Artykuły

Do przyjaciół aktorów

W teatralnym bufecie zasłyszałem, iż parę osób z zespołu ma do mnie cichy żal o recenzją ze spektaklu "Rodzina, ach!, rodzina" zamieszczoną na tych łamach przed dwoma tygodniami. Nie o to, że spektakl potraktowałem krytycznie. O to, iż o nich - nic nie napisałem: "źli" byli czy "dobrzy" i którzy lepsi, a którzy gorsi. Czyżby się przypomniała stara zasada: niech piszą, źle czy dobrze, byle - po nazwisku? O nie - co to, to nie! Ponieważ jednak wygląda na to, iż będziemy przez cały sezon w "Gazecie" na siebie skazani, może warto by było a pewnych sprawach porozmawiać?

Zacznę od wyznania;, tak jak są ludzie, którzy mogą lubić poszczególnych aktorów, a nie kochają, nie rozumieją teatru - ja wprost przeciwnie: choć mam w aktorskim gronie, prywatnie, wielu serdecznych przyjaciół - przede wszystkim kocham TEATR. A ściślej: kocham te chwile, kiedy teatr się staje; owe momenty, gdy nagle cała widownia wstrzymuje oddech, scena jak gdyby rozjarza się niewidzialnym żarem - i wyłania się w nagłym blasku coś, co jest o wiele ważniejsze

i bogatsze aniżeli prosty efekt sumowania się słowa, aktorskiej gry, dekoracji, muzyki: jakieś przesłanie nadrzędne, które w jednym skrócie pozwala zrozumieć więcej, pełniej; głębiej wniknąć w sens rzeczy, które chciał powiedzieć - kto? - autor, reżyser? - to zależy: po prostu teatr. Czasami cały spektakl jest długim preludium, oczekiwaniem na tę jedną chwilę, czasami ona w ogóle nie nastąpi, jednakże takie cuda zdarzają się wcale nierzadko, nawet i w najuboższych teatrach, a gdy zaistnieją, wychodzę z teatru z uczuciem, iż wieczór nie poszedł na marne.

Wracam do domu i muszę jakoś to wrażenie zracjonalizować, wytłumaczyć je sobie. Jakie mam punkty odniesienia? Jaką skalę wartości? Co do czego przymierzać? Nie ma kryteriów uniwersalnych, każdy sam je sobie wybiera. Dla mnie - kryterium od lat najwierniejszym była zawsze owa "chwila teatru". Co było jej istotą? Co do niej prowadziło w spektaklu? - Reżyser? Scenografia? A może kostium, który nagle "zagrał" w sposób szczególny? - Przypomnijmy sobie, w zrobionym przez Jacka Andruckiego w ubiegłym sezonie "Śnie nocy letniej" - buty. Tak, te wojskowe buty, jakie nosiła młodzież od końca lat sześćdziesiątych i które stały się u nas niemal symbolem jej buntu przeciw społecznym formom ubioru, stylu, życia. Oberon nosi zwyczajne, zszargane. Dwór Ateński - takie same, lecz srebrzyste: już im przydano sztywnej formy błyszczącego konformizmu. Kolejne pojawianie się tych butów - stopniowanie społecznej hierarchii - to jakby ekspozycja myśli reżysera o losach, tamtej generacji. I wreszcie, główna postać intrygi Szekspira - Chłopiec porwany przez elfy - pojawia się boso! Śledziłem te bose stopy z napięciem: prawdziwy kontrapunkt do tego, co działo się w "wyższych" rejonach sceny: po stronie której z grup się opowiedzą? Jakie wartości wybiorą? Stopy! Kilka prostych akcentów, i oto smutna szekspirowska komedia przemówiła nowym, przejmującym językiem, wypowiadając starą -mądrość o kolejach wolności, buntu i wyboru życiowej drogi. I wtedy jasno ujrzałem, kto na scenie umie się włączyć w ów dyskurs, kto mu przeszkadza, kto stoi na uboczu i nie rna nic do powiedzenia.

Wybrałem jeden przykład, zdecydowanie skrajny, lecz chyba przez to dostatecznie wyrazisty. Nie ma dla mnie aktorstwa, dekoracji, muzyki - "samych w sobie". "Dobrych" lub "złych" - tak w ogóle. Może to jakieś kalectwo, nie wiem, lecz podejrzewam, iż nawet Modrzejewska, jeśliby recytowała - według znanej anegdoty - tabliczkę mnożenia, nie poruszyłaby mnie ani na jotę. Potrzebny mi jest sens, by cud teatru zaistniał. A sens nie zaistnieje w próżni - potrzebny jest szerszy kontekst, który by go tłumaczył. W teatrze wszystko jest względne, "aktorstwo" także - dlatego wszystko musi współgrać ze wszystkim, by się wzajemnie wyjaśniać.

Jeżeli więc w spektaklu "Rodzina..." owa "chwila teatru" dla mnie nie zaistniała? Kogo i jak mam oceniać? Na podstawie stopnia "podobieństwa" do postaci z tamtego Kabaretu Starszych Panów? Przecież reżyser chciał właśnie odejść od tamtej tradycji! Mierzyć zatem - jak daleko poszczególny postaci odeszły? - W którą stronę? - zapytam - gdy cel pozostał nieokreślony i nie mam żadnej wskazówki, w którą stroną iść chciały? Wyznałem to uczciwie i proszę nie żądać więcej. To - za przeproszeniem - nie imieniny u cioci, gdzie się chwali dzieciaki, że ładnie śpiewały. Jesteśmy dorośli i chcemy robić TEATR. To przynajmniej od początku spektaklu sugeruje reżyser - więc idę za jego sugestią i stwierdzam, iż wyszedł mu teatr niepełny i nie mam na to rady. To tyle, na dzisiaj. Lecz może kiedyś jeszcze pomówimy o tym więcej?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji