Artykuły

MacColl i jego debiut w Polsce

Witamy na naszej scenie nie­znanego nam jeszcze, postępo­wego dramatopisarza z zacho­du. Witamy go ciepło i serdecz­nie - wiedząc, z jak przemoż­nymi trudnościami walczą po­stępowi pisarze Ameryki czy zachodniej Europy, jeśli chcą ze sceny czy estrady wypowia­dać poglądy szerokich mas. Ich polityczna walka o postęp, ich artystyczna walka o realizm cieszą się naszym głębokim sza­cunkiem. Rozumiemy zarazem jak trudno im niekiedy wyzwo­lić się bez reszty spod wpływów burżuazyjnej estetyki, spod na­cisku pewnych schyłkowych kierunków.

Taka jest właśnie sytuacja MacColla, postępowego pisarza angielskiego, nawiasem mówiąc - gorącego przyjaciela Polski, autora popularnej "Ballady o Nowej Polsce". Jest to pisarz bojowy, o określonej postawie politycznej, świadomy sytuacji w świecie, w którym żyje, i walczącej o to, by świat zmienić. Jako przedstawiciel postępowej opinii jest MacColl bezkompromisowym bojownikiem o pokój. Jako artysta - waha się po­między sztuką nieledwie agita­cyjną, a nieco wczorajszym ekspresjonizmem. Na jego sztukach znać wpływ Shawa, znać i wpływ Brechta - swobodne chwytanie i porzucanie rozmai­tych wątków, lekceważenie wie­lu realiów, plakatowe wstawki, nie każdemu przypadają do smaku. Talent autora nadaje jednak jego sztukom własne piętno, samoistne oblicze. W Polsce mało się wie tak o MacCollu jak o jego pozycji we współczesnym teatrze angiel­skim. Tymczasem zespół tea­tralny Joan Littlewood, z któ­rym MacColl od lat jest ściśle związany, pełni w Anglii po­niekąd rolę teatru Vilara we Francji, z tym że właśnie w MacCollu ma współczesnego, bojowego pisarza, którego brak tak dotkliwie odczuwają wi­dzowie Theatre National Populaire.

Teatr Joan Littlewood grywa repertuar klasyczny - oraz li­czne sztuki współczesne o zde­cydowanym obliczu politycz­nym. Pozbawiony subwencji, oparty o społeczną ofiarność (któregoś sezonu, by móc za­grać "Lizystratę", członkowie zespołu pracowali na farmach w charakterze robotników rol­nych) - teatr Littlewood i MacColla mimo to zwyciężył i pozostał żywym teatrem walki o postęp. Gościna w Czechosło­wacji (1949), dwukrotne tournee po krajach Skandynawii - stały się probierzem jego międzyna­rodowego znaczenia. W tych la­tach okrzepł też talent dramatopisarski Ewana MacColla.

Napisał on kilka sztuk, tętnią­cych aktualnością, śmiałych w fakturze i problematyce ("Szla­chetny Johnny", "Uran 235", "A piekło na ziemi", "Operacja gałązka oliwną"...) z których zwłaszcza druga wersja "Ura­nu 235" zdobyła sobie ogromne powodzenie. Pisarz to uteatralniony, sztuki jego aż kipią od scen efektownych, czasem nie­co brutalnych i jaskrawych - a bystrością politycznego wi­dzenia i wyrazistością obrazów zdobywa szacunek i zaufanie ludowego widza. Nie dostrzega­ją tej siły niektórzy arcysubtelni krytycy angielscy. Ale maso­wy widz jest MacCollowi wier­ny.

O wnikliwości tego pisarza świadczą również jego ostre wy­pady przeciw reformistom, przeciw stojącym na usługach burżuazji bonzom związkowym. Zwłaszcza w sztuce "A piekło i na ziemi" występuje MacColl ostro nie tylko przeciw wstecznictwu, ale i przeciw obłudne­mu liberalizmowi burżuazyjnemu. Piekło w tej sztuce - do­słowne jak w "Drzwiach za­mkniętych" Sartre'a, choć zara­zem alegoryczne (a teatralnie znakomite!) - ukazane jest jako instytucja burżuazyjno - libe­ralna. Znużony Lucyfer żyje w zgodzie ze starym Faustem, me­tody walki z ruchem robotni­czym usiłuje stosować "legal­ne". Dopiero wpiekłozstąpienie dwóch faszystów niemieckich - przemysłowca i generała - rewoltuje stosunki w piekielnych czeluściach. Hitlerowcy zapro­wadzają rządy terroru, Fausto­wi palą księgi, wzniecają anty­semityzm jako środek na spa­raliżowanie ruchu robotniczego, itp. Biedny Lucyfer ma tego do­syć i zamierza nawiać z piekła. Lecz rządy przybyszów spod Hitlera też długo nie potrwają, znajdzie się dla nich - jako też dla grupy burżuazyjnych pasożytów, których losy w piekle są główną częścią fabuły sztuki - pomieszczenie w piekielnym zakładzie dla umysłowo chorych. Obciążenia ideowe tego "pie­kła" - metaforyka, zacierają­ca chwilami polityczny, aktual­ny sens satyry - występują również w "Operacji gałązka oliwna", chociaż to sztuka w swej problematyce mniej zawi­ła. Zasadniczym tematem wojny i pokoju zajmuje się tu bo­wiem pisarz przede wszystkim od strony pacyfizmu, ograniczając się właściwie do abstrakcyj­nego potępienia wojny "jako ta­kiej" (że przeszkadza ludziom żyć swobodnie). W dodatku cała fabuła sztuki - za arystofanesowym wzorem, na którym się oparli - zanurzona jest w pikanterii i drwinie, tym bar­dziej zamazujących myśl auto­ra. Od tych wcześniejszych sztuk MacColla - do "Podróżnych"- skok ogromny, jakościowy. Myśl polityczna "Podróżnych" wyra­żona jest jasno i dobitnie, smugi ekspresjonizmu, zacieki efekciarstwa pojawiają się ale tylko na krawędziach obrazu. Podczas niedawnej prapremie­ry polskiej "Podróżnych" w Ło­dzi (zagrano tam "Podróżnych" pod tytułem, przejętym z prze­kładu rosyjskiego: "Zatrzymać pociąg") zestawiano "Podróż­nych" z "Łaźnią" Majakowskie­go. To było oczywiście niesłusz­ne - "Łaźnia" jest zjawiskiem wyjątkowym. Ale rozumiemy źródła pochopnego porównania. MacColl też nie boi się czer­pać z plakatu, ulotki, apelu. Takim plakatem agitacyjnym są "Podróżni", gorący protest przeciw amerykańskim wojno-robom, przeciw sfaszyzowanym do cna i na hitlerowskich faszy­stach opierającym się amery­kańskim podżegaczom wojen­nym. Kto gardzi publicystyką w sztuce - wyjdzie z przedstawie­nia znudzony i orzeknie, że struna artystyczna brzmi głu­cho. Z gruntu niesłuszne są ta­kie głosy. Wartość artystyczna sztuki jest niemała, gdyby tej wartości zabrakło - zagubiłaby się również siła agitacyjna utworu.

Sztuka agituje namiętnie za pokojem. Zebrani w pociągu podróżni jadą budować bazę dla atomowego lotnictwa, ich pierwszych dosięgłaby zagłada. Lecz pociąg można zatrzymać! Nawet ów pociąg, na który wsiedli dobrowolnie naiwni czy naiwnie chytrzy amatorzy amerykańskich dolarów. Bo nawet do owego izolowanego pociągu dociera słowo prawdy i wołanie o pokój, uosobione w ko­muniście Mehringu, przekonywającym podróżnych, że decy­zja o życiu i śmierci leży w ich własnych rękach. I chociaż sam Mehring ginie - pociąg zatrzy­ma się, nie dojedzie do złowro­giego celu.

Sztuka MacColla jest ludowa. W tym sensie, że pragnie tra­fiać do masowego widza, stać się jego trybuną, być echem jego myśli. Czyż jest to nie­słuszna ambicja szkockiego au­tora?

Sztuka MacColla jest sensa­cyjna. Widza cieplarnianego efekciarstwo MacColla nieraz drażni, czasem odpycha. Widza o zdrowych nerwach z rzadka tylko zrazi sytuacja z teatru grozy. "Podróżni" są jednak scena­riuszem, z którego reżyser mo­że wykroić niejedną sztukę. Najważniejszym więc jego za­daniem winno być uwypuklenie, uczołowienie problematyki politycznej, realistycznej warstwy utworu; a przyciszenie, stono­wanie warstwy symbolów. Tak postąpił Roman Sykała w Tea­trze Powszechnym w Łodzi - i spotkał się z powszechnym po­klaskiem. Tym większy można mieć żal do reżysera przedsta­wienia warszawskiego, że po­stąpił odwrotnie: zląkł się pla­katowego charakteru "Podróż­nych" i rozpuścił polityczną ostrość, sloganową celność, wie­cową wyrazistość sztuki w so­sie alegorii, o ile się tylko da (w pełni na szczęście się nie udało) oderwanej od rzeczywisto­ści tła i zdarzeń. Stąd wyeks­ponowanie symbolicznego Gło­su Ostrzegawczego (Józef Kondrat) i podkreślanie jego pate­tycznych banałów, stąd odreal­nienie pędzącego pociągu, ze wszystkim niemal co się w nim dzieje.

Mylnie ujęta reżysersko, sztuka MacColla niemniej jest zagrana interesująco. Prawdziwą postać polskiej pobożnej wyrobnicy, rzuconej na falę spraw w których rozeznać się nie umie, stworzyła Katarzyna Żbikowska. Francuza, zapiekłego w nienawiści do Niemców, dlatego , że oczy wypalili mu hitlerowcy gra bardzo ludzko Janusz Paluszkiewicz. Żałosną ofiarę hitle­rowskiego zbydlęcenia, na próż­no usiłującą wyrwać się z rąk swego kata, gra ze wzruszeniem Justyna Kreczmarowa. Bolesław Płotnicki stara się bez patosu i podawać widowni gorące słowa Mehringa. Wybornie przez MacColla narysowaną parę - czeskiego pisarza, który dla ułudne­go wygodnictwa, lepszych za­robków i rzekomej "swobody twórczej" zdradza ojczyznę, by przejść na służbę amerykańską, oraz jego żonę, Angielkę z po­chodzenia, która przechodzi do obozu pokoju - grają Zygmunt Maciejewski i Irena Laskowska. Małą austriacką maszynistkę trafnie gra Stanisława Stępniówna, szkockiego inżyniera Jerzy Block, włoskiego robotni­ka Bogdan Niewinowski.

W imieniu amerykańskiej obsługi zbrodniczego pociągu występują tylko dwie osoby: żołnierz-konwojent Stevens i szef personalny Eckert. Leopold Szmaus ukazał w Stevensie tę­pego żołdaka, świat sprowadza­jącego do comicsów i jazzu, ko­biety do towaru za pończochy, a wojnę do posłuszeństwa roz­kazom; tak chce autor i wściek­ły taniec zawiedzionego Stevensa jest trafnym wyjaskrawie­niem. Zbrodniarza Eckerta gra Janusz Ziejewski z pedałem, który naciska do zgrzytów; ale brutalność środków aktorskich Ziejewskiego znajduje uzasad­nienie w brutalności słów i czy­nów Eckerta.

Z winy teatru debiut MacColla na scenie warszawskiej niezupełnie się udał. Ale sukces łódzki zachęca do zawarcia bliż­szej z MacCollem znajomości. Pisarz ten na pewno na naszą uwagę zasługuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji