Artykuły

Faust z Małgorzatą w łóżku

Adam Hanuszkiewicz uruchomił swój oryginalny repertuar chwytów: łóżko, łyżworolki, sprzęt potrzebny niepełnosprawnym (wózek, balkonik) do codziennego życia, fotel ginekologiczny..., cały teatr wreszcie. Chór wyprowadził na widownię. Czy któregoś z pomysłów nadużył? W foyer dało się słyszeć takie głosy. Mnie się jednak wydaje, że posłużył się nimi jedynie po to, by pokazać, że "Faust" Goethego jest także o nas, ludziach żyjących tu i teraz. Zwykle pisząc o przedstawieniu operowym, pisze się o muzyce, kompozytorze, śpiewakach, a na końcu, po przecinku, o reżyserii. W przypadku premiery "Fausta" Antoniego Radziwiłła jest odwrotnie. Dla mnie twórcą dzieła jest właśnie reżyser - Adam Hanuszkiewicz. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jaki kształt przybrałaby realizacja sceniczna "wybranych scen "Fausta" Antoniego Radziwiłła" w takiej wersji, jaką po sobie zostawił kompozytor. Byłaby to w najlepszym razie ramota. Hanuszkiewicz mając tego świadomość, wykroił z "Fausta" opowieść, która wiąże "sceny radziwiłłowskie" w miarę spójną całość.

Reżyser wsparty przez Agnieszkę Nagórkę (kierownictwo muzyczne) i Franciszka Starowieyskiego (scenografia) stworzył widowisko muzyczne dość dalekie od opery rozumianej tradycyjnie. Napisał swój scenariusz, wykorzystując słowa Goethego w brzmiącym współcześnie i poetycko zarazem przekładzie Adama Pomorskiego. "Faust" Hanuszkiewicza według Goethego i Radziwiłła jest opowieścią o miłości, wojnie, kumoterstwie i nieuczciwości, walce dobra ze złem... Stare tematy kultury skonfrontowane z odgłosami wojny (to nie jest tani chwyt teatralny) dowodzą pewnej powtarzalności ludzkiej egzystencji. Jak każda inscenizacja "Fausta", i ta jest tylko fragmentem. Hanuszkiewicz chce nam powiedzieć: "Chwilo, jesteś piękna! Trwaj". Każdy odbiorca "Fausta" znajdzie w nim swoją "chwilę". Dla Hanuszkiewicza taką "chwilą" jest z pewnością fakt odarcia dzieła Goethego ze "zwierzęcej powagi", spojrzenia nań jak na "poważny żart". Dla mnie jest nią "język" teatru, jakiego używają reżyser i śpiewacy. Pisząc na nowo libretto "Fausta" Radziwiłła, Hanuszkiewicz zmusił śpiewaków do mówienia i - ku memu zaskoczeniu - mówią oni tak, jak aktorzy w teatrze dramatycznym. Piotr Friebie (Faust) najpierw rezonuje jak typowy klerk zamknięty w czterech ścianach pracowni, by w następnej scenie szeptać najczulsze wyznania romantycznego kochanka. Rafał Korpik potrafi być niczym trefniś wesoły, by po chwili przedzierzgnąć się w przebiegłego i demonicznego diabła. Obaj panowie toczą z sobą ostre spory typowe dla romantyków, by płynnie przejść do śpiewania swoich partii. Barbara Gutaj - zjawiskowo piękna Małgorzata - urzeka talentem aktorskim. Książę Radziwiłł nie napisał zbyt wiele nut, by mogła urzec również pięknem głosu. Obok trojga protagonistów opery bardzo ważny jest chór zarówno w warstwie inscenizacyjnej, jak i muzycznej (rewelacyjne brzmienie).

Najmniej udał się Hanuszkiewiczowi prolog, który jest rozwlekły, a Sławomir Pietras chyba lepiej czuje zawód dyrektora teatru w życiu prywatnym, niż gra go na scenie (może lepiej byłoby wstawić tu aktora i skrócić jego wywody). Najdoskonalszy wydaje się akt drugi, który rozgrywa się w surrealistycznej katedrze i w wyobraźni Małgorzaty. A co z muzyką Radziwiłła? Momentami bywa przejmująco piękna. Innym razem tylko ilustruje sytuację. Wątpię, by się obroniła w teatrze bez zabiegów inscenizatora.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji