Artykuły

Gambit w Dramatycznym

Nie królewski, zwyczajny. Po zmianie dyrekcji, po miesią­cach przerwy - wreszcie ot­warcie sezonu w teatrze, który lata całe uchodził za wspaniale profesjo­nalny, modelowy. Uchodził słusznie, z pełnym pokryciem.

Zawirowania lat 1980 i 1981 spo­wodowały, że teatr ze znakomitą ekipą, tradycją i atmosferą znalazł się na rozdrożu. Te lata kryzysowe zażegnano magicznie powołując na dyrektora w 1986 Zbigniewa Zapasiewicza, aktora stąd, Holoubkowego jeszcze.

Zapasiewicz chciał zacząć efek­townie: adaptacją drugoobiegowej prozy Konwickiego z lat siedemdzie­siątych.

Życie zweryfikowało te projekty. Zaczęto inaczej, niejako z koniecz­ności, czymś co było kolejnym nu­merem repertuarowym: "Niebezpiecz­nymi związkami" Christophera Hamptona, sztuką opartą na przesłynnej powieści Choderlosa de Laclos (1741-1803). Jako drugą inauguracyjną pozycję dano "Teatr czasów Nerona i Seneki" Edwarda Radzińskiego, dra­maturga radzieckiego współczesnego - o wyraźnym zacięciu filozoficz­nym. (Pamiętny spektakl "Łunina, czyli Śmierci Kubusia Fatalisty" z te­goż Dramatycznego, z roku 1981).

"Niebezpieczne związki" to powieść znana i uznana za smakowicie ero­tyczną. W dawnym osiemnastowiecznym stylu, otwartym, libertyńskim lecz eleganckim. Choderlos de La­clos napisał jedną jedyną książkę - tę właśnie. I tą jedną jedyną napi­saną w formie listów wszedł do li­teratury na stałe. Był zawodowym żołnierzem, walczył o niepodległość Ameryki, był urzędnikiem - nad­zorcą na małej wyspie w Zatoce Bi­skajskiej. Tutaj, nadzorując budowę umocnień, napisał swoje "Les Liaisons dangereuseus", którym to utwo­rem wywołał sensację w całej Eu­ropie. Laclos związał się w swoim czasie z jakobinami, przyjaźnił się z Dantonem, był współpracownikiem i sekretarzem księcia Orleanu Filipa Egalite, podczas terroru był dwu­krotnie więziony, o krok od szafotu jednak uniknął egzekucji.

"Niebezpieczne związki", rzecz o ko­bietach i mężczyznach salonowej epoki tuż przedrewolucyjnej (rzecz dzieje się jesienią i zimą roku 178... - któregoś w paryskich salo­nach i pałacach, tudzież w Lasku Vincennes) pozostały jego dziełem życia, pomnikiem chwały. Także - pomnikiem obyczajowości epoki.

Angielski romanista i germanista Christopher Hampton (rocznik 1946) napisał sztukę, która bazuje na po­wieści de Laclos wiernie, ma jednak nerw dramatyczny, fantastyczne dialogi, potrzebne napięcia i jest jako żywo sceniczna. (RSC w Londynie wystawił "Niebezpieczne związki w r. 1985. Zostały najlepszą sztuką roku, posypały się na nią nagrody).

Przedstawienie warszawskie - prapremiera polska - zaprezentowało salonowość nieco ironiczną, choć solenną mimo to.. Było wymyslone nieźle: lustrzane posadzki i lustra ścian, hałas spadającej gilotyny na końcu, biorący w nawias cały świat i jego problemy ( w końcu poszedł przecież do więzienia w Conciergeries i na szafot), słowem, umowność, konwencja, styl ożywiany bardzo wprost, bardzo na oczach wi­dza.

Problemy zaczęły się tam, gdzie "salon" stał się zanadto wymuszo­ny, wypracowany, gdzie zabrakło fi­nezji, lekkości, cudzysłowów, dowci­pu i esprit.

Trochę zabrakło. Ta londyńska nowinka, dowcipna i zgrabna wymaga perfekcyjnego dowcipu i wyczucia stylu, w przeciwnym razie po zostanie opowiastką o niczym, teatralnym wypisem z literatury i zamierzchłej obyczajowości. A tu przecież nawet prof. Wisłocka miała kłopoty z uzasadnieniem moralnych czynów rozwiązłych libertynów osiemnastowiecznych. Deprawacja młodej panienki, tuż po pensji klasz­tornej, to nie betka, choć jest to deprawacja bardzo chętnie widziana przez deprawowaną. A już markiza de Merteuil obmyślająca sposoby zemsty na kochanku (w istocie będące sposobami przywiązania go na stałe, iście po bożemu i po rniesz-czańsku) to typ prawdziwie z epoki, kobiecy, przewrotny, bardzo jednak literacki, powielany w książkowych licznych wcieleniach, istny babski markiz de Sade.

Jak to wypadło na scenie? Ewa Żukowska (markiza) i Marek Obertyn (wicehrabia de Valmont) zrobili wszystko co było do zrobienia, ale jednak chyba pozostało sporo niezrobionego przez nikogo i to sporo zdecydowało o nadmiernej solidności tej inscenizacji, która winna być zbudowana z czarów, czarów, i jeszcze czarów pań i panów potra­fiących się tak świetnie bawić (cza­rować się, nawzajem) w cieniu gilo­tyny.

Czarów zabrakło, choć spektakl za­grano porządnie i starannie. Zofia Rysiówna, Olga Sawicka (mała Ce­cylia), Ewa Decówna (pani de Volanges) zademonstrowały aktorstwo - każda w swojej klasie - wielce zawodowe, ale efekt przedstawienia nie rymował się z lustrzanością wy­stroju (dekoracje - Wiesław Olko).

Uroczysta inauguracja Teatru Dra­matycznego objęła dwa pod rząd da­wane, dzień po dniu, przedstawie­nia - więc i "Teatr czasów Seneki i Nerona"oraz wystawę 30-lecia Tea­tru. O ile spektakl Radzińskiego z Markiem Kondratem w roli Nerona jest popisem dosyć retorycznego roz­rachunku z dyktaturami wszelakiej maści (Stalin - Neron - każdy Totalitarysta), o tyle wystawa okazała się być rewelacyjna. Na miarę 30-le­cia i rangi teatru, nowoczesna w wy­mowie, skłaniająca do refleksji i na­wet do polemik, tak wybiórczo acz sugestywnie potraktowana.

To byłoby tyle na razie w spra­wie inauguracji sezonu w Dramaty­cznym. Zbigniew Zapasiewicz reży­ser "Niebezpiecznych związków" i dy­rektor artystyczny Dramatycznego oficjalnie prosi o czas na zbudowa­nie zespołu, repertuaru, poziomu i stylu. Ten czas należy mu dać, tego wymaga najprostsza przyzwoitość. A najbliższa premiera w Dramatycz­nym - w lutym. Jak dobrze pój­dzie (i oby poszło jak najlepiej).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji