Karty odstępstwa (fragm.)
ZNAM pewną fabrykę, w której tzw. karty odstępstwa stały się tak powszechnym zjawiskiem, że ze świecą by szukać wyrobu zgodnego z założeniami technologii i pierwotnym zobowiązaniem wobec klienta. Co wyrób - to niespodzianka. Tu inny materiał, tam inne wymiary, gdzie indziej odmienne, mniej staranne wykończenie.
Podejrzewam, że coś podobnego dzieje się i w naszej Telewizji, która podając repertuar programu z góry zastrzega sobie możliwości zmian. Oczywiście: Telewizja ma do takiego zastrzeżenia prawo i aż nadto wiele powodów, uzasadniających jego konieczność. Któż jednak wyjaśni, jakie to nie dające się przezwyciężyć trudności powodują np. zmiany w repertuarze filmów fabularnych, których kopie spoczywają spokojnie w Centrali Wynajmu Filmów? Dlaczego nie mógł zgodnie z zapowiedzią wejść na mały ekran zestaw z archiwalnych kopii w cyklu "W starym kinie"? Czemu zamiast krótkometrażówki dokumentalnej "Parafianie" pokazano inny reportaż dokumentalny, z kopalni "Wujek"? Z powodu zbliżającej się Barburki? Ba, ale "Barburka" przypada co roku o tej samej porze i planując repertuar można zajrzeć do kalendarza...
W tym wypadku wartość zamiany była zresztą - z punktu widzenia telewidza - dyskusyjna. "Parafianie" byliby powtórką - a reportaż z kopalni pokazano po raz pierwszy. Tyle, że "Parafianie" są dobrym reportażem problemowym, który ogląda się w napięciu, a film o kopalni piłą mało zrozumiałą, zdolną zniechęcić do filmów dokumentalnych w ogóle. Na szczęście, przed takim zniechęceniem broni się sam film dokumentalny, mający na swym koncie pozycje wyśmienite, wśród nich zaś także wspaniałe utwory poświęcone górnictwu...
Narzekając na nadużywanie przez Telewizję prawa do zmian programowych, muszę jednak stwierdzić, że w tym tygodniu nie na wszystkich zmianach wyszliśmy źle. Planowana na ten tydzień okropna brednia pt. "Najpiękniejsza kobieta świata" obciążyła repertuar poprzedniego tygodnia, a w jego miejsce wszedł film francuski wg powieści Francois Sagan "Miłość uczennicy". Daleki był wprawdzie od wybitności, ale dał się oglądać, szczególnie ze względu na doskonałą kreację roli bohaterki i subtelność w rysunku konfliktów. Po dwu już bodaj obietnicach zobaczyliśmy telewizyjny film produkcji rodzimej pt. "Piękny był pogrzeb, ludzie płakali", w reżyserii Zbigniewa Chmielewskiego i w wykonaniu Janusza Sykutera, Barbary Ludwiżanki, Hanny Stankówny i Edmunda Fettinga. Autor nie wyjaśnił wprawdzie do końca motywów prowokacji, której ofiarą padł niegdyś bohater, skazany na pięć lat więzienia za rzekomą kradzież podrzuconego mu, cennego przyrządu. Odbywana przezeń po latach wędrówka w poszukiwaniu winnych przyniosła jednak tyle interesujących obserwacji obyczajowych i głębszych problemów moralnych, że ranga filmu na pewno wykracza poza to, czego zwykle oczekuje się od utworu sensacyjnego.
Trudno mi ocenić, czy dobra, czy też zła była zamiana listów Mariany Alcoforado na "Listy panny de Lespinasse", spowodowana przyczyną niewyjaśnioną. Nie wiem, czym byłoby to, co być miało, ale to co było - stanowiło wspaniały popis aktorski Haliny Mikołajskiej.
Osobiście wolałabym trochę mniej dramatyzacji tekstu, ale to rzecz gustu, o którym, jak wiadomo, nie dyskutuje się. Halina Mikołajska jest bezsprzecznie mistrzynią monologu, aktorką o szczególnej kulturze interpretacji. "Listy panny de Lespinasse" były - dzięki jej wykonaniu - spektaklem wzruszającym liryzmem i autentycznością przeżyć.