Uwaga, dramatopisarz!
Nigdy dotychczas nie pisałem o teatrze. Bardzo słabo znam się na dramaturgii; grę aktorów przyjmuję emocjonalnie i moja ocena ich wysiłku sprzeczna jest często z opinią znawców. Z takim mniej więcej przygotowaniem teoretycznym wybrałem się do Teatru Domu Wojska Polskiego, aby obejrzeć sztukę Józefa Kuśmierka "Rok 1944".
Siedząc w skrzypiących krzesłach i obserwując losy grupy alowców w pierwszych dniach po wyzwoleniu, rozgrywające się na malutkim skrawku zakurzonej sceny, myślałem o dwóch sprawach: o rodowodzie "Roku 1944" i o drodze pisarskiej jej autora - Józefa Kuśmierka.
"Rok 1944" nawiązuje do tradycji radzieckiej dramaturgii, stanowiącej patetyczną pochwałę rewolucji. Ludzie, którzy w 1917 roku szturmowali Pałac Zimowy, zapragnęli po zwycięstwie zobaczyć humanistyczny wymiar swojej walki, odczuli potrzebę afirmacji swojej historycznej decyzji. Poszli więc do teatru i tam, na scenie, odnaleźli siebie w patetycznych i rubasznych bohaterach rewolucji, ujrzeli wroga widzianego ich tendencyjnymi oczami, w których nie uświadczysz błysku współczucia, czy zrozumienia. Dramatopisarze radzieccy musieli zadośćuczynić ogólnemu żądaniu rewolucyjnych marynarzy, czerwonogwardzistów i kombatantów wojny domowej. Powstał więc ciąg nowych sztuk bez precedensu, sztuk - fresków historycznych malowanych jak gdyby rękami ludowych artystów z Palechu. Problem moralny, filozoficzny ograniczony został w rysunku tych fresków do ogólnego dylematu: za rewolucją, czy przeciw? Natomiast całą siłę barw spożytkowano dla ozdobienia bohatera rewolucji. Podano go w konwencji opowiastki, ba, nawet legendy ludowej: urastał więc ten bohater ponad miarę szarego żołnierza rewolucji, przebierał się w kolory wielkości historycznej swego czasu i nie tracąc nic ze swej rubaszności, stawał się patetyczny i wzniosły, jak każdy bohater ludowego podania.
Minęło trzydzieści kilka lat od chwili, gdy "Aurora" oddała salwę artyleryjską, wymierzoną w Pałac Zimowy. Na sztuki, o których mówiłem, chodzimy chętnie do teatru, ale coraz silniej odczuwamy nowe potrzeby. Jesteśmy już społeczeństwami innego ustroju. Przeżywamy nowe problemy i zagadnienia, które nie mieszczą się wre freskowej apoteozie rewolucji. Po uogólniającej pochwale samych siebie za historyczną decyzję - zaczynamy uważnie i wnikliwie przyglądać się samym sobie. Dramaturgia, niestety, nie ujęła jeszcze tego trudu w kształt artystyczny.
"Rok 1944" przypomina nam więc dni naszej rewolucji w formie fresku, ale fresku malowanego ręką polskiego artysty ludowego. W Bogdanie, tytułowej postaci sztuki, odnajdziemy jakiś drobny rys fizjonomiczny i z Kmicica i ze Szczęsnego. Oglądamy tę sztukę w chwili dość przełomowej dla naszej literatury. Przejadła się już czytelnikom tandeta, obmierzła banalna, nieprzeżyta afirmatywność. Odbiorca domaga się w sztuce najistotniejszych, najdotkliwszych problemów, które sam codziennie przeżywa. Jest to klimat może nie najszczęśliwszy dla fresku pochwalającego rewolucję, którego dramaturgię stanowią zdarzenia a nie treści myślowe.
I tu wreszcie pora, by wyjaśnić sprawę Józefa Kuśmierka. Kuśmierek przyszedł do literatury gdzieś tam z prowincji, z powiatowego miasteczka, z gąszczu naszego życia. Przyszedł kłócić się o swoje prawdy do stolicy, pełen zapiekłych urazów wyniesionych z powiatowego miasteczka. Swoją osobistą pretensję, swój osobisty żal uogólniał, zgłaszał go w imieniu pokrzywdzonych. Obok łatwego i potoczystego lamentu wniósł jednak do naszej literatury spory kęs tzw. "prawdy życia", autentycznych, gorących jeszcze zdarzeń i spraw. Okrzyczano go jako demaskatora. Jedni czynili to w dobrej wierze - inni, obawiam się, w złej.
Ale w którymś momencie Kuśmierek zrezygnował z roli klienta władzy ludowej, przychodzącego z pretensją i zażaleniem. W jakiejś chwili Kuśmierek przypomniał sobie, że jest przecie współtwórcą tej władzy, że w 1944 roku własną piersią ogrzewał jej wątłe życie. Jego debiut sceniczny jest właśnie wynikiem tego przypomnienia. I to, ja osobiście, przypisuję Kuśmierkowi za największą zasługę. Młody autor, mój kolega, otarł łzy i spojrzał na swój kraj oczami odpowiedzialnego twórcy. Z otwartym i niezmąconym wzrokiem można walczyć skuteczniej, piękniej.
Nie umiem streszczać, więc nie podam fabuły sztuki Kuśmierka. Przypuszczam, że niektórzy widzowie odczytają ją jako spór "generalnej linii" partii z lewactwem, które wnosi z sobą w wolność Bogdan, bohater "Roku 1944". Ci sami widzowie powiedzą wtedy, że Bogdanowi przeciwstawia autor Olę, sekretarza KW, podaną w charakterystycznym sosie solidaryzmu narodowego. Obawiałbym się tanich uogólnień. Zdaje mi się, że Bogdan, młody, trochę junacki, a trochę narwany alowiec, reprezentuje raczej kombatanctwo partyzanta, który umiał dobrze walczyć, ale nie bardzo potrafi sobie poradzić ze sprawowaniem władzy. I że do tego porywczego partyzanta, jak do Czapajewa, przychodzi partia w osobie, może nie najszczęśliwiej zrealizowanej, Oli.
Wydaje mi się, że w "Roku 1944" problemu jest tyle, aby udźwignąć fresk pochwały naszej rewolucji; więcej nie należy się dopatrywać, bo uszkodzimy wartościowe malowidło.
Gdybym był zawodowym krytykiem, zapewne zgłosiłbym pretensję, że środowisko wrogów rewolucji przedstawia Kuśmierek powierzchownie i konwencjonalnie. Ponieważ krytykiem nie jestem, konwencja ta mnie zadowala: autor wypełnia przestrzeń kompozycji, przeznaczoną dla tych wrogów, rysunkiem szkicowym, poprawnym w ramach obiegowej konwencji, natomiast wszystkie swoje siły kieruje ku postaciom pierwszoplanowym, najważniejszym, ku grupce Alowców przejmujących w swe młode ręce władzę ludową.
Kuśmierek jako dramatopisarz jest jeszcze niewyszkolony i chaotyczny. Błogosławione niech będą te jego nieumiejętności. Obrzydły już nam szkolne wypracowania dramaturgiczne z poprawną narracją, z poprawną pointą i z jałowością wewnątrz. Kuśmierek ma wiele do powiedzenia dzięki dramaturgicznemu instynktowi, umie to nawet zakomunikować. W sztuce jego odnajdziemy fragmenty czyste i zdrowe, napisane przez rasowego (przepraszam za taki epitet) pisarza scenicznego.
Oczywiście, trzeba to sobie śmiało powiedzieć, jeszcze ta pierwsza sztuka Kuśmierka nadużywa "dramaturgii pirotechnicznej", jeszcze w niej sporo łatwych scenicznych efektów, jeszcze zbyt wiele rzeczy rozgrywa się za kulisami, a na scenie oglądamy tylko frendzle tych spraw. Ale widzimy też przecie, że autor błądząc po omacku w tajnikach rzemiosła dramaturgicznego, wyszukuje jednak w większości środki celowe, że ta jego umiejętność rokuje jak najlepsze nadzieje.
Nie znam się na reżyserii, lecz wydaje mi się, że należało pierwszy akt ujednolicić, stuszować jego reportażowość. Po co było rozbijać ten najwątlejszy sekwens sztuki na ustawiczne zmiany miejsca: w domu i przed domem. Ta sam treść dramaturgiczna, przy posłużeniu się jakimś artystycznym skrótem, pomieściłaby się z łatwością w biurach dawnego kreisamtu. Niepotrzebnie też, moim zdaniem, wychodzimy na uliczkę powiatowego miasteczka w trzecim akcie, akcie najlepszym.
Aktorzy spisali się bardzo dobrze. Wyróżniłbym pięć ról: B. Niewinowskiego jako Bogdana, R. Hanin jako Oli, B. Ejmonta - Chmur, A.Jurasza - Jelenia, i W. Fillera - Waldka. Niewinowski zadziwiająco trafnie odczuł klimat owych dni, zagrał takiego Bogdana, któremu sam Kuśmierek, obdarzony nieprzeciętnym talentem aktorskim, na pewno by nie sprostał. Hanin, wyposażona przez autora w mniej malowniczy i dużo uboższy tekst, grała Olę serdecznie i ciepło. Ejmonta chciałbym pochwalić za inteligencję. Bardzo misternie opracował swoją rolę, co mnie, jako widzowi, sprawiło wiele satysfakcji. Jurasz w roli Jelenia był bardzo prawdziwy i jako ekspert od spraw leśnych wydałbym mu jak najlepszą ocenę. Waldek Fillera bardzo ujmujący. Osobna nagroda należy się pirotechnikowi. Aktorzy strzelają na scenie bez żadnej lipy, ogień wali z luf na pół metra, wywołując szlochy u co wrażliwszych niewiast.
Widownia reaguje żywo na toczący się w przestrzeni sceny dramat. Serdecznie oklaskuje pracę aktorów i młodego dramaturga. Przybył nam jeszcze jeden utalentowany dramatopisarz. Jest to tym bardziej radosne, że Kuśmierek, jak go znam, pójdzie dalej i głębiej w dramaturgię naszego życia myślowego i uczuciowego, że da nam wkrótce nową sztukę. A pióro jest bardzo sposobne dla sceny.