W szpitalu "Trylogia"
Ten "pierwszorzędny pisarz drugorzędny", jakim był Sienkiewicz, okazał się urodzonym dramaturgiem. Dzięki reżyserowi "Trylogii" Janowi Klacie.
"Czytam Sienkiewicza. Dręcząca lektura. Mówimy: to dosyć kiepskie, i czytamy dalej. Powiadamy: ależ to taniocha - i nie możemy się oderwać. Wykrzykujemy: nieznośna opera! i czytamy w dalszym ciągu, urzeczeni" - pisał Witold Gombrowicz w swoich "Dziennikach".
Sienkiewicz inaczej
Jan Klata, reżyser czterogodzinnej "Trylogii", którą w środę zobaczyliśmy na Festiwalu Prapremier, przeczytał Sienkiewicza "Gombrowiczem". Postaci dramatu leżą na szpitalnych łóżkach i zrywają się z nich senni, gdy "ojczyzna woła". Ksiądz Kamiński z ambony woła o zagrożeniu islamem. Do walki nawołuje Matka Boska Częstochowska, której obraz jest centralnym elementem scenografii. Nad wszystkim góruje wielki zegar, nieustannie wskazujący "godziny próby". Reżyser wraz z dramaturgiem spektaklu Sebastianem Majewskim pokazują dramat ludzi, którzy w imię Ojczyzny rezygnują z "normalnego życia". Skrzetuski, Kmicic, Wołodyjowski nie są tu urodzonymi wojownikami. Chętnie zostaliby w domowych piernatach, masując rosnące brzuchy swoich kobiet.
Początkowo spektakl wygląda na farsę, Sienkiewiczowskie "Spotkanie z balladą". Hellena śpiewa Bohunowi filmową "Dumkę", a Wołodyjowski kręci nieistniejącym wąsikiem jak sam Łomnicki. Ale "Trylogia" Klaty jest czymś więcej niż grą z konwencjami. Mówi o tym, że mimo zmieniających się warunków historycznych, my Polacy, zachowujemy się podobnie. Bohaterowie "Trylogii" giną od strzału w tył głowy jak oficerowie w lesie katyńskim. A obrońcy Kamieńca Podolskiego schodzą do kanałów jak powstańcy warszawscy. Wszystko to przetykane sekwencjami "szarży" na pryczach w takt szalonej muzyki elektronicznej. "Panie Wołodyjowski, larum grają" - wybrzmiewa na koniec głos księdza Kamińskiego. Światła gasną.
Aktorzy Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej z Krakowa zebrali zasłużone brawa. Krzysztof Globisz, Jan Peszek, Tadeusz Huk, Anna Dymna nie schodzą poniżej poziomu, do jakiego nas przyzwyczaili.
Inny Zagłoba
Prawdziwym odkryciem był dla mnie Juliusz Chrząstowski w roli Zagłoby, innego niż pękate postaci znane z ekranizacji. Na długo w pamięci zostanie kreacja Andrzeja Kozaka. Jego Wołodyjowski, starszy pan w dresiku i tenisówkach jest zabawny i wzruszający.
"Trylogia" Jana Klaty to mój murowany kandydat na zwycięzcę tegorocznego Festiwalu Prapremier.