Artykuły

Ikona w budowie

Partyjni bonzowie postanowili, że Lublin musi mieć teatr, jakiego nie ma nikt. Wielki, z olbrzymią sceną i widownią, w reprezentacyjnym miejscu. Teren naprzeciw komitetu wojewódzkiego partii nadawał się do tego znakomicie - pisze Małgorzata Bielecka-Hołda w Gazecie Wyborczej - Lublin.

Gdybym miała powiedzieć, jakie miejsce w Lublinie jest dla mnie symbolem przemian ostatnich lat, nie miałabym wątpliwości - Teatr w Budowie. Jest w nim i pycha schyłkowego PRL-u, i beznadzieja lat stanu wojennego, i wysiłek wolnej Polski, i wreszcie to, co dała nam UE. W dodatku z tym miejscem czuję się związana osobiście. Od lat 20. zeszłego wieku przy ul. Skłodowskiej stały trzy domy oficerskie. Często jako dziewczynka - a były to lata 50. i 60. - przechodziłam tamtędy z mamą po drodze od krawcowej. Raz zobaczyłam, jak na balkonie jednego z oficerskich domów bawi się mój rówieśnik. Mama powiedziała: "Jaki grzeczny chłopczyk", a ja zapamiętałam ten dom i tego chłopczyka.

Później rzadko bywałam w tej okolicy. Wszystko się zmieniło na początku lat 70., kiedy wyszłam za mąż za mieszkańca oficerskiego domu przy Skłodowskiej, być może właśnie za chłopczyka z przeszłości. Jego sąsiedzi mieli ostrego psa, który lubił łapać zębami za łydkę. Parę razy, kiedy ani mąż, ani teść nie zdołali go spacyfikować, zdarzyło mi się wychodzić przez okno. Dlatego do tego domu nie miałam specjalnego sentymentu.

Tymczasem to dzięki niemu dostaliśmy wspaniały prezent - przyspieszenie do mieszkania spółdzielczego. Partyjni bonzowie postanowili, że Lublin musi mieć teatr, jakiego nie ma nikt. Wielki, z olbrzymią sceną i widownią, w reprezentacyjnym miejscu. Teren naprzeciw komitetu wojewódzkiego partii nadawał się do tego znakomicie. Że stały tam domy, że mieszkali w nich ludzie, że obok był oblegany latem basen - nie miało żadnego znaczenia. Na przełomie lat 1973 i 74 lokatorzy musieli się wyprowadzić, domy rozebrano i zaczęła się budowa. A my w maju 1974, nieco ponad rok po ślubie, staliśmy się pierwszymi mieszkańcami osiedla Marii Konopnickiej na LSM-ie.

Budowa według projektu Stanisława Bieńkuńskiego rozpoczęła się w 1974 r. Co prawda i ówczesny dyrektor Teatru Osterwy Kazimierz Braun, i szef Filharmonii Adam Natanek alarmowali, że zaplanowany gmach jest zbyt wielki - nikt z decydentów nie zwracał na to uwagi.

Już w 1976 r. było wiadomo, że nic nie idzie zgodnie z planem. Brak funduszy, ciągłe zmiany projektu - budowa praktycznie stanęła. Po 1989 r. coś się ruszyło, ale i tak przez 20 lat powstała tylko część budynku, do której w 1996 r. wprowadziły się Teatr Muzyczny i Filharmonia Lubelska. Reszta, czyli coraz bardziej niszczejący szkielet, straszyła przechodniów na al. Racławickich.

W Teatrze Muzycznym i Filharmonii nie brakło wydarzeń barwnych, dramatycznych, a czasem i skandalicznych. Ale nie zabrakło też znakomitych koncertów czy ciekawych spektakli, jak choćby próby przeniesienia na grunt lubelski przedstawień operowych.

Druga część gmachu, z widownią na tysiąc osób, supernowoczesną sceną obrotową i z kilkudziesięcioma czarno-białymi kamerami monitoringu, zakupionymi w połowie lat 90. przez zapobiegliwych, lecz krótkowzrocznych budowniczych - niszczała. Ogromna bryła teatru w nieustającej budowie powoli wtapiała się w krajobraz miasta. Właściciel, czyli zarząd województwa, nie mógł się zdecydować, co z tym dalej robić. Sprzedać na galerię handlową? Zburzyć?

Odmiana przyszła wraz z zawiązaniem się w sejmiku województwa koalicji PO-PiS. W 2007 r. władze województwa postanowiły, że dokończenie budowy będzie jedną z czterech - obok stadionu, lotniska i systemu informacji przestrzennej Lubelszczyzny-wielkich inwestycji finansowanych przez UE. Za unijne pieniądze powstanie placówka na miarę XXI w. - Centrum Spotkania Kultur. W listopadzie następnego roku został ogłoszony międzynarodowy konkurs architektoniczny. W maju 2009 r. konkurs był rozstrzygnięty - wygrał Bolesław Stelmach z Lublina. Wysokie nagrody dla zwycięzców wypłaciła Fundacja Moniki i Janusza Palikotów.

Dalsze dzieje to zwykła historia każdej większej polskiej inwestycji: rosnące koszty i rosnące wymagania, niedotrzymane terminy, spory, niespodzianki techniczne, z których największa dotyczyła wielofunkcyjnej sceny obrotowej, co to miała być dumą obiektu, a okazało się, że po tych kilkudziesięciu latach nadaje się tylko na szmelc. Wreszcie w listopadzie ub. roku buldożery wjechały na plac od strony al. Racławickich. Rozpoczęła się budowa.

Byłam tam przed dwoma tygodniami. To na razie plac budowy, prowizoryczne przejścia, drewniane zabezpieczenia, rusztowania, tu i tam kałuże i błoto. Ale te ogromne, wysokie korytarze, monumentalne, wielkie pomieszczenia, konstrukcja sceny na sześć metrów głęboka, a na ile wysoka... I w każdym miejscu - robotnicy. Jak się dowiedziałam, czasem pracuje ich naraz nawet czterystu.

Centrum Spotkania Kultur ma być gotowe w czerwcu 2015. Oby, jak chciał fundator nagrody Janusz Palikot, budynek stał się ikoną Lublina, zadziwił ludzi z Londynu, Berlina, Paryża i zapierał dech w piersiach. Tylko co będzie wewnątrz? Kto i czym zapełni te wspaniałe przestrzenie?

Na naszej debacie, którą zorganizowaliśmy w listopadzie zeszłego roku, marszałek obiecał konkurs na półtora roku przed otwarciem centrum.

Panie Marszałku! To już!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji