Artykuły

Piekarska: ESK ma administratora. To funkcjonariusz reprezentacyjny

Koordynator pracy kuratorów Europejskiej Stolicy Kultury - taką funkcję objął wczoraj Jarosław Fret, dyrektor Instytutu im. Jerzego Grotowskiego. To ze strony zarządzających ESK urzędników pozorny ruch, który ma uspokoić unijnych kontrolerów, nie zmieniając tak naprawdę niczego w sposobie zarządzania projektem - pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Nazewnictwo w tym kontekście jest kluczowe - we wnioskach po kontroli, jaką we Wrocławiu przeprowadzili eksperci Komisji Europejskiej, znalazły się trzy istotne punkty. Jeden dotyczył budżetu, drugi zobowiązania do realizacji założeń zapisanych w aplikacji "Przestrzenie dla piękna", którą Wrocław wygrał ESK. Trzeci - braku dyrektora artystycznego, który odpowiadałby za wprowadzenie jej w życie. Bez niego - przekonywali eksperci - bezpieczeństwo całego projektu jest zagrożone. Jest bowiem zbyt skomplikowany, żeby zarządzaniu nim mogło podołać grono kuratorów. W dodatku wakat na tym stanowisku oznacza ryzyko utraty nieodzownej w takich wypadkach niezależności od urzędniczych i politycznych nacisków.

Diagnoza była o tyle trafna, że wrocławska ESK taką niezawisłość straciła już dawno, odkąd z projektem był zmuszony pożegnać się twórca aplikacji, prof. Adam Chmielewski. Kiedy zastąpiono go Krzysztofem Czyżewskim, pierwszym i jak dotąd jedynym dyrektorem artystycznym wrocławskiej stolicy kultury, okazało się wprawdzie, że jego projekty są - delikatnie mówiąc - wolnymi wariacjami na temat idei zapisanych w aplikacji, ale, przynajmniej początkowo, urzędnicy deklarowali danie mu wolnej ręki w ich realizacji. Szybko jednak okazało się, że ta wolność jest wprost proporcjonalna do zasobności portfela - pozbawiona budżetu, ogromna większość idei Czyżewskiego nie doczekała się materializacji. Dyrektor artystyczny, który w kwietniu oficjalnie zrezygnował ze stanowiska i został sprowadzony do roli kuratora, wkrótce zupełnie zniknął z Wrocławia, choć formalnie wciąż funkcjonuje w strukturach ESK.

Gdzie jest dyrektor?

Wraz z jego dymisją pojawili się kuratorzy - to ich grono miało odtąd kształtować i firmować program ESK. Znaleźli się wśród nich przedstawiciele różnych dziedzin życia artystycznego, przede wszystkim szefowie wrocławskich instytucji i festiwali kulturalnych - m.in. Jarosław Fret, dyrektor Instytutu im. Jerzego Grotowskiego i twórca teatru ZAR, Ewa Michnik - Opery Wrocławskiej, Roman Gutek - kina Nowe Horyzonty i dwóch festiwali filmowych, czy Ireneusz Grin, który prowadzi we Wrocławiu dwie imprezy literackie - Międzynarodowy Festiwal Kryminału i Festiwal Brunona Schulza. Właściwie każdy z nich - poza Chrisem Baldwinem, który ma odpowiadać za widowiskową stronę ESK i którego jedyną, podnoszoną przy każdej okazji zasługą jest organizacja Sztafety Ognia podczas Igrzysk Olimpijskich w Londynie (sztafeta odbyła się nie w brytyjskiej stolicy, ale w Worcester) - poza stolicą kultury ma także szereg innych, równie poważnych zobowiązań.

Taki dobór nazwisk rodził od początku pytania, na ile w kształtowaniu programu będą bezstronnymi arbitrami, w pracy nad programem ESK biorącymi pod uwagę dokonania innych, konkurencyjnych instytucji, a na ile zawodnikami grającymi przede wszystkim do własnej bramki.

To dotyczy także Jarosława Freta - w rozmowie z Jolantą Kowalską dla wrocławskiego portalu Teatralny.pl o założeniach programu ESK opowiada przede wszystkim o własnych projektach - Olimpiadzie Teatralnej, której organizację w 2016 roku Ośrodek Grotowskiego ogłosił już kilka lat temu, czy scenicznych projektach Teatru ZAR. Wspomina o Wrocławskim Teatrze Współczesnym, Arce i teatrach w regionie, jednak w tych wzmiankach brakuje konkretów. Wynika z tego też, że ESK bardziej dzieli, niźli łączy - mówiąc o jednym z pomysłów, przewijających się przez teatralny program stolicy, zatytułowanym "Festiwal Dziady", Fret wspomina o adaptacji dramatu Mickiewicza w warszawskim Teatrze Narodowym, jednak o wrocławskich "Dziadach" w Teatrze Polskim - już nie. A o tym, że w 2016 po raz pierwszy w historii zostaną wystawione w całości, wie chyba każdy uważny obserwator życia teatralnego.

Warto też postawić inne pytanie - w jaki sposób tak aktywny organizator życia teatralnego, jak Jarosław Fret, będzie w stanie - poza własnymi przedsięwzięciami - ogarnąć i poprowadzić resztę programu ESK. Otóż, tu tkwi trick, jaki nam zafundowano - wcale nie będzie musiał. Jego rola będzie bowiem czysto reprezentacyjna. Tym będzie się różniła od funkcji pozostałych kuratorów, że to on będzie występował w ich imieniu przed urzędnikami w Brukseli. Dla nich będzie dyrektorem artystycznym, we Wrocławiu - szefem kuratorów, który w razie potrzeby ma rozstrzygać spory między nimi. A najważniejsze decyzje będą i tak zapadały w gabinetach prezydenta Wrocławia i ministra kultury.

Program w zamrażarce

W sprawie ESK wrocławscy urzędnicy wykazują zaiste godny podziwu, olimpijski spokój. Ignorują zalecenie kontrolerów Komisji Europejskiej dotyczące powołania dyrektora artystycznego, bo też niewiele ta zła opinia może im zaszkodzić. Najbardziej dotkliwą karą byłoby cofnięcie nagrody Meliny Mercouri, która stanowi przecież zaledwie niewielki procent budżetu ESK.

Ze spokojem traktują też inne krytyczne głosy. W tym te, które dotyczą wielkiej niewiadomej, jaka kryje się za programem ESK. Prezydent Wrocławia w ubiegłym roku zadeklarował, że zostanie on ogłoszony najwcześniej (sic!) w przyszłym roku. Dlaczego? "Żeby nie stracił na świeżości". Na pociechę ma nam wystarczyć to, że wydarzeń będzie kilkaset. No to rzeczywiście mamy konkret!

I choć ta deklaracja aż prosi się, żeby potraktować ją w kategoriach żartu, warto poświęcić jej odrobinę uwagi i zastanowić się, co tak naprawdę oznacza. Nie wierzę, że ramowy program ESK dziś nie istnieje. Jego wstępne założenia musiały zostać już jakiś czas temu opracowane i spisane - trafiły do wniosku, w którym Wrocław stara się o rządowe wsparcie. Dlaczego zatem urzędnicy upierają się, żeby trzymać go w zamrażarce do ostatniej chwili?

Otóż, proszę państwa, tylko taki ruch może ich projekt uratować. Wrocławska ESK nie ma być bowiem projektem tworzonym przez wrocławian dla siebie samych i dla reszty świata. To projekt urzędników i polityków, który przed inwazją pomysłów i konstruktywnej krytyki płynących z zewnątrz chce jak najdłużej i najskuteczniej się bronić. I choć u swoich podstaw miał dbanie o jakość, a nie o ilość, to właśnie tę ilość (owe kilkaset wydarzeń) wybija się dziś najgrubszą czcionką.

I trudno się dziwić. Liczbami - wydarzeń, zwiedzających, sprzedanych biletów, przybyłych do Wrocławia turystów - łatwo będzie operować za dwa lata. I być może będzie to jedyny pewny punkt odniesienia, który pozwoli wrocławską ESK ocenić. Urzędnicy i politycy zdają sobie bowiem świetnie sprawę z tego, że w tej dziedzinie daleko łatwiej niż w innych rozmyć kryteria ocen. Spektakl znakomity według jednego krytyka drugi uzna za beznadziejny. Książkę odrzuconą przez jedno literackie jury drugie wyróżni najwyższą nagrodą. Z perspektywy 2017 roku dla polityków i urzędników dużo ważniejszy od artystycznego i kulturowego efektu będzie fakt, że ESK w ogóle się odbyła. I że będzie można zaliczyć kolejne punkty do listy osiągnięć, powiesić kolejny medal w klapie. A na ścianie w gabinecie - kolejne zdjęcia z gwiazdami. Bez wątpienia te zrobione podczas ESK przebiją nawet fotkę z Natalią Siwiec.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji