Artykuły

Potęga tańca

IX Międzynarodowe Spotkania Teatrów Tańca w Lublinie podsumowuje Andrzej Molik w Kurierze Lubelskim.

Sala Nowa CK tak wypełniona, że widzowie zmuszeni do siedzenia w kucki na przejściu i podłodze przed sceną. W Chatce Żaka tłumy szturmujące drzwi sali widowiskowej, a w niej co najwyżej wolne miejsca na balkonie. Międzynarodowe Spotkania Teatrów Tańca stają się prawdziwą konkurencją dla Konfrontacji Teatralnych.

Na szczęście te festiwale odbywają się w innych terminach. Dziewiątej edycji tanecznej imprezy nie zaszkodziła nawet nieoczekiwana konkurencja nowego Festiwalu Teatrów Niewielkich. Po prostu MSTT mają już własną, wyrobioną publiczność bezbłędnie reagującą na propozycje teatrów, acz niekiedy obdarzającą niektóre przesadnym kredytem zaufania. Raczej nie zasłużyli na takie oklaski, jakie otrzymali Holendrzy z Rogie & Company, pokazując od początku pretensjonalny, mocno wydumany, grany w scenografii i kostiumach w guście amatorskiego teatrzyku z lat 60. spektakl "Klucz do celi mnicha". Cały mit Holandii jako fabryki teatrów tańca padł, ale Piet Rogie przysłał na kwalifikacje taśmę z innym przedstawieniem niż przywiezione do Lublina i podobno różnica pomiędzy tamtym i tym jest szokująca.

Holendrzy debiutowali na MSTT. Sprawdza się więc raczej zasada wprowadzona przez kierującą festiwalem Hannę Strzemiecką, że zaproszenie jakiegoś teatru jest najczęściej skutkiem ankiety wśród widzów poprzednich spotkań. Ci wolą oglądać grupy sprawdzone i obserwować ich rozwój. Wszystkie pozostałe teatry zagraniczne już gościły w Lublinie i zawód sprawił co najwyżej jeden czy dwa. Sama Strzemiecka dla 9. Spotkań ustawiła poprzeczkę na najwyższym poziomie, pokazując już na inaugurację prześwietny (pisaliśmy o nim w sobotę) spektakl jej Grupy Tańca Współczesnego PL "Piejo, dziobio, gdaczo..." z udziałem aż sześciu tancerek. Paradoksalnie - przynajmniej do pewnego momentu - jego poziom łatwiej było osiągnąć realizacjom małym, dwuosobowym czy solowym niż spektaklom wielkoformatowym, w których tańczyła większa liczba wykonawców (obok Holendrów także Szwajcarzy z Kompanii Linga, bo ubiegłoroczny spektakl bardziej porywał oraz Francuzi Stanisława Wiśniewskiego). Wojciech Mochniej i Tomasz Wygoda z polsko-kanadyjskiego Wt Kam, chociaż nie wszystkich zadowoliły damskim przesłaniem "Raidho Ben Wunjo", dysponują godną podziwu inwencją i językiem tańca o nowatorskim brzmieniu. A Amerykanie, Joe Alter, Andrea Woods, a szczególnie Germaul Barnes, to po prostu najlepsi soliści festiwalu. Oglądając ich - ale na szczęście nie tylko ich - w pełni odczuwa się, jaka jest potęga tańca i nim przemawiającego teatru.

Na zdjęciu: Joe Alter Dance Group w spektaklu "23:59:59" .

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji