Artykuły

Nie jestem ekshibicjonistką

Nie zobaczysz jej w rozbieranej sesji, nie ma konta na Facebooku, nie pogadasz z nią na Twitterze ani nie sprawdzisz na Spotify, jaka jest jej ulubiona muza. KATARZYNA MACIĄG robi wszystko, aby nie zwracać na siebie uwagi - chce istnieć poprzez swoje aktorstwo.

Wwalentynki do kin wchodzi "Facet (nie)potrzebny odzaraz" z Kasią w roli głównej.

Czy "Facet (nie) potrzebny od zaraz?" to polskie "Broken Flowers"?

Katarzyna Maciąg*: - Kiedy przeczytałam scenariusz, od razu przypomniał mi się film Jarmuscha. Nawet obejrzeliśmy go sobie ponownie przed rozpoczęciem zdjęć. Ale ciężko porównywać obie produkcje. Tam był Bill Murray, 50-latek, który dowiedział się, że ma dziecko, i odwiedzał swoje byłe kobiety w poszukiwaniu matki potomka. Ja zdecydowanie nie jestem Billem Murrayem! Zosia, którą gram, to 30-latka zdradzona przez chłopaka. Przeżywa załamanie, później spotyka się ze swoimi eks. Wspólny motyw w obu filmach to powrót do przeszłości.

Grałaś już główną rolę w komercyjnym hicie pt. "Randka w ciemno". Może "Facet (...)" będzie podobny do tego obrazu?

- Znowu nie widzę podobieństw. Przy tamtej produkcji z reżyserem i scenarzystką poznaliśmy się dopiero na planie. W przypadku "Faceta ( )" ekipa już wcześniej współpracowała, przyjaźniliśmy się.

Osobą łączącą obie produkcje jest Weronika Migoń - reżyserkę "Faceta (...)" poznałam właśnie na planie "Randki w ciemno", gdzie pełniła funkcję drugiego reżysera. Minęło kilka lat i zrobiłyśmy nowy wspólny film.

Twoja postać ponownie jest zdradzona przez ukochanego...

- Faktycznie, widzisz, zapomniałam o tym (śmiech). Ale w "Facecie (...)" jedynie początek jest podobny.

Zgadzasz się ze stwierdzeniem, że w polskim filmie brakuje dobrych scenariuszy?

- Nie tylko w polskim. U nas przeważnie pisze jedna osoba, a w Hollywood - nawet kilkanaście. Nie wiem, czy tam powstają teksty "lepsze", ale zawsze konstruują je według sprawdzonych i niezawodnych schematów. Lubię kino europejskie - poszukiwania, eksperymenty. Wśród widzów zwycięża jednak kino gatunkowe, bo daje to, co obiecuje.

Może aktorom lepiej szukać szczęścia za granicą?

- Grałam w niemieckiej "Weselnej polce", było to ciekawe doświadczenie. Uwielbiam podróże, ale wyjazd za granicę to bardzo duże wyzwanie dla aktora ze względów językowych. Dlatego zawsze nas obsadzają w rolach imigrantów albo agentów. Opanowanie obcego akcentu jest wielką sztuką, która udała się niewielu światowym aktorom. To mit, że szczęście znajduje się gdzieś za granicą lub bardzo daleko, zawsze gdzie indziej, a nie w nas samych...

Występowałaś w krakowskich teatrach, na dużym ekranie debiutowałaś u Jerzego Stuhra. Czy przyjmując później role w serialach, nie czułaś, że zaliczasz artystyczny zjazd?

- Zaczęłam wysoko, fakt. W szkole teatralnej pracowałam na literaturze najwyższych lotów, marzyłam o rolach w ekranizacjach Szekspira... Zderzenie z kompletnie innym światem było naprawdę mocnym doświadczeniem.

Na szczęście zdarzają się telewizyjne produkcje, które są doceniane. Jeden z przykładów to "Głęboka woda" Magdaleny Łazarkiewicz.

- To moja najważniejsza rola serialowa. Nikt nie spodziewał się, że odniesiemy taki sukces. Kręciliśmy w trudnych warunkach, we Wrocławiu, historia ośrodka pomocy społecznej wydawała się z początku mało atrakcyjnym tematem. Lecz udało się! Dostaliśmy nagrodę Prix Italia dla najlepszego serialu, a ja i Marcin Dorociński zostaliśmy docenieni na festiwalu w Monte Carlo, gdzie byliśmy nominowani do najbardziej prestiżowych statuetek telewizyjnych na świecie: Złotych Nimf.

W TVP2 serial nie miał promocji.

- Mimo tego każdy odcinek oglądały 2 mln widzów.

Ta rola pozostawiła w Tobie ślad...

- Przez osiem miesięcy kręcenia miałam okazję poznać świat z innej perspektywy. Niedawno zaangażowałam się w kampanię społeczną Emp@tia. Za pieniądze z Unii Europejskiej powstawał portal, który ma ułatwić potrzebującym składanie wniosków i oświadczeń. Jego adres to: www.empatia.mpips.gov.pl. Osoby niepełnosprawne - nie tylko one, oczywiście - nie będą już musiały chodzić do okienka, wszystko zrobią sprzed ekranu komputera.

Pomówmy trochę o Tobie. Ponoć nie śledzisz, co o Katarzynie Maciąg wypisują w niecie?

- Kiedyś dużo bardziej się tym przejmowałam. Na początku wydaje ci się, że widzów obchodzi tylko to, jak grasz. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego w necie komentuje się moje domniemane sprawy prywatne. Był nawet moment, kiedy chodzili za mną paparazzi - dosłownie wyskakiwali ze śmietników (śmiech). Absurdalne uczucie.

Podobno cały czas popijasz wodę z mleczkiem koksowym.

- Boże, nie wierz w to, co piszą!

Czyli to nieprawda, że dbasz o zdrowie i przed kupieniem produktu studiujesz jego skład?

- Muszę cały czas być w formie. Jeśli trwają zdjęcia, nie mogę zachorować i nie zjawić się na planie. Tak samo jest z teatrem. Aktor musi mieć kondycję sportowca. Więc staram się dbać o zdrowie.

Jak się odnaleźć w sytuacji, kiedy przez kilkanaście tygodni zasuwasz od 5 rano, a potem masz dwa miesiące wolnego?

- Tak jest w zawodach artystycznych, że pochłaniają cię bez reszty na jakiś czas i nie ma miejsca na nic innego. Po zakończeniu zdjęć zawsze pojawia się pustka. Bo tak intensywny czas, jak kręcenie filmu, jest nieporównywalny z niczym innym. Wolny czas staram się wykorzystywać na normalne życie.

Po wpisaniu Twojego imienia i nazwiska do wyszukiwarki pojawia się słowo "anoreksja"...

- "Szukaj, a znajdziesz". W wyszukiwarce wyskakuje też wiele innych rzeczy na mój temat, z których większość nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

Plotki wzięły się stąd, że sporo zeszczuplałaś.

- Ledwo przeciskam się przez bramki w metrze (śmiech).

Smak życia studenckiego poznałaś w Krakowie.

- Do szkoły teatralnej dostałam się za drugim razem. Przeprowadzka do Krakowa była dla mnie jak skok na bungee. Jechałam w nieznane. PWST w Krakowie to niesamowita szkoła.

Lubisz to miasto?

- Znakomicie wspominam tamten czas, Kraków jest cudowny. Żyje się w zupełnie innym tempie niż w Warszawie, zwłaszcza jeśli studiujesz na uczelni artystycznej. Tam każdy ma czas, aby przysiąść na kawę. Kiedy po czterech latach skończyłam szkołę teatralną i przyjechałam do Warszawy, najzwyczajniej w świecie płakałam (śmiech).

Zobaczymy Cię w rozbieranej sesji w magazynie dla panów?

- Przecież ja nawet nie mam konta na FB, nie jestem ekshibicjonistką.

No, ale w "Głębokiej wodzie" pokazałaś ciało...

- To zupełnie co innego. Jeżeli chodzi o role, lubię wyzwania. A panowie na pewno poradzą sobie beze mnie (śmiech).

Jak już sama powiedziałaś, nie dajesz się wykorzystać internautom.

- Na Facebooku mnie nie ma i już raczej nie będzie. Jeśli chodzi o kontakt z przyjaciółmi, wolę zadzwonić. Jeśli chodzi zaś o budowanie wizerunku w mediach czy wśród widzów... Na końcu i tak najważniejsze są role, które grasz.

Kiedy się przedstawiasz, ludzie nie odpowiadają już: "Maciąg? Tak, wiem - Agnieszka"?

- Nie jest dobrze, gdy w środowisku są dwie osoby o takim samym nazwisku. Ale jeśli ktoś się pomyli, nie mam z tym problemu.

*Katarzyna Maciąg - rocznik 1982, absolwentka krakowskiego PWST. Aktorka teatralna i filmowa ("Korowód", "Ścinki", "Randka w ciemno", "Pływające wieżowce"), często pojawia się też na małym ekranie ("Teraz albo nigdy", "Szpilki na Giewoncie", "Głęboka woda"). Ostatni film z Kasią w roli głównej, który trafił do kin w połowie lutego to "Facet (nie)potrzebny od zaraz" - nietypowa komedia romantyczna z gwiazdorską obsadą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji