Artykuły

Stan (nie)ważności

"Szapocznikow. Stan nieważkości/No gravity" w reż. Barbary Wysockiej Centrali w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Pisze Monika Małkowska w Rzeczpospolitej.

Spektakl "Szapocznikow. Stan nieważkości/No gravity" zapowiedziany był jako "emocjonalny komentarz do życia i dzieła najważniejszej polskiej rzeźbiarki XX wieku".

Uściślę: to poszukiwanie inspiracji i powodów powstania niektórych jej dzieł. Wyłuskano je z korespondencji, wywiadów, artykułów Szapocznikow.

Powstał zatem teatralny dokument? Nie bardzo - jeśli widz nie ma dodatkowych źródeł informacji, nie domyśli się, skąd pochodzą teksty. To także kolaż epizodów, których chronologia została zakłócona.

Kosmonauta zmumifikowany

Podziemne pomieszczenie warszawskiego Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Surowe otoczenie; zimno, do tego skądś wieje. Po małym podium krzątają się dwie osoby. Napinają linki, podciągające konstrukcję przypominającą gigantyczną powietrzną poduchę; przestawiają rekwizyty-sprzęty. Działaniami dyryguje drobna kobieta w upapranym farbą kombinezonie. To Barbara Wysocka, aktorka i reżyserka, pomysłodawczyni spektaklu "Szapocznikow. Stan nieważkości/No gravity". Sztuka włączona została do programu Warszawskich Spotkań Teatralnych, ale będzie pokazywana niezależnie we Wrocławiu.

Wysocka wciela się w rzeźbiarkę: ma fryzurę na podobieństwo tej, jaką nosiła Alina; nosi poplamione farbą/gipsem ciuchy "z epoki". Podczas monologów czy dialogów - miesza gips z wodą; czeka, aż uzyska właściwą konsystencję do zrobienia odcisku; nakłada na nogę; odczekuje chwilę, aż gips stężeje; zdejmuje formę (karkołomne, bo w lewej ręce cały czas trzyma duży, niewygodny mikrofon, do którego mówi). Partneruje jej Adam Szczyszczaj, wcielający się we wszystkie męskie postaci.

Na początku - zaskoczenie. Na ekranie ukazuje się... twarz Jurija Gagarina. I wierchuszka władz ZSRR. Potem dowiadujemy się, w jakich okolicznościach zginął Władimir Komarow, kosmonauta radziecki, wysłany w międzyplanetarny kurs na pokładzie statku Sojuz 1 w kwietniu 1967 roku. Amerykańskie stacje przechwyciły ostatnie rozmowy Komarowa z ziemią, kiedy ten już wiedział, że już żywy nie wróci, że pycha radzieckich przywódców skazała go na pewną śmierć. Tragikomiczne było to, że komunikujący się z kosmonautą Breżniew pocieszał go zapewnieniami, że zostanie sowieckim bohaterem.

Szapocznikow wykonała rzeźbę na śmierć Komarowa. Mumia, która przypomina kolumnę. Chorą postać. Zabalsamowaną, owiniętą bandażami. Praca, która poraża. Żadnego w niej heroizmu - sama groza i świadomość kruchości ludzkiej materii.

Bakcyl niezdecydowania

Kolejna inspiracja - film "Goldfinger" (1965). Muzyczne tło - tytułowy utwór. Zamiast Jamesa Bonda - asamblaż urządzeń technicznych i elementów niby-organicznych, wszystko w pozłotce. To, co mechaniczne, zespala się z tym, co biologiczne. Czy tak Alina odczuwa/odbiera "ciało świata"?

Potem epizod wsteczny - rozmowa czechosłowackiego dziennikarza-naiwniaka (tu na scenę wkracza Szczyszczaj) z Aliną, młodą studentką rzeźby (zaczęła naukę w Pradze) o delikatnych, dziecięcych dłoniach, która "kocha kamień".

Dalej - korespondencja między Ryszardem Stanisławskim (historykiem sztuki, późniejszym dyrektorem łódzkiego Muzeum Sztuki), pierwszym mężem artystki, poznanym w Paryżu, gdzie Alina kontynuowała studia plastyczne. Jej listy ze szpitala. Ciężka choroba, przez którą przerwała naukę, zmusiła Alinę do pewnych przewartościowań. Artystka "filozofuje" po swojemu - przekładając rozważania na prace.

Trochę też politykuje: potępia kapitalizm (skarży się, że opieka szpitalna, jeśli nie zapłaci się każdemu, jest gówniana), zachwyca się socjalizmem. Wierzy w sprawiedliwość tego ustroju.

Kolejny epizod wywiad dla jakiegoś periodyku, może gazety: gdzie chce mieszkać, w Paryżu czy Warszawie?, docieka redaktor. A ona, że połknęła bakcyla. Dwa bakcyle. I tęskni za każdym z tych miast, w którym akurat nie jest.

Piruety historii

Niespodziewanie akcja skręca ku bliższym nam czasów. Lata 90. ubiegłego wieku, Szapocznikow nie żyje od ponad 20 lat. Tym razem Wysocka wciela się w dziennikarkę (?) usiłującą dociec przyczyn usunięcia rzeźby "Przyjaźń" autorstwa Szapocznikow z hallu Pałacu Kultury i Nauki (co stało się w 1992 roku, w niejasnych okolicznościach). Dowiaduje się, że pracy nie chciało żadne muzeum. A na złom trudno ją było zatargać. I teraz tkwi w prywatnym ogródku gdzieś pod Warszawą.

Końcówka - to proces powstawania "Zielnika". Ostatni cykl, ostatni rok życia rzeźbiarki. Tym razem Szapocznikow nie robi odlewów z własnego ciała - za modela służy jej adoptowany syn Piotr Stanisławski. Młody mężczyzna, którego postać i twarz zamienia w formy rozlazłe, spłaszczone, kalekie. W rozkładającą się, butwiejącą, obumierającą materię.

Alina zdaje sobie sprawę z nadchodzącej śmierci. Buntuje się - ma zaledwie 47 lat. I wie, że sprzeciw na nic się nie zda. Jak Komarow, liczy minuty, sekundy, które jej jeszcze pozostały. Chciałaby bez bólu. Chciałaby ładnie i absurdalnie. Wciąż pozostaje twórcza, ma genialne pomysły, których już nie zdąży zrealizować - ale podrzuca innym.

Na wystawę "Operazione Vesuvio" w Neapolu (1972) nadsyła konceptualny projekt: proponuje ślizgawkę w kraterze wulkanu. Z popisami łyżwiarskimi. Pisze w uzasadnieniu: "Jeśli pewnego dnia podczas konkursu łyżwiarstwa figurowego jakaś Peggy Fleming danej chwili wykona swój program w zmrożonym kraterze, i jeśli my, widzowie, oszołomieni jej wspaniałymi i płochymi piruetami, zostaniemy zaskoczeni nagłą erupcją lawy i zastygniemy na wieki, jak pompejanie, wtedy trium chwili i przemijalności będzie kompletny. Chwila ulotna, chwila błaha - jest to jedyny symbol naszego ziemskiego żywota".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji