Artykuły

Mum tworzy muzykę do gdańskiego spektaklu

- Świat, w którym dzieje się akcja tego przedstawienia, jest z jednej strony egzotyczny, odrealniony i nierzeczywisty, ale z drugiej - tak bliski temu, w którym sami żyjemy. Nasza muzyka zdaje się idealnie pasować do takiej konstrukcji świata - rozmowa z członkami islandzkiego zespołu alternatywnego Mum przed premierą spektaklu "Błękitna planeta" w Teatrze Miniatura.

W gdańskim Teatrze Miniatura kończą się przygotowania do premiery spektaklu "Błękitna planeta", do którego muzykę stworzyli członkowie popularnego islandzkiego zespołu alternatywnego Mum. Przed pierwszym przedstawieniem artyści opowiadają czytelnikom "Gazety" o swojej pracy nad nim.

Przemysław Gulda: Co dokładnie robiliście podczas pierwszej wizyty w Gdańsku kilka miesięcy temu? Czy koncentrowaliście się na spotkaniach z ludźmi, z którymi współpracujecie przy spektaklu, czy raczej na spacerach po mieście i poznawaniu jego atmosfery?

Mum: - Po trochu na jednym i na drugim. Wcześniej kilka razy mieliśmy okazję podróżować po Polsce i odwiedziliśmy sporo miejsc, ale nigdy nie było szansy wpaść do Gdańska. Uznaliśmy, że już najwyższy czas. Widzieliśmy kilka spektakli w Miniaturze, spacerowaliśmy po mieście i oglądaliśmy ciekawe miejsca, poszliśmy oczywiście do Muzeum Solidarności. Mieliśmy też czas na spotkania z ludźmi, z którymi współtworzymy ten spektakl. Mało tego - udało nam się dosyć blisko poznać, pobawić razem na kilku imprezach. Po powrocie na Islandię nie mogliśmy się więc doczekać kolejnej wizyty w Gdańsku.

Jakie było wasze pierwsze wrażenie, kiedy zostaliście zaproszeni do współpracy przy tworzeniu tego spektaklu? Czy znaliście wcześniej tekst Magnasona? Czy czuliście jakiś związek z jego tematem i jego bohaterami?

- Znaliśmy Andri Snar Magnasona bardzo dobrze, od dawna z nim współpracowaliśmy. Po raz pierwszy spotkaliśmy się z nim jeszcze pod koniec lat 90.: w 1998 roku zaproponował nam przygotowanie muzyki do płyty ze swoją poezją, którą chciał wtedy wydać. Kilka lat później pisaliśmy muzykę do przedstawienia "Błękitna planeta" w Teatrze Narodowym na Islandii - znamy więc sztukę i jej główne problemy.

Czym się różni pisanie muzyki do spektaklu od komponowania utworów, które mają się znaleźć na płytach?

- Bardzo się różni. To jedna z przyczyn, dla których bardzo lubimy angażować się w takie projekty. Realizując je, jesteśmy zmuszeni do tego, żeby spojrzeć na cały proces twórczy z innej strony albo przynajmniej podejść do sprawy zupełnie inaczej niż w przypadku naszych regularnych, autorskich płyt. Kiedy pracujemy na własny rachunek, jesteśmy zwykle bardzo chaotyczni i wyluzowani. Praca dla teatru zmusza nas do poddania się pewnej dyscyplinie. I już samo to sprawia, że lubimy tego typu wyzwania.

Czy staraliście się nadać muzyce z gdańskiego spektaklu islandzkiego klimatu i charakteru, czy próbowaliście raczej wpleść do niej jakieś polskie elementy?

- Nie, zupełnie nie. Nigdy nie staramy się patrzeć na muzykę przez pryzmat narodowy, wręcz przeciwnie - staramy się być najdalej, jak to tylko możliwe, od tego typu myślenia. Staramy się tworzyć muzykę uniwersalną, mającą jak najbardziej ludzki wymiar. I mamy wrażenie, że w przypadku "Błękitnej planety" ten pomysł się sprawdza, bo świat, w którym dzieje się akcja tego przedstawienia, jest z jednej strony egzotyczny, odrealniony i nierzeczywisty, ale z drugiej - tak bliski temu, w którym sami żyjemy. Nasza muzyka zdaje się idealnie pasować do takiej konstrukcji świata.

Czy chcecie wydać muzykę z gdańskiego spektaklu na płycie? Czy wydaje wam się, że będzie ona dobrze działać w oderwaniu od przedstawienia?

- Na razie jeszcze za wcześnie, żeby o tym myśleć. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Na razie cieszymy się tym, że muzyka będzie żyła na scenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji