Artykuły

Metamorfozy farsy

Słowo "farsa" brzmi we współczesnym języku tea­tralnym bardzo pogar­dliwie. Zajmuje w hierarchii obraźliwości miejsce tuż przed albo nawet obok "szmiry" czy "chałtury" i należy do tych brzydkich wyrazów, któ­re unicestwiają adresata wy­godnie i skutecznie. Za wy­stawianie farsy można teatry bić nawet "w ciemno" i zdal­nie, nie troszcząc się o to, jaki użytek z niej robią. "Farsowość", "ufarsowienie" uważa się za grzechy, któ­rych nie wypada popełniać szanującemu się teatrowi. Starzy majstrowie, klasycy tego gatunku dramatycznego i stylu aktorskiego zostają zaszeregowani do staromod­nego półświatka teatralnego i grzebani żywcem jako pogrobowcy teatru mieszczań­skiego.

W tej uzasadnionej zresztą nieufności wobec farsy kryje się jednak sporo snobistycz­nej hipokryzji. Dyskrymina­cja farsy dotyczy przecież ra­czej nazwy niż istoty zjawis­ka. A tymczasem farsa robi wcale niezłą karierę pod zmienioną nieco firmą jako "tragifarsa" czy "nadfarsa". Nie jest to tylko sprawa sa­mej ewolucji gatunku, zmie­niającej mocno wygląd farsy. Znane są przecież podejrzane, farsowe rodowody i koligacje awangardy paryskiej i nie ma się jej tego za złe.

O zmianie stosunku do od­młodzonej farsy decyduje ra­czej kierunek ewolucji: prze­sunięcie w stronę tragizmu. Takie zbliżenie odbija w so­bie całą złożoność przejawów współczesnego życia, nadaje im interesującą wieloznacz­ność, pogłębia ich perspekty­wę. Nie jest jednak pozba­wione pewnej kokieterii, nie­zbędnej dla lepszego samo­poczucia współczesnego czło­wieka, przekonanego o wy­jątkowości swego miejsca w dziejach, który chętnie zerka do luster literatury i złości się, gdy sam się na tym przyłapuje, uwięziony przez lustra-pułapki.

Współczesna literatura ma sobie wiele z przyłapywania, coraz bardziej bezlitosne­go. Dlatego może tak bardzo zaskakuje swą nowoczesnoś­cią "Anioł i czart" Bernarda Crommelyncka, wystawiony przez Teatr im. Bogusław­skiego w Kaliszu, utwór prze­cież już niemłody, liczący so­bie 28 lat.

Crommelynck doprowadza system przyłapywania do per­fekcji, nadal jeszcze nowa­torskiej. Dlatego chyba, że potrafi być bezlitosny bez okrucieństwa i cynizmu, a więc naprawdę antysentymentalny, czego nie można powiedzieć o współczesnej dramaturgii, która zwalcza sentymentalizm, ulegając przy tym chętnie modnym symptomom tej sa­mej choroby.

Antysentymentalizm Crom­melyncka poddawany jest nieustannej samokontroli pi­sarskiej. Autor Anioła i czarta przyłapuje swych bo­haterów, każe im się przyłapywać, sam nawet się przychwytuje na wszelkiego ro­dzaju emocjonalnej czy inte­lektualnej afektacji i kom­promituje ją dotkliwie. Do­świadczenia dramaturgiczne znakomicie ułatwiają mu za­danie i ubezpieczają w akcji. Zastosowane w Aniele i czar­cie środki farsowe okazują się tutaj narzędziami wyjąt­kowo przydatnymi. Najwięcej jednak może zadziwia w "Aniele i czarcie" rozciągliwość i pojemność farsy. Poszerzała się ona od dawna, ale nigdy do takich rozmiarów.

Problematyka "Anioła i czar­ta" Crommelyncka bynajmniej się nie zdezaktualizowała. Ge­nealogia współczesnych mi­tów rodzinnych i politycz­nych, "życie pozagrobowe bezpartyjnej idei", paradoksy wierności i zdrady, wyuzda­nia i czystości, prawdy i kłamstwa, podparte preten­sjonalną wiarą w niepoznawalność siebie i innych - wszystko to nie wyszło jesz­cze z dramaturgicznej mody, albo nie zdążyło się jeszcze przyjąć. Wielopiętrowe usta­wienie problemowego ruszto­wania i symultaniczność ujęć sprawiają jeszcze i teraz wra­żenie.

Najbardziej jednak współ­czesne i kto wie czy nie wię­cej niż współczesne wydaje się dziś potraktowanie w "Aniele i czarcie" samej proble­matyki: ostre, agresywne, nie­kiedy prowokujące. Dostaje się przy tej okazji nadal aktu­alnym współczesnym fetyszom. Spotyka je najprostsza z możliwości: nie są brane na serio. Crommelynck posztur­chuje w "Aniele i czarcie" bez­ceremonialnie zmarłych i ży­wych, obraża idee, pozy, uczucia, sentymenty, intelek­tualne snobizmy, erotyczne obsesje. I co najdziwniejsze, wszystkie te poufałości, nie­takty, impertynencje uchodzą moi bezkarnie i nie budzą nie­smaku. Crommelyncka podob­nie jak jego bohaterów, ra­tuje zdrowa, flamandzka, breughlowska witalność. Prze­de wszystkim zaś poczucie humoru, prawie już dziś anachroniczne i równie rzad­kie we współczesnej drama­turgii jak teatralność wyra­zu. Nic co teatralne nie jest obce Crommelynckowi, który sam był aktorem i pochodził z aktorskiej rodziny. Anioł i czart nie tylko daje wyjąt­kowe aktorskie okazje. Po­przez swą dramaturgię kształ­tuje zarazem nowoczesny styl gry aktorskiej i podpo­wiada nadzwyczaj śmiałe pro­pozycje aktorskie.

Teatralne możliwości dra­maturgii Crommelyncka inte­resująco wykorzystało przed­stawienie "Anioła i czarta" w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu. Teatralność kaliskie­go spektaklu wspomagał prze­kład Stanisława Hebanowskiego, graniczący niekiedy z parafrazą, w której dosłow­ność ustępowała miejsca funk­cjonalności i czytelności.

Poziom aktorski polskiej prapremiery "Anioła i czarta" potwierdził ambicje repertu­arowe kaliskiego teatru. Ka­zimiera Starzycka, zaprezen­towała w roli Leony rozległą skalę środków aktorskich, śmiałość ekspresji i doskona­łe poczucie artystycznej równowagi. Starzycka igra nieu­stannie z aktorskimi niebez­pieczeństwami, docierając do ostatecznych granic, gdzie dysonanse sąsiadują u Leony już z fałszem czy kiczem, i w ostatniej dosłownie chwili za­wraca, zmieniając kierunek prowadzenia roli, aby z kolei dokonać znowu nieoczekiwa­nej wolty. Ostrość rysunku postaci Leony nie zmierza w kaliskim "Aniele i czarcie" do karykaturalnej czy choćby parodystycznej deformacji. W interpretacji Starzyckiej oca­la się w Leonie brutalna i gorzka a przecież wcale nie cyniczna prawda o człowieku.

Pozostałe role kobiece ka­liskiego przedstawienia spraw­dzają się świetnie na miarę swego mniejszego formatu dramaturgicznego. Żywiołowa w swym temperamencie Idą (Janina Rząsa), delikatna i chłodna Alix (Irena Hajdel), pensjonarsko - gąskowata Ju­lia (Renata Kress) świadczą dobrze o możliwościach obsadowych Teatru im. Bogusław­skiego w Kaliszu. Gorzej znacznie sprawują się męskie postacie przedstawienia, w najlepszym wypadku (Dezydery Stefana Kwiatkowskiego i Burmistrz Kazimierza Hublewskiego) konwencjonalnie farsowe.

Od tradycyjnej farsowości odstępuje za to często w ka­liskim Aniele i czarcie reży­seria Tadeusza Kubalskiego. Kubalski dobrze się czuje w żywiole farsy i nie wstydzi się bawić razem z Crommelynckiem w wzbogacanie far­sowej formy o nowe elemen­ty. Przydałoby, się tej zabawy jeszcze więcej. Bardziej jesz­cze uwspółcześniłoby Anioła i czarta, większe nasycenie przedstawienia abstrakcyjną absurdalnością, przejawiającą się w Kaliszu raczej w ry­sunku postaci niż w budowie sytuacji.

Zupełnie nie nadąża za Crommelynckiem scenografia kaliskiego przedstawienia, strasząca widza niezbyt świe­żym symbolizmem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji