Kabaret u źródła
Jeśli by szukać dla tego, co najlepsze w polskim kabarecie ostatniego 40-lecia, wspólnego źródła, pominąć nie sposób legendarnej Owcy Jerzego Dobrowolskiego.
Pokazywana w niewielkiej salce "Szpilek" przy placu Trzech Krzyży przez kilka sezonów, ani o jotę nie traciła na aktualności, co więcej - i dzisiaj okazuje się niewyczerpanym rezerwuarem ozdrowieńczego śmiechu. Wprawdzie niektóre prototypy postaw, postaci, sytuacji przeszły nieodwołalnie do archiwum historii, na ich miejsce jednak pojawili się zadziwiająco podobni następcy... I znowu okrutne żarty z polskiej inteligencji, oportunizmu, manipulacji i mataczenia, brzmią groźnie.
Tak czy owak bardzo dobrze się stało, że Wojciech Młynarski sięgnął po teksty Owcy, po niezapomniane skecze, monologi i piosenki, które w mistrzowskim wykonaniu błyszczą zaskakującą świeżością na malutkiej Scence Na Dole w warszawskim Ateneum. Zejście do "katakumb" okazało się szczęśliwe, a Piotr Fronczewski idealnym wręcz przewodnikiem po świecie Owcy. Robi to nie ulegając łatwej pokusie naśladowania Dobrowolskiego (co, oczywiście, przyszłoby mu, przy jego talencie imitatorskim, bardzo łatwo), ale sięgając po własne, bogate doświadczenia kabaretowe. Jest tu miejsce także na odrobinę nostalgii, na przypomnienie osobowości Jerzego Dobrowolskiego w pięknej, specjalnie napisanej piosence spółki Młynarski-Derfel:
"Żył w czasie złym,
co było w Nim?
Ból, żart i rada
Amerykańska
kurtka wojskowa
jak płaszcz Konrada...
Kto choćby przelotnie znał Dobrowolskiego, rozpozna go w tej piosence, tak jak rozpozna go w całym spektaklu za sprawą przypomnianych po latach tekstów, wykonanych pod dyrekcją Piotra Fronczewskiego z prawdziwą miłością (co nie znaczy celebrą) przez Grzegorza Damięckiego, Tomasza Dedka (brawurowa rola w parodii działacza-szefa przywiezionego w teczce), Mariana Kociniaka, Marka Lewandowskiego i Krzysztofa Tyńca z towarzyszeniem Jerzego Derfla. Zabawa formą, kpina ze składanek kabaretowych za pomocą programu-składanki, tworzy lustro niechciejstwa i umysłowego niedołęstwa tych, po których można się było spodziewać odwagi myśli i czynu, zdumiewa trafnością diagnozy i...trafnością (niestety, albo, jak by powiedział Dobrowolski: i bardzo dobrze) obserwacji.
Kiedy ogląda się ten spektakl, współtworzony przez widownię, bo sporo wśród gości tych, którzy z Dobrowolskim i jego typem żartu są obyci, siłą rzeczy wracają krążące o nim rozliczne anegdoty. Choćby ta: Pyta swoich gości Dobrowolski: - Dobra ta zupa? - Dobra - odpowiadają. Ale Jerzy Dobrowolski upewnia się: - A w smaku?