości tołstojowskiej epopei.
Piscator posłużył się oryginalną techniką dramaturgiczną. Akcja ma trzy plany. Na płycie umieszczonej w głębi sceny (na "scenie losu") rozgrywają się wielkie wydarzenia polityczne i militarne, które są. tłem dla osobistych przeżyć bohaterów, występujących na pierwszym planie. Narrator jest komentatorem. W niektórych scenach prowadzi dyskurs z głównymi figurami, siedzącymi na podestach. Protagoniści dramatu są jednocześnie aktorami i obserwatorami życia. Dialogi "komentatorskie", napisane językiem żywym, dźwigają ważkie treści intelektualne. Postać Narratora jest jakby unowocześnioną formą chóru antycznego.
Tę niełatwą rolę gra kulturalnie i dyskretnie Hugo Krzyski, łącząc filozoficzną powagę z naturalnością i swobodą gawędziarza, który sprawnie wiąże w całość różnorodne elementy widowiska. Urzekająca jest Janina Nowicka jako Natasza Rostowa. Jej dziewczęca świeżość i wdzięk wnoszą na scenę urok młodości, kontrastujący jaskrawo z groźnymi pomrukami wojny. Natasza Nowickiej dojrzewa na scenie, z dziewczątka przekształca się w dorosłą kobietę. Z subtelną wrażliwością cieniuje artystka nastroje poszczególnych scen, unikając monotonii, której nie wszyscy zdołali się ustrzec, zwłaszcza w drugiej części przedstawienia. Bo inscenizacja Piscatora, w założeniu rapsodyczna, wprowadza rytmiczną zmienność obrazów przeplatanych narracją. W akcie pierwszym pobudzają one silnie wyobraźnię. Ale w części końcowej spektaklu, po trzech godzinach, ta "ilustracyjna" technika staje się nużąca.
Tadeusz Bartosik jako Piotr Bezuchow wyraża bezmiar dobroci, a zarazem słabości charakteru człowieka zagubionego na bezdrożach trudnych czasów. Szkoda, ze Bartosik potraktował zbyt statycznie tę świetnie zarysowaną, prawdziwie tołstojowską postać, zamazując w drugiej części spektaklu jej wzruszające rysy psychiczne. W pewnym stopniu wynika to z braku konsekwencji w ujęciu tej postaci, którą Piscator bez dostatecznych uzasadnień rozwija w kierunku rewolucyjności, włączając w szeregi chłopskich partyzantów. Nie zdołał też Bartosik wygrać w pełni kapitalnej sceny bitwy pod Borodino (oryginalnie pomyślanej przez Piscatora). Wymaga ona zresztą od aktora nieprzeciętnej ekspresji dramatycznej, by mógł w tym dynamicznym monologu sugestywnie ukazać sceny batalistyczne z udziałem ołowianych żołnierzy.
Zasadzek nie brak w tej wersji "Wojny i pokoju", gdzie marionetkowość postaci stwarza dla aktorów szczególne trudności. Na rachunek tekstu policzyć też wypada anemiczność postaci Andrzeja Bołkońskiego, którego grał z przejęciem Ryszard Barycz, kreśląc szlachetną sylwetkę młodego arystokraty. Oschłość i dziwactwa starego księcia Bołkońskiego uwypuklił z emfazą Juliusz Łuszczewski. Czarującą Lizą była Maria Seroczyńska, a Izabela Hrebnicka miała wzruszające akcenty jako księżniczka Maria. Adam Hanuszkiewicz (Anatol Kuragin) i Teodor Gendera (Dołochów) zamaszyście grali młodych zabijaków. Bogdan Szymkowski naszkicował wyrazistą sylwetkę Napoleona, Tadeusz Czechowski - cara Aleksandra, a Mieczysław Serwiński -- Kutuzowa. Charakterystyczne figury nakreślili Czesław Roszkowski (lekarz) i Aleksander Piotrowski (Ałpatycz). Wanda Chadzyńska (Hrabina), Kazimierz Janus (oficer francuski), Andrzej Tomecki (ranny żołnierz) dopełniają obsady spektaklu, którego niemałą zaletą jest wyrównany poziom gry zespołowej.