Polak, Węgier dwa...
Sławomir Pietras mówi o nim, że jest "Niną Terientiew węgierskiej telewizji". On sam przyznaje, że bardziej niźli choreografem, czuje się dyrektorem. Antal Fodor, twórca baletu "Próba", od tygodnia gości na afiszu Teatru wielkiego w Poznaniu.
Balet "Próba" powstał w czasach, kiedy nikt w Polsce, ani na Węgrzech nie myślał, że będzie mieszkał w kraju niekomunistycznym. Wkrótce po prapremierze węgierskiej, Fodora zaprosił do Polski Sławomir Pietras. Spektakl ten w Łodzi stanu wojennego był przebojem, dziś powiedzielibyśmy - "był spektaklem kultowym". Artysta wspominał podczas pobytu w Poznaniu, że wtedy nie można było kupić w Polsce salami, a wiadomo, co to oznacza dla Węgra. Po chwili dodał: - Dziś nadal trudno w waszym kraju kupić prawdziwe salami.
- Łódzka premiera otworzyła przede mną świat - stwierdza Fodor. - Po niej zaprosili mnie nawet do Związku Radzieckiego. Ale tam było inaczej niż w Polsce lub gdziekolwiek na świecie. Przestraszyli się. Środowisko podzieliło się: jedni zachwycili się moim baletem, inni przerazili. Nie wiem, czy Maja Plisiecka pomogła mi, ale podczas "swoistego przesłuchania" przed premierą publicznie powiedziała: - Czegoś tak pięknego nie widziałam. I rozpłakała się. Po chwili dodała: - Żałuję, że nie mogę w tym balecie zatańczyć.
Fodor twierdzi, że mechanizmy władzy rządzące światem nie zmieniły się. I chociaż on żyje już w innym kraju niż wtedy, kiedy tworzył ten balet, na świecie giną ludzie. A tam, gdzie panuje spokój, tracą pracę, a w konsekwencji czasami środki do życia. Twórca "Próby" deklaruje, że nie wierzy w sprawiedliwość. Zawsze opowiada się przeciwko sile. Niestety, ciągle ludzie dzielą się na gnębionych i gnębiących.
"Próba" grana jest na całym świecie. Fodor uważa, że ma ona w sobie siłę, która może, jeśli tylko ktoś chce, go zmienić. Przynajmniej częściowo.
Podczas poznańskiej premiery artyście towarzyszyły żona i córka.