Artykuły

Sen Kilianów

Samuel Pepys, sekretarz admiralicji za czasów Karola II, po obejrzeniu w teatrze królewskim "Snu nocy letniej" odnotował w dzienniku, że więcej razy tej sztuki nie będzie oglądał, bo jest "najniedorzeczniejsza, najśmieszniejsza, jaką kiedykolwiek oglądał w życiu".

To co dla Pepysa było wadą, dla większości okazało się zaletą -"Sen" cieszy się zasłużoną sławą poetyckiej baśni, która wiąże ucieszną farsę, bajkę i liryczne wyznania w rzad­kiej piękności całość. Zawsze też otwiera pole przed twórcami do poszukiwań scenicznego odpo­wiednika dla pomysłów Szekspira. Najnowsza premiera "Snu" w Pol­skim, w interpretacji Adama (scenografia) i Jarosława (reży­seria) Kilianów dowodzi, jak płodne może być spotkanie z tą perłą szekspirowskiej komedii.

Dla Adama Kiliana, mi­strza polskiej scenografii, ar­tysty o rozpoznawalnym cha­rakterze pisma, chętnie od­wołującego się do ludowych korzeni, "Sen" okazał się nie­zwykle inspirujący. Kilian sięgnął po środki proste, ale zarazem nie­zwykle wyrafinowane. Baśniowy klimat królestwa elfów, świata, w którym panuje Tytania i Oberon, wyczarował sięgając po kon­strukcje oparte na kombinacji oli­nowania i światła. Spektakl roz­poczyna wysunięcie się fragmen­tu... kurtyny z frędzlami - pod tą zabawną peleryną kryje się Filostrates, mistrz zabaw i ceremonii u Tezeusza (Bogdan Potocki). Zaraz potem, kiedy kurtyna pod­nosi się, na obrotówce przesuwa­ją się oświetlone wianki, jak w święto Kupały - to jeden z sy­gnałów związku artysty z ludową tradycją. Kiedy przenosimy się do Aten, opadają liny uformowane jak portal antycznej budowli, któ­rej zarys kończą ogromne teatral­ne frędzle. A kiedy wkraczamy w leśne ostępy, królestwo Oberona, na horyzoncie pojawiają się luźne zwoje lin na całą szerokość sceny, które poruszone przez Pu­ka tworzą nastrój dziwności, na­tychmiast wspomagany różnej wielkości stożkami z lin, które spływają na scenę.

Młodzieńcza pomysłowość scenografa, poetyckiej dekoracji i jarmarcznego kostiumu, bu­duje klimat opowieści o pery­petiach zakochanych, przeży­wanych w letnią, szalona noc. Do najzabawniejszych należy sce­na pojedynku Lizandra i Demetriusza, toczonego przy użyciu osobliwej broni: szpady przemie­nionej w skakankę, ciągnionej i przekręcanej we wszystkie stro­ny. Sporo tu także dowcipu mie­rzonego, punktowanego, np. kie­dy pod koniec widowiska Puk wy­ciąga czaszkę Yorika albo kilkoma dźwiękami wydobywa z harfy zna­ną melodyjkę z "Wesela" Wyspiań­skiego ("Miałeś chamie, złoty róg"). Dawno nie widziałem Szek­spira tak bezinteresownie rado­snego, młodego, a zarazem ma­gicznego. Nic więc dziwnego, że na premierze artysta został powi­tany na scenie owacją na stojąco.

Zharmonizowanie widowiska, scenografii, muzyki (znakomi­ta ilustracja Krzesimira Dębskiego), ruchu scenicznego to z kolei osiągniecie Jarosława Ki­liana, który poprowadził je w du­chu radosnej zabawy. Skorzystali z tej możliwości przede wszyst­kim aktorzy - grający ateńskich, rzemieślników; przygotowujący teatr na terze, czyli interludium o Pyramie i Tyzbe. Na scenie kró­luje przekomiczny Damian Damięcki jako Spodek - zawadiac­ki, wszechobecny, strachliwy, i buńczuczny. Przemieniony przez złośliwego Puka w osła, a ukochany za sprawą czarów przez Tytanie, szybko przystoso­wuje się do sytuacji zamieniając skórę śmiertelnie wystraszonego swym położeniem człeczyny w pana i króla zwierząt. Osią­gnięciem samym w sobie są przygotowania, a wreszcie pre­miera historii o Pyramie: błysz­czą w tym epizodzie wszyscy wy­konawcy z Wiesławem Gołasem jako Lwem i Ryszardem Nawrockim (Pigwa) na czele. Zakochani także wywiązują się ze swoich zadań bez zarzutu, a Ewa Bułhak (Helena) po­twierdza swoją świetną dyspozy­cję komediową w duecie z Ewą Domańską (Hermia). Ich part­nerzy (Adam Janusiak i Adam Biedrzycki) demonstrują pla­styczność uczuć, zmienianych za tchnieniem magii Oberona (Leszek Teleszyński) i wszę­dobylskiego Puka (Dariusz Kwaśniak, doskonale przygoto­wany do tej roli kondycyjnie: chodzi na szczudłach, biega jak na skrzydłach, unosi się na li­nach). Malowniczo i urodziwie prezentują się elfy Tytanii (Zu­zanna Lipiec), a królewsko Tezeusz (Tomasz Budyta) i Hipo­lita (Izabella Bukowska).

Nie ujmując nikomu jego zasług (także świetnie przygotowanych chłop­ców z chóru Cantores Minores przy Katedrze św. Jana w Warszawie) rytm i świetlistość insceniza­cji nadaje cudowna scenografia. Przy czym nie jest to scenografia, która każe się podziwiać, która jest dziełem dla siebie, ale przeciwnie - doskonale spojona z całością po­zwala odkrywać w "Śnie nocy let­niej" niespożyte zasoby scenicznej poezji. Można temu Szekspirowi wróżyć długi sceniczny żywot. Któż dzisiaj potrafi tak jednoczyć w zabawie i uśmiechu?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji