Artykuły

Msza za życie

Pod ostrym tytułem - zaczerpniętym z piosenki Nany - "Sexualne zło" na "Scenie w malarni" Teatru Śląskiego; Józef Opalski przywołał mniej w Polsce znane songi Kurta Weilla. Te z tekstami Brechta ta bodaj na najczęściej pojawiają się w repertuarze wrocławskich festiwali piosenki aktorskiej, ale zdaje się, że to Katowice dają lekcję, jak należy je śpiewać.

Wieczór wypełnia 21 tekstów m.in. Bertolta Brechta, Maxwella Andersona, Rogera Fernaya, Liona Feuchtwangera, głównie przetłumaczonych przez Barbarę Swinarską, ale także przez m.in. Władysława Broniewskiego i raz ("Youkali") - Józefa Opalskiego. Wchodzi się weń jak do kabaretu, w którym czarny boy (Tomasz Prokop) poda ci nawet ogień. Siadając zaś przy stoliku, przejmują cię dreszcze, niczym ów niepokój przy taksującym spojrzeniu burdelmamy w najtańszej spelunie. Kabaretowa jednak ironia splata się tu z maską naiwności, kicz z brutalnością szczegółu. To z zewnątrz. Spod tej skorupy artyści wydzierają rzeczy przejmująco czułe, ból, gorzką prawdę o naszej kondycji. To rzecz o samotności, niespełnionej miłości, o potrzebie czułości. Ogromna zmysłowość splata się tu z emocjonalnymi i intelektualnymi rozterkami. Dziwka, też człowiek...

Piękno i mądrość są w każdym. Bardziej niż gotowość kupczenia sobą. Konstatacja ze schyłku innej epoki, jakże żywa okazuje się i dziś. Czy tylko artystycznym przypadkiem urasta do przeboju tego wieczoru piosenka właśnie o tym, że kiedy dręczy nas codzienność, szukamy jakiejś wymarzonej Youkali?

Wypowiedzianej przez Józefa Opalskiego mądrości i przejmującego piękna tego spektaklu nie byłoby bez brawurowej realizacji muzycznej. Aktorów wokalnie przygotował, piosenki świetnie zaaranżował Andrzej Morko, który zabrał również doborowe towarzystwo muzyczne: Romuald Gizdoń - fortepian, Henryk Stanoszek - perkusja, Jacek Kornik - klarnet i saksofon. Waldemar Wąchała - puzon. Przestrzeń zaaranżował scenograf Marek Braun, a gigantyczną pracę bardzo precyzyjnego, istotnego w najdrobniejszym szczególe, wbijania dolnych songów w ciało aktorów wykonał Henryk Konwiński.

Absolutną wokalną klasą dla siebie jest w tym spektaklu Ewa Leśniak, pełna dystansu, ironii, a jednocześnie z pewną dozą matczynego wręcz ciepła. Krystyna Wiśniewska-Sławik, w białej sukience świetnie żongluje słodyczą ("Pieśń miłosna") co i jakimś dziecięcym okrucieństwem ("Jenny, kochanka pirata). Babą do natychmiastowej konsumpcji jawi się i tu wreszcie brawurowo śpiewająca Weillowskie przeboje (zwłaszcza - "Jak sobie pościelisz") Joanna Budniok Machera.

Z panów chyba najbardziej zaskakuje Piotr Warszawski. Wyczucie muzycznego detalu, rytmu, skomplikowanej nawet frazy, pozwala mu z kilku piosenek zbudować postać w tym wieczorze bodaj najsilniej intrygującą, w szczególny sposób rozwichrzoną, w której najbardziej zacierają się granice pomiędzy naiwnością i doświadczeniem, gwałtem i miłością, a wreszcie nawet i pomiędzy męskością i kobiecością. Znakomicie panowie spotykają się w "Balladzie o sexualnej powolności". Swoistym majstersztykiem Jerzego Głybina są także "Muszle z Margate", Wiesław Sławik zaś nie tylko "Pieśnią o Mandelay" potwierdza swe spore i wszechstronne możliwości, także wokalne.

Dają nam katowiccy artyści wieczór, który koniecznie trzeba zobaczyć, w którym głęboka muzykalność inscenizatora i reżysera Józefa Opalskiego, szczególny jego słuch, piosenkom z tingel-tangla nadają wymiar swoistej mszy za życie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji