Magiczny świat Kilianów
Fascynacja "Snem nocy letniej" obejmuje właściwie wszystkich, którzy kiedykolwiek zetknęli się z tą komedią. Chyba w żadnym innym utworze Shakespeare'a fantastyka, poetyka snu, dziwność i baśniowość nie zaistniały tak silnie i tak cudownie czarodziejsko jak tutaj. Skoro każdy dorosły jest dzieckiem podszyty, więc widome ślady owej fascynacji, owego zaczarowania utworem Shakespeare'a znajdujemy u największych poetów, artystów w ich własnej twórczości. Dość przypomnieć tu słynny "Marsz weselny" Mendelssohna powszechnie grywany na uroczystościach ślubnych (zaledwie siedemnastoletni Mendelssohn napisał genialną uwerturę do "Snu nocy letniej" i marsz pochodzi z tej partytury), czy niezwykły fantastyczny świat Goplany w "Balladynie" Juliusza Słowackiego.
Tę najpiękniejszą poetycką komedię o miłości i zarazem jeden z najwybitniejszych utworów Shakespeare'a realizowano w najróżniejszy sposób. Najczęściej inscenizacje przybierały postać atrakcyjnych wizualnie widowisk lub - jak np. w inscenizacji Horzycy ewoluowały w kierunku wielkiego misterium poetyckiego. Inne, te wyrastające z ducha romantycznego, idą w kierunku feerycznej baśniowości pełnej różnych dziwnych zdarzeń, niezwykłej ruchliwości, polifoniczności barw i dźwięków. Jeszcze inne eksponują element erotyczny. Nierzadko też oglądamy inscenizację, gdzie cały spektakl podlega logice snu, choć senna rzeczywistość w sztuce jest przecież tylko jednym z trzech planów. Owszem, jednym z trzech, ale za to najważniejszym, czego dowodzi najnowsza inscenizacja "Snu..." autorstwa panów Kilianów: Adama (ojca) i Jarosława (syna). Nie mieści się ona w żadnej z wyżej wymienionych konwencji, jest po prostu własna, Kilianowa. Bo prace Kilianowego tandemu mają własną stylistykę, własny "alfabet", którym twórcy się posługują. Niejednokrotnie mogliśmy się już o tym przekonać, oglądając choćby "Balladynę" zrealizowaną przez obu panów kilka lat temu w Teatrze Powszechnym.
"Sen nocy letniej" swoją koncepcją reżysersko-scenograficzną odbiega od dotychczasowych prac obu znakomitych artystów. Jest to bardzo nowocześnie przemyślana inscenizacja - nowoczesna w formie. Można powiedzieć, że jest to "Sen nocy letniej" już nowego wieku. Wieku rozpoczynającego trzecie tysiąclecie.
Adam Kilian, poeta-malarz scenicznych obrazów, zbudował scenę materią "sznurkowo-sieciową". Jest takie określenie: zastawić więcierze, łowić ryby więcierzem. Więcierz oznacza sieć rybacką używaną do połowu ryb, czy to w jeziorach, czy brzegach rzek. Na scenie Teatru Polskiego zastawiono więcierze. To piękna metafora niewoli uczuć. Tak, jak ryba, która wpada do sieci i uwolnić się nie może, tak bohaterowie "Snu nocy letniej" wpadają w sieci miłości. Sznurki naplecione na duże i mniejsze obręcze tworzą sieci w kształcie dzwonu. Ruchoma konstrukcja pozwala na przemieszczanie ich, opieranie na podłodze sceny, unoszenie w górę, w zależności od potrzeby. To leśny, zaczarowany świat Oberona i Tytanii, las naszych namiętności. Jakże piękny. Ta "więcierzowa" stylistyka obecna jest także w kostiumach Tytanii i jej orszaku.
W odróżnieniu od inscenizacji, ukazujących świat pełen chorych, ciemnych namiętności ukrytych w ludzkiej naturze Kilianowie odczytują komedię Shakespeare'a jako pogodną, radosną opowieść o miłości i nadziei. A więc o tym, co nadaje sens ludzkiej egzystencji. W tym przedstawieniu panuje ład i harmonia, a wszystkie światy - plany spaja miłość. Jest to także spektakl o harmonijnym jednoczeniu się przeciwieństw, właśnie dzięki miłości (Vide: Tadeusz - w tej roli Tomasz Budyta, oraz Hipolita - Izabella Bukowska). Całość zaś spina klamra: teatru w teatrze. Bo spektakl panów Kilianów jest też opowieścią o teatrze i jego funkcji w życiu człowieka. Filostrates (Bogdan Potocki), mistrz ceremonii na dworze Tezeusza, to przecież dyrygent rozpoczynający spektakl. Zabawny, ruchliwy Puk (Dariusz Kwaśnik) jest reżyserem tej letniej nocy. To on sprawia, że następuje kompletne poplątanie i zaplątanie się w uczuciach młodych bohaterów: gąskowatej Hermii (Ewa Domańska), córka Egeusza (wyrazisty Krzysztof Kumor), szczerze przeżywającego jej niechęć do Demetriusza (Adam Biedrzycki) i miłość do Lizandra (Artur Janusiak) oraz Heleny (Ewa Konstancja Bułak) zazdrosnej, silnej i zdecydowanej na wszystko w dojściu do celu.
Zasadę teatru w teatrze realizuje też rubaszna i groteskowa trąba Piotra Pigwy (Ryszard Nawrocki) zajmująca w spektaklu szczególne miejsce. Ogromnie zabawny jest Wiesław Gołas jako Lew, a także Damian Damięcki w roli Spodka, choć wyznam, że tak pogrubioną kreską rysowane role rzemieślników, a zwłaszcza Spodka - nie leżą w moim guście.
Ten wielkiej urody spektakl ma wprawdzie jedną, ale sporą wadę: wykonanie aktorskie, które niestety w wielu wypadkach nie mieści się w owych wspaniałych rozwiązaniach wizualnych spektaklu.