Dole i niedole Historii o Chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim...
Na scenie Teatru Nowego oglądają widzowie misterium liczące sobie ponad czterysta lat - tyle upłynęło od daty jego spisania. A ile ma ta sztuka lat życia? - więcej nas to powinno zajmować niż sama data powstania. Podajmy przykładowo, że Czesi chlubią się bardzo wczesnymi widowiskami liturgicznymi z dodatkiem scen w języku narodowym, ale nie potrafimy wskazać, aby te spektakle żyły dłużej niż sto lat - tracą swoją artystyczną wymowę i społecznie warunkowaną aktualność jeszcze w średniowieczu. Podobnie i dawna farsa francuska poszła w cień, gdy w XVI wieku zwrócono się do antycznych poetyk po wzory teatru regularnego. W tym niezbyt zresztą dokładnym i ścisłym porównaniu nasze misterium bije rekordy trwałości - ku sławie polskiej sztuki teatralnej - lub z jej ujmą, jak to twierdzili swego czasu złośliwi krytycy.
Od jakiej daty rozpoczynają się dzieje naszej sztuki? - Niestety, brak roku wydania na małym tomiku, zachowanym w jednym jedynym egzemplarzu. Z tego, co wiemy o wyglądzie książek i o historii języka, wywodzimy stwierdzenie, że tomik wyjść mógł w latach 1570-1580. Z karty tytułowej odczytujemy też i nazwisko autora Historii: "wierszykami spisana przez księdza Mikołaja z Wilkowiecka, zakonnika częstochowskiego". Cóż, kiedy i data i autor budzą wątpliwości. To, co się w Polsce działo w drugiej połowie XVI wieku bardzo mało sprzyjało drukowaniu misterium. Toczyła się jeszcze wielka polemika protestantów z katolikami, rozładowywało się właśnie największe napięcie tego sporu - był to czas po licznych atakach luteranów i kalwinów na formy życia religijnego i liturgię katolicką. Wytykano katolikom zbyteczną pompę w obrzędach, ba, oskarżano o bałwochwalstwo nawet, karcono przywiązywanie solenności i wystawności do zewnętrznych oznak kultu. Przypuśćmy że wielka rozprawa między protestantami a "papistami" toczyła się w ośrodkach wielkomiejskich, a nasza "Historia" przeznaczona była dla zaplecza małomiasteczkowego, dla życia parafii prowincjonalnych, dla pobożnych cechów lub bractw i plebanów, którzy nie wiedzieli nawet o tym, że idą czasy, które zmieniały oblicze Europy. Nawet wtedy drukarz i księgarz, którzy podejmowali koszt nakładu, liczyć się musieli z odgłosem, jaki wywoła ta pobożna sztuka wyłożona w księgarniach i kramach. Osoba Mikołaja z Wilkowiecka także nie przylega do całej tej imprezy. Autor kilku dzieł, ceniony kaznodzieja, potem prowincjał zakonu, wreszcie przeor paulinów nie mógł być autorem książki, która już wtedy mogła być przez współczesnych określona jako stary szpargał, w każdym razie już wtedy tchnęła starzyzną. Świadkiem jest tutaj zarówno szata wierszowa, jak i sporo archaicznych wyrażeń wówczas już nieużywanych. Budowa sztuki przeczy także temu, aby mogła być ona płodem literackim swego czasu - współcześnie na scenach jezuickich grywa się sztuki o budowie wzorowanej na sztukach klasycznych, z podziałem na akty i sceny, z wyodrębnionymi scenkami komicznymi, dla których miejsce znaleziono między aktami. Trzeba więc budować hipotezę, że nasza Historia miała już w chwili druku sporo lat życia za sobą. Ile? - Może pięćdziesiąt, może i sto nawet. Wolno się domyślać, że powstała jeszcze w XV wieku, że dobierała i traciła rozmaite scenki. Domyślamy się też, że drukowano ją przed rokiem 1551 i u wdowy po drukarzu Florianie Unglerze leżała jeszcze resztka nakładu, 200 egzemplarzy - że cieszyła się przez cały wiek XVI wzięciem i zafrasowany drukarz, dbały o zyski, zaryzykował druk starej, nabożnej, a widocznie ulubionej sztuki, uprosił jedynie częstochowskiego paulina o wpisanie między sceny tekstów ewangelicznych. Te słowa ewangelii miały usprawiedliwić przebieg akcji i ochronić sztukę przed zarzutami o zbytnią swobodę w traktowaniu materii religijnej. Dzięki temu zabiegowi i księgarz osłonił się przed drwinami "nowinkarzy" i wykonawcy misterium byli zabezpieczeni przed wszelkimi zarzutami. Zwracał na to uwagę Prologus zastrzegając się, że to, co przywiodą nad tekst Ewangelii, brali od starych Patrów, czyli z pism Ojców Kościoła. Dzięki temu sztuka otrzymała zbyteczny z punktu widzenia teatralnego naddatek, ewangelistę, który odczytując odpowiedni fragment Biblii zapowiadał najbliższy odcinek akcji. Jednocześnie jednak ktoś bardzo wprawiony w sztuce teatralnej - może to i sam Mikołaj z Wilkowiecka, może kto inny - dopisał liczne uwagi inscenizatorskie, bardzo ciekawe i cenne, tworząc w ten sposób jeden z najbogatszych dokumentów starego teatru w Polsce.
Mniej więcej pół wieku potem dostaje się misterium w ręce pisarza Jana Karola Dachnowskiego. Razi go wiersz Historii - nie używa się w tych czasach ośmiu sylab, Dachnowski przewierszował zatem cały tekst na jedenastozgłoskowiec. Ciekawe jest, że nie posunął się do większych zmian. Widocznie tekst był ciągle jeszcze powszechnie znany i wolno mu było tylko sprawić nową szatę, nie naruszając budowy całości. Dopiero z lat następnych (z połowy wieku XVII) doszła do nas szeroko rozbudowana Historia Męki grywanej w Chełmie, na której drugą część składają się wybrane z naszej sztuki obrazy. Redaktor owej sztuki był bezceremonialny i tak zmienia nasz tekst, że w pewnej chwili stawiamy pytanie, czy nie korzystał z nieznanego nam innego starego odpisu naszej "Historii o Chwalebnym Zmartwychwstaniu".
Po jakichś trzydziestu latach nieznany kopista sporządził odpis Historii nieco odnowiony, ale ciągle powtarzający wiersz ośmiozgłoskowy. Oznacza to bardzo wiele. Raz, że pomysł Dachnowskiego przerobienia sztuki na nowszą modłę okazał się chybiony, po drugie, świadczy o tym, że mimo znajdowania się przez jakiś czas w księgarniach nowej wersji, zwyciężyła stara forma. Dowodzi to tego, że krążyło dalej po Polsce kilka czy kilkadziesiąt kopii rękopiśmiennych najstarszej wersji, czyli że żywot naszego misterium był nieprzerwany.
Ów rękopis z końca XVII wieku doczekał się nawet druku, a kto wie, czy nie był dwa razy drukowany. Znamy znowu tylko jedną edycję z roku 1757. Druk odbiegł trochę od rękopisu, odświeżono nieco język, dodano kilka pomysłów, ale opatrzono książeczkę przedmową ironiczną, która całą książkę czyni kpiną. Podobno kanclerz Małachowski kazał wydrukować ten nakład, aby ośmieszyć paulinów częstochowskich, którzy tę naiwną dla oczu ludzi oświeconych sztukę ciągle wystawiali. Domyślać się można także, że było jeszcze inne wydanie z wieku XVIII - świadectwa są niepewne i sobie przeczące.
Zastanowić się jeszcze musimy nad ową wiadomością o złośliwym pomyśle Małachowskiego specjalnego druku dla utrącenia popularności tekstu. Bez względu na to, ile prawdy w tej historyjce, ważne jest dla nas stwierdzenie, że jeszcze w połowie wieku XVIII misterium grywano i to z takim powodzeniem, że trzeba było temu zapobiegać. Doliczyliśmy się więc trzystu lat scenicznego powodzenia w niezmiennej formie.
Starajmy się zrozumieć niekoniecznie piękny postępek Małachowskiego, przecież tak wiele w Historii sprzeciwiało się rozsądkowi, tak wiele spraw kłóciło się z owym jasno i logicznie uporządkowanym obrazem racjonalistycznego świata. Najwięcej zaś grzeszyła ona zaprzeczeniem "reguł" dramatycznych i poetycznych. Przypomnijmy, że i Szekspir z trudem torował sobie w wieku Oświecenia drogę do repertuaru! - Jeden z pierwszych satyryków wieku Oświecenia Gracjan Piotrowski, pisze więc o naszym misterium:
...Wiesz dobrze, że niestrawny
Był nam koncept, akt każdy i scena,
Kiedy my raz czytali te głupstwa
...Bo pomyśleć nie można, by ludzie z rozumem
Tak podłych zdań, wyrazów, bawili się tłumem.
- i dalej notuje w odsyłaczu:
Książka wydana z dawnego szpargału i przedrukowana kosztem p. Mitzlera trzeci rok temu. Dzieło to musi być fabrykowane od kogoś dla rozrywki i śmiechu ludzkiego, z krzywdą tamtejszemu (tzn. częstochowskiemu) zgromadzeniu.
Jesteśmy więc świadkami, w jaki sposób opinie kręgu wykształconych literatów dokonały skreślenia misterium z listy "repertuaru klasycznego". Nie mieściło się ono - i nie powinno było pomieścić - w dobrze uporządkowanym świecie ludzi obojętnych religijnie, a zajętych polityczną i gospodarczą reformą-odnową kontuszowej i ciągle jeszcze aż nadto sarmackiej Polski. Znikło więc misterium rezurekcyjne, jako trudniejsze, a kilka starych dialogów herodowych i szopkowych przyczaiło się po wsiach i małych miasteczkach i przetrwało aż po wiek XX z niemałym powodzeniem.
Odwoływali się do tych form ludowych romantycy przeczuwając, że stała kiedyś za nimi wielka przeszłość dramatyczna. W XVI wykładzie o literaturach słowiańskich mówił Mickiewicz:
U chrześcijan dramat poczyna się po epoce bohaterskiej, po wyprawach krzyżowych: wspaniałe jego zarysy mamy w misteriach... Dramat ten wszelako po okresie prób zaczął upadać. Z biegiem czasu pisarze, wziąwszy sobie za wzór Greków i Rzymian, odrzuciwszy chrześcijańskie niebo wraz z piekłem, zacieśnili dramat do salonów i buduarów, gdzie pozostał po dziś dzień. Niestety, okres romantyczny nie zdołał zgromadzić dostatecznie obszernej dokumentacji do dziejów polskiego misterium. A długie, półtorawiekowe, zapomnienie naszej Historii przerywa jeden tylko rękopis, pisany jeszcze w wieku XVIII, który przynosi pełną satysfakcję Dachnowskiemu. Dość nisko ocenialiśmy jego pomysł przewierszowania misterium jedenastozgłoskowcem, a przecież właśnie ta jego wersja przetrwała jako modlitewnik aż do naszych czasów i z rąk pobożnej staruszki przed niewielu laty trafiła do biblioteki.
W zupełnie innej sytuacji politycznej i kulturalnej odżywa na scenie "Historia" w roku 1923 w zespole "Reduty". To Leon Schiller gromadząc i doskonaląc narzędzia polskiego teatru przedsięwziął wystawienie starej sztuki, doceniając w niej przede wszystkim rodzimość, oryginalność i polskość. Do starego szpargału dokomponował oprawę imponujących rozmiarów. Do tekstu widowiska rezurekcyjnego dopisał poprzedzające ogniwa cyklu wielkotygodniowego, a całej sztuce nadał charakter widowiska monumentalnego z odpowiednim aparatem efektów muzycznych, chóralnych, dekoracyjnych i świetlnych. Wykorzystał odpowiednie teksty łacińskie, sięgnął do analogii francuskich i angielskich, wprowadził elementy dawnego polskiego folkloru, ilustrował sztukę starymi pieśniami. Zachował się szczęśliwym trafem przygotowany przez Schillera do druku pełny tekst i opis inscenizacji - niestety dotąd nie został wydany. Drukujemy więc tutaj ogólne uwagi wstępne, następnie fragment informacji o scenach komicznych, wreszcie wycinek partytury reżyserskiej tyczący efektów świetlnych obrazujących moment zmartwychwstania. Maszynopis "Wielkanocny" udostępniła mi uprzejmie p. Irena Schiller. Wielki ten spektakl - maszynopis liczy ponad 140 stron - grywany był pod nazwą "Wielkanoc" w Warszawie i w czasie objazdu "Reduty" po dawnych województwach wschodnich i wtedy inscenizowano go wielokrotnie pod gołym niebem, więc w warunkach dla misterium najbardziej właściwych. Obserwacje z tych wystawień znaleźć można w notatkach Edmunda Wiercińskiego, wykorzystanych w artykule dalej tu drukowanym.
W ten sposób stare misterium wróciło do życia - na krótko, na jeden sezon teatralny. Prócz bogatej oprawy artystycznej niosło ze sobą i wzruszenia ideowe, oczywiście w pierwszym rzędzie natury religijnej. Nie wydaje się jednak, aby to miał być główny powód odnowionego powodzenia tej sztuki. Przekonuje nas o tym ostatnia inscenizacja Kazimierza Dejmka w Teatrze Nowym w Łodzi. Inscenizacja ma kształt bardzo surowy, nie poszerza tekstu sztuki - przeciwnie, nawet go okroiła - odwołuje się więc do samych tylko walorów dramatycznych Historii. Strona uczuciowo-religijna została zredukowana do najprostszych konstatacji i informacji, reżyser zrezygnował z akompaniamentu tych wszystkich środków wystawy teatralnej, których nie znano na placach przykościelnych w wieku XV czy XVI. Jedyna forma wzbogacenia tekstu sztuki, to intermedia. Taki był powszechnie stosowany w XVI i XVII wieku sposób ożywiania długich spektaklów; tyle tylko, że intermedia dodane do "Historii" dobrane są zupełnie dowolnie, bo tekst oryginalny nie dał ku temu żadnych wskazówek. Mimo tej ograniczonej szaty spektaklu nowa inscenizacja ma wszelkie walory dobrego przedstawienia teatralnego. I tu czas na postawienie wniosku, że widocznie "Historia o Chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim" posiadała i posiada nie byle jakie wartości ideowo-artystyczne, skoro w tak różnych warunkach i na przestrzeni tylu wieków nie traci powodzenia. Widocznie właśnie tak, a nie inaczej uogólniony obraz świata służył ludziom - i służy dalej - przynajmniej pod polskim niebem.