Artykuły

Trup sam nie zgnije

Ukraina dała Rosji lekcję umiłowania wolności i niezgody na podłą, bandycką władzę. Ukraina znalazła w sobie siły, by odłupać się od postsowieckiej kry i popłynąć do Europy. Majdan Niepodległości pokazał całemu światu, co może naród, kiedy zechce. Ale muszę przyznać, kiedy oglądałem reportaże z Majdanu, nie potrafiłem sobie wyobrazić czegoś podobnego w dzisiejszej Moskwie - pisze rosyjski pisarz Władimir Sorokin w Gazecie Wyborczej.

W sierpniu 1991 roku, podczas zakończonego fiaskiem puczu antygorbaczowskiego, kiedy w trzy dni zachwiało się i zaczęło rozpadać przegnite sowieckie imperium, razem z przyjaciółmi znaleźliśmy się na placu Łubiańskim, naprzeciwko budynku strasznego i potężnego KGB.

Rewolucyjny tłum szykował się do obalenia symbolu tego złowieszczego resortu - pomnika jego założyciela Dzierżyńskiego, ''żelaznego Feliksa'', jak go nazwali jego bracia bolszewicy. Śmiałkowie wdrapali się na monument, obwiązali mu szyję sznurami, tłum zaczął ciągnąć za sznury przy wzmagających się okrzykach. Ale nagle w tłumie pojawił się jeden z ludzi Jelcyna i ogłosił przez megafon, aby tłum poczekał z obalaniem bałwana, ponieważ przy upadku ''może głową rozbić asfalt i uszkodzić ważne podziemne linie komunikacyjne''. Człowiek ten obwieścił, że na Łubiankę już jedzie dźwig, który zdejmie Dzierżyńskiego z postumentu bez żadnych przykrych konsekwencji. I tłum rewolucyjny długie dwie godziny czekał na ten dźwig, dodając sobie otuchy okrzykami: ''Precz z KGB!''. Podczas tych dwóch godzin w moim sercu zalęgła się pierwsza wątpliwość co do nadchodzącej antysowieckiej rewolucji. Nie wiedzieć czemu, wyobraziłem sobie Francuzów oczekujących 18 maja 1871 roku na architekta i robotników, żeby w cywilizowany sposób zdemontować kolumnę Vendeme. I się roześmiałem. Dźwig w końcu przyjechał, Dzierżyńskiego zdjęto, ułożono na platformie i odwieziono. Ludzie biegli obok i pluli na niego. Teraz stoi on w parku zdemontowanych pomników przy Nowej Galerii Tretiakowskiej. Nie tak dawno pewien deputowany Dumy Państwowej wystąpił z inicjatywą przywrócenia pomnika na jego dawne miejsce. Prawdopodobieństwo, że przy obecnych wydarzeniach w naszym kraju ten symbol bolszewickiego terroru powróci na Łubiankę, jest ogromne.

***

Intensywne obalanie sowieckich monumentów na Ukrainie przypomniało mi tamten epizod z Dzierżyńskim. Dziesiątki pomników Lenina pospadały w ukraińskich miastach i żaden opozycjonista nie wzywał ludzi do ''cywilizowanego'' demontażu, bowiem w danym przypadku ''delikatny'' demontaż oznacza tylko jedno - konserwowanie symbolu sowieckiej władzy.

''Dżugaszwili przechowywany jest w puszce konserwy'' - jak pisał poeta Brodski w 1968 roku. I ta puszka to pamięć narodu, jego zbiorowa nieświadomość. W 2014 roku na Ukrainie Leniny upadały, roztrzaskując się na kawałki. Nie zakonserwowano ich. Ten ''leninopad'' w okresie ostrego protestu na Majdanie Niepodległości, kiedy upadła też władza Janukowycza, wyraźnie pokazał, że prawdziwa antysowiecka rewolucja na Ukrainie odbyła się dopiero teraz. W Rosji natomiast tak naprawdę jej nie było. Lenin, Stalin i ich krwawi współtowarzysze jak dawniej leżą na placu Czerwonym, setki posągów stoją nie tylko w całej Rosji, ale też w głowach obywateli postsowieckiego państwa. Charakterystyczna jest ta wściekłość, z jaką nasi politycy i urzędnicy państwowi zareagowali na masowe niszczenie sowieckich bożków na Ukrainie. Zdawałoby się - co tu żałować okrutników przeszłości?

Ale rosyjscy urzędnicy rozumieli, że na Ukrainie razem z Leninem upada też drogi im homo sovieticus. ''Oni niszczą pomniki Lenina, ponieważ uosabia on Rosję!'' - wykrzykiwał jeden z nich. Tak, sowiecką Rosję, ZSRR, bezlitosne imperium pobudowane przez Stalina, który zniewolił całe narody, zgotował na Ukrainie straszny Wielki Głód i masowe represje. Właśnie przeciwko spadkobiercom tego imperium - Putinowi i Janukowyczowi - była wymierzona ukraińska rewolucja. Charakterystyczne, że wszystkie prorosyjskie manifestacje, na Krymie i we wschodnich regionach Ukrainy, stale odbywały się pod pomnikami Lenina.

***

Niestety, w Rosji 1991 roku to się nie stało, zdarzyło się teraz na Ukrainie. Jelcynowska rewolucja okazała się ''aksamitna'', nie pogrzebała sowieckiej przeszłości, nie osądziła zbrodni tak, jak to uczyniono w Niemczech pod koniec lat 40. Funkcjonariusze partyjni w jednej chwili stali się ''demokratami'' i odsunęli sowieckiego trupa w kąt, zasypali go trocinami, mówiąc: ''Sam zgnije!''. Cóż, nie zgnił: z badań socjologicznych wynika, że niemal połowa respondentów uważa Stalina za ''dobrego przywódcę''. W najnowszym podręczniku do historii Stalin określany jest mianem ''efektywnego menedżera'', a jego represje nazywane rotacją kadr konieczną do modernizacji ZSRR. Związek Radziecki upadł geograficznie, ekonomicznie, ale ideologicznie przeżył w sercach milionów homo sovieticus. Radziecka mentalność okazała się żywotna, dostosowała się do dzikiego kapitalizmu lat 90. i zaczęła mutować już w postsowieckim państwie. To i tylko to pomogło zachować piramidalny system władzy stworzony jeszcze przez Iwana Groźnego i wzmocniony przez Stalina. Jelcyn szybko się zmęczył na szczycie tej piramidy i zupełnie jej nie ruszył. I przywiódł za rękę następcę - Putina, który przede wszystkim obwieścił społeczeństwu, że rozpad ZSRR uważa za wielką katastrofę geopolityczną. Zacytował również cara konserwatystę Aleksandra III, który uważał, że Rosja ma dwóch sojuszników - armię i flotę. Rosyjska maszyna państwowa ruszyła wstecz, do przeszłości, z każdym rokiem stając się coraz bardziej radziecka. Uważam, że to 15 lat podróży do ZSRR pod wodzą byłego pułkownika KGB w większym stopniu zademonstrowało światu wadliwość i archaiczność owej rosyjskiej państwowej Wertykalności Władzy niż ''wielkiego i strasznego'' Putina.

Dzięki tej monarchicznej konstrukcji kraj automatycznie staje się zakładnikiem psychosomatyki najwyższego władcy. Wszystkie jego lęki, pasje, słabości i kompleksy stają się polityką państwa. Jeśli jest paranoikiem - cały kraj musi bać się wrogów i szpiegów, jeśli cierpi na bezsenność - wszystkie ministerstwa muszą pracować po nocach, jeśli to abstynent - wszyscy muszą rzucić picie, jeśli pijak - wszyscy muszą się upijać, a jeśli on nie lubi Ameryki, z którą walczyło jego rodzime KGB - całe społeczeństwo musi jej nie lubić. Taki kraj nie ma przewidywalnej przyszłości, jest mu niezwykle trudno się rozwijać. Nieprzewidywalność zawsze była marką Rosji, ale po wydarzeniach ukraińskich urosła geometrycznie: ani jeden człowiek w naszym kraju nie wie, co będzie z Rosją za miesiąc, za tydzień, za kilka dni. Myślę, że tego już nie wie nawet sam Putin, który stał się zakładnikiem własnej strategii bad guy dla Zachodu - koło zamachowe nieprzewidywalności rozkręcone, reguły gry podane. Główny atut pierwszego dziesięciolecia rządów Putina - stabilność, którą pobił i zapędził do podziemia opozycję - teraz zamienia się w podstępną damę pik - nieprzewidywalność. I ta karta jest gotowa pobić każdego asa.

Określenie Herberta George'a Wellsa ''Rosja we mgle'', które stało się tytułem jego książki o Rosji bolszewickiej, jest teraz na ustach wielu Rosjan. ''Ziemia zakołysała się pod nogami!'' - takie słowa w te dni słychać nieustannie. Rosja, ta ogromna bryła lodu zamrożona przez reżim Putinowski, po wydarzeniach krymskich pękła, odłupała się od świata europejskiego i popłynęła w nieznane. Co z nią teraz będzie, na jakie morza albo grzęzawiska popłynie - nikt nie wie. W takich czasach należy polegać nie na zdrowym rozsądku, tylko na intuicji. Większość przenikliwych rodaków czuje, że Krym, odgryziony przez Rosję od Ukrainy, może okazać się zbyt dużym kęsem, aby go spokojnie rozgryźć i przetrawić. Zęby naszego państwa już nie te, zresztą żołądek też pracuje nie tak jak kiedyś. Jeśli porównać dzisiejszego postsowieckiego niedźwiedzia z sowieckim, to wspólny pozostał najwyraźniej już tylko imperialny ryk.

Postsowiecki niedźwiedź pokonany został przez tysiące pasożytów korupcjonistów, które się w nim zagnieździły jeszcze w latach 90. i niewiarygodnie rozmnożyły w ostatnim dziesięcioleciu. One zżerają go od środka. Ich gorączkowe ruchy pod skórą niedźwiedzia ktoś jeszcze przyjmuje za grę mocnych mięśni. Ale tak naprawdę to iluzja.

Mięśni nie ma, zęby się starły, w mózgu - wybuchy sprzecznych impulsów neuronowych: ''bogać się!'', ''modernizuj się!'', ''kradnij!'', ''módl się!'', ''buduj wielką Rosję!'', ''odbudowuj ZSRR!'', ''bój się Zachodu!'', ''nabywaj zachodnie nieruchomości!'', ''trzymaj oszczędności w dolarach i euro!'', ''odpoczywaj w Courchevel!'', ''bądź patriotą!'', ''szukaj wewnętrznych wrogów!''. Właśnie, o wrogach wewnętrznych.

***

W przemówieniu dotyczącym przyłączenia Krymu do Rosji prezydent Putin wspomniał ''piątą kolumnę'' i ''zdrajców narodu'', którzy jakoby przeszkadzają Rosji zwycięsko iść naprzód. Szybko skojarzono, że określenie ''zdrajcy narodu'' [''Nationalverräter''] pochodzi z niesławnie znanej książki ''Mein Kampf''. Te słowa głowy państwa wywołały u wielu Rosjan trwogę, a u inteligencji - szok. Rosyjska inteligencja, trzeba powiedzieć, teraz szczególnie mocno jest zatrwożona.

Kiedy ludzie na państwowych demonstracjach krzyczą: ''Krym jest nasz!'', nasi inteligenci prowadzą swoje typowe ''defetystyczne'' rozmowy:

- Teraz zaczną się represje jak w trzydziestym siódmym

- Na Ukrainie to on się nie zatrzyma

- Najwyraźniej trzeba będzie uciekać z kraju

- Nie da się oglądać TV - tam sama propaganda

- Zachód się od nas odwróci

- Rosja staje się krajem odszczepieńcem

- Mam przez to wszystko depresję

- Niedługo wróci samizdat i underground

Muszę przyznać, że mdli mnie od podobnych rozmów bardziej niż od aneksji Krymu. A braciom inteligentom mam ochotę powiedzieć: ''Przyjaciele, towarzysz Putin stał się tym, kim jest dzięki naszej słabości''.

***

Ukraina dała Rosji lekcję umiłowania wolności i niezgody na podłą, bandycką władzę. Ukraina znalazła w sobie siły, by odłupać się od postsowieckiej kry i popłynąć do Europy. Majdan Niepodległości pokazał całemu światu, co może naród, kiedy zechce. Ale muszę przyznać, kiedy oglądałem reportaże z Majdanu, nie potrafiłem sobie wyobrazić czegoś podobnego w dzisiejszej Moskwie. Naprawdę trudno sobie wyobrazić moskwian, którzy we dnie i w nocy biją się z OMON--em na placu Czerwonym i idą z drewnianymi tarczami na kule snajperów. Żeby coś takiego mogło mieć miejsce, coś musi się stać nie tylko w otaczającym świecie, ale też w głowach. Czy dojdzie do tego?

Nie wolno było wtedy, w sierpniu 1991 roku, czekać na Łubiance na przyjazd dźwigu, tylko po prostu trzeba było zwalić żelaznego bałwana. Niechby on przebił głową asfalt i uszkodził ''ważne podziemne linie komunikacyjne''.

Ale teraz żylibyśmy w innym kraju.

Jakie to jednak ważne, by w odpowiednim czasie pozwolić upaść przeszłości.

Przekład Agnieszka Lubomira Piotrowska

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji