Artykuły

Są tu panny na wydaniu?

"Ożenek" w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze im. Modrzejewskiej w Legnicy. Pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

W legnickim teatrze zagrała orkiestra klubu samotnych serc w "Ożenku" według Mikołaja Gogola, który wyreżyserował Piotr Cieplak. W spektaklu agencja Semper Fidelis oferuje klientom pakiet full service - od pierwszej randki po podróż poślubną. I ani chwili dłużej.

Na scenie doszło do cudownego rozmnożenia postaci dramatu - partyturę koncertu rozpisano na osiemnastkę aktorów, tekst skrócono, a postaciom nadano nowe imiona. Dochodzi do odwrócenia proporcji - tam gdzie u Gogola na jedną pannę przypadało czterech zalotników, tu siedmiu kawalerów staje oko w oko z dziewięcioma pannami (i jedną wdówką).

W efekcie żadna ze stron nie jest uprzywilejowana, a szanse na tytułowy mariaż dużo szybciej spadają do zerowego poziomu. Nie psuje to zabawy widzom gorzkiej komedii bynajmniej nie sercowych omyłek. Bo tu nie uczucia grają pierwsze skrzypce, ale chłodna kalkulacja.

W agencji matrymonialnej

Piotr Cieplak przenosi akcję rosyjskiej komedii do klubu dla samotnych Semper Fidelis, właściwie - agencji matrymonialnej. Jej goście rozpaczliwie próbują tańczyć, jak im zagrają współcześni swaci - Żorżetta (Joanna Gonschorek) i Juruś (Rafał Cieluch). Ale nogi im się plączą i zwyczajnie nie nadążają za szalonym tempem maratonu.

Cieplak nie tyle przenosi akcję "Ożenku" do współczesności (gdyby tak było, akcja komedii toczyłaby się raczej na randkowym portalu), co uniwersalizuje przekaz komedii. Rozpisując tekst na kilkunastu aktorów, szybciej niż w oryginale skazuje swoich bohaterów na porażkę. Bo to raczej targowisko, na którym kupczy się ofertami matrymonialnymi niż aranżowane spotkanie z potencjalnymi kandydatami do żeniaczki. I wbrew otoczce sugerującej elegancki klub, bliżej mu do baru szybkiej obsługi - trzeba szybko się decydować, bo z tyłu stoi cała kolejka. Trudno tu mówić o wykwintnym menu - w najlepszym razie trafi nam się kawaler lub panna z odzysku z górą kompleksów.

Ostrą kreską

Gogolowski "Ożenek" bawił kolejne pokolenia widzów, ale była to zabawa nieodmiennie goryczą podszyta - w opowieści o starym kawalerze, który przed mariażem salwował się ucieczką przez okno krył się podskórny smutek. Bo jest to historia o rozpaczliwej samotności, ale też niemożności przekroczenia samego siebie w pogoni narzuconą z góry, powszechnie akceptowalną wizją szczęścia.

U Cieplaka widać też zamiar i ambicję uchwycenia tej rozpaczy, jednak rozmnożenie postaci prowokuje ostrą kreskę w ich rysunku. Dotyczy to przede wszystkim kobiet - Gogolowskiego tekstu zwyczajnie nie wystarczyło, żeby z jego pomocą nadać rys wewnętrznej prawdy tylu postaciom, przez co aktorki o wiele bardziej przekonujące są w rewelacyjnych zbiorowych popisach niż w - z konieczności mniej licznych - solówkach. I choć znakomity zespół Teatru Modrzejewskiej robi, co może, żeby przełamać ten rys umowności, to udaje się to w drobnych migawkach - kiedy np. notoryczny klient agencji Czesław (Paweł Palcat) powtarza swoje rozpaczliwe pytanie o przyczynę niepowodzeń.

W gabinecie luster

Konsekwencją jest wewnętrzne pęknięcie opowieści - w pierwszej części nieodparcie komiczna, mniej więcej w połowie traci rozpęd i rozmach, a jednocześnie tylko niektórym postaciom w niewielkich przebłyskach pozostawia wystarczająco przestrzeni na odsłonięcie smutnej podszewki kolorowego (znakomita scenografia i kostiumy Andrzeja Witkowskiego), rozgrywającego się w kalejdoskopowym rytmie show. W rezultacie pochodzącą z "Rewizora" frazę: "Z czego się śmiejecie, z siebie samych się śmiejecie" trudno tutaj zastosować - całość przypomina raczej wizytę w gabinecie krzywych luster, gdzie oglądamy galerię groteskowo wykoślawionych wizerunków, niż spojrzenie w lustro, prawdzie w oczy.

Pozostaje smutna, raczej reżyserska niż Gogolowska konstatacja. Dokąd zmierza ta farsa? - pyta Piotr Cieplak. Co kryje się za iluzją podtrzymywaną przez swatów z Semper Fidelis? Może strach, powstrzymujący bohaterów przed skokiem na głęboką wodę, przed maskaradą z weselnym welonem, tortem, balonikami i obowiązkową sesją na tle pocztówkowych widoków podczas podróży poślubnej jest całkiem sensowną wskazówką? Bo co się stanie, kiedy skończy się kolorowy karnawał i trzeba będzie stawić czoła codzienności?

Nie każdy samotny to singiel

Bohaterowie Cieplaka to nie młodzi, nowocześni, postępowi single z wielkich miast. Raczej ludzie, którzy zaczynają się godzić z tym, że na ich oczach ostatni pociąg do stacji "Szczęście" zbiera się do odjazdu, zostawiając ich na peronie. Już nie tyle tkwią w niewoli własnych kawalerskich-staropanieńskich przyzwyczajeń, co zaczęli je lubić i się z nimi dogadywać. I jak podpowiadają nam twórcy spektaklu w serii otwierających przedstawienie kanapowych etiud - w ich codziennych rytuałach nie ma chyba miejsca na drugą osobę. Do klubu przychodzą bo tak wypada, że gdzieś tam tli się w nich resztka nadziei na to, że coś się jednak wydarzy. Ale co może się wydarzyć na tym targowisku, gdzie pary dobiera się szybko i byle jak, bez żadnej gwarancji na przyszłość? Ożenek jest przereklamowany - zdaje się mówić Cieplak - nie da gwarancji ucieczki przed samotnością. Widać to jak na dłoni, kiedy opada kurtyna, zamykając przed nami drzwi klubu, a ci, którzy dla jego gości byli gwarancją sukcesu, zostają sami. Razem, ale osobno.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji