Artykuły

Awantura o teatr

W Krakowie stała się rzecz ważna - patriotycznie usposobieni widzowie głośno powiedzieli "stop!" panoszeniu się na polskich scenach mało twórczych imitatorów europejskiej awangardy, z której, na polski użytek, pozostaje tylko obrazoburcza forma, pozbawiona jednak jakiejkolwiek oryginalnej treści - pisze Witold Gadowski w tygodniku W Sieci.

Narodowy Stary Teatr w Krakowie od stycznia 2013 r., czyli od czasu, gdy minister kultury Bogdan Zdrojewski osadził na stołku dyrektora tej placówki Jana Klatę, stal się siedzibą sekty "pancernej brzozy", sekty tych, którzy nienawidzą patriotyzmu, tradycji i... sztuki rozumianej jako klasyczna opowieść.

Właśnie na deskach Starego młody "artysta", niejaki Michał Płaczek, wystawił licealną zgrywę będącą rechotem nad tragedią smoleńską i śmiercią wybitnego reżysera Konrada Swinarskiego. Rzecz nosiła tytuł "Zamach na Swinarskiego?".

Rzeczony Płaczek histerycznie (acz - powtarzam - za pieniądze podatnika) wył ze sceny: "Mam dość już tych sakramenckich bzdur smoleńskich". Dorobek artystyczny tegoż jegomościa jest żaden, ale buta, jak słychać, niebotyczna.

Tak to w ciszy, w cieple ministerialnych dotacji, wyrosła w Krakowie scena, która pod pozorem awangardy i nowoczesności wydrwiwa wszystko, co ważne jest dla mówienia poważnie o sztuce, jej kanonach i regułach opowieści, które przetrwały od czasów starożytności.

Jan Klata - wizjoner czy sprytny pieczeniarz?

Czterdziestoletni dziś Jan Klata w polskim światku teatralnym dorobił się pozycji niekwestionowanego autorytetu i niemalże wizjonera sceny.

Od kilku miesięcy słychać jednak glosy krytyków jego wizji narodowej sceny. Recenzenci, także z "Gazety Wyborczej", twierdzą, że styl dyrektorowania Klaty w Starym oraz jego artystyczne wybory prowadzą do degradacji tej słynnej sceny, są nawet tacy, którzy uważają, że działania jej nowego szefa zniżają ten teatr do poziomu podrzędnej tancbudy.

Dopiero jednak gdy 14 listopada grupa widzów pod wodzą słynnego krakowskiego artysty fotografika Stanisława Markowskiego, który współpracował z teatrem w okresie jej największej świetności, przerwała spektakl "Do Damaszku" w reżyserii Jana Klaty, sprawa upadku Teatru Starego stała się głośna w całym kraju. Przy okazji powoli rozpoczyna się dyskusja nad stanem polskiego teatru w ogóle. Na marginesie warto zauważyć, że sam Jan Klata - znany przecież z zamiłowania do skandali i performansów-w sytuacji protestu miał dla wzburzonych widzów tylko jeden komunikat: "Wynoście się stąd!".

Minister nie widzi problemu

Kiedy krakowski protest widzów przeciwko praktykom Jana Klaty i jego zespołu stał się głośny na cały kraj i nie można było już dłużej na jego temat milczeć, minister Bogdan Zdrojewski udzielił dyrektorowi teatru pełnego moralnego i instytucjonalnego wsparcia.

Można więc jasno orzec: teatr proponowany przez Klatę jest teatrem ministra Zdrojewskiego, a fakt, że swoim sztafażem i proponowanymi namiastkami wartości estetycznych przypomina spelunę, zdaje się szefowi resortu kultury najwyraźniej dogadzać.

W listopadzie w Krakowie stała się jednak rzecz ważna - duża grupa widzów sprzeciwiła się marnotrawieniu publicznych pieniędzy na ideologiczny bełkot. Mam nawet wrażenie, iż spór, który dotychczas toczył się na polu publicystyki, przeniósł się na pole sztuki.

Patriotycznie usposobieni widzowie głośno powiedzieli "stop!" panoszeniu się na polskich scenach mało twórczych imitatorów europejskiej awangardy, z której, na polski użytek, pozostaje tylko obrazoburcza forma, pozbawiona jednak jakiejkolwiek oryginalnej treści.

Symboliczny konflikt, który wdarł się na teatralną scenę, stał się faktem. Ciekawe, jak długo minister Zdrojewski będzie udawał, że nic się nie stało.

Mały performans albo kilka typowych obrazków

- W polskim teatrze dziś wystarczy się dobrze ustawić, a właściwie nadstawić. O ile wiesz, co mam na myśli - mówi mi młody obiecujący aktor, który ma jedną zasadniczą wadę. Tą wadą nie jest zła artykulacja, fatalna dykcja czy też nieumiejętność śpiewania, nie jest nią także zły wygląd. Największą wadą mojego znajomego jest jego... hetero seksualność.

18 listopada 2013 r. w ramach tzw. Teatru klasy B na deskach Narodowego Starego Teatru wystawiono tekst niejakiego Michała Płaczka pt. "Zamach na Swinarskiego" - infantylny i pewnie w założeniu mający być bulwersujący tekst Płaczka opowiada o rzekomym śledztwie w sprawie samolotowego wypadku reżysera Konrada Swinarskiego i jest rozpisany na głosy rzekomej komisji śledczej, która upozowana jest na dzisiejszą dyskusję wokół katastrofy smoleńskiej. Prymitywny tekst nosi znamiona licealnej zgrywy - został jednak wystawiony w Starym i stanowi pretekst do rechotu publiki gruchającej na każde nawiązanie do symboliki godła narodowego, śmierci prezydenta i innych pasażerów tupolewa. Ze sceny padają słowa: "Ulrike Meinhof- cześć jej pamięci" i tym podobne idiotyzmy.

14 listopada, w czasie spektaklu "Do Damaszku" Augusta Strindberga w reżyserii Jana Klaty okazało się, że wystawienie tylko luźno oparte jest na tekście Strindberga. Został on dowolnie powycinany i poprzesta-wiany oraz uzupełniony tekstami w stylu: "No, my jesteśmy damy, bo jak damy, to jest impreza, a jak nie, to nie ma" lub: "Idźmy w ch...j". Na scenie, znakomity skądinąd aktor, Krzysztof Globisz biega z kąta w kąt i nieustannie wykonuje ruchy frykcyjne, kopulując to z czaszkami, to znów z sarkofagiem zawierającym ludzki szkielet, przy okazji odgryza sobie mięso z własnego ramienia i pluje nim wokoło. Aktorka Dorota Segda (doktor habilitowany sztuki wykładający na krakowskiej PWST) pozuje w obscenicznej choreografii, udając stosunek seksualny ze swoim scenicznym bratem. Luźna, dewastująca tekst Strindberga inscenizacja nie została jednak opatrzona wyjaśnieniem: "Oparte na motywach ze Strindberga" lub też: "według Augusta Strindberga" - nie, na to już twórcom inscenizacji nie wystarczyło odwagi.

Wszystkie opisane tu sytuacje finansowane są z pieniędzy budżetu państwa, z kieszeni podatników. Powoli okazuje się, że Narodowy Stary Teatr w Krakowie, dotowany przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego sumą kilkunastu milionów rocznie, pod wodzą Jana Klaty stał się przystanią dla najbardziej grafomańskich prowokatorów, którzy jedynie z infantylnego szokowania zbudowali cały swój artystyczny byt.

**

List Elżbiety Morawiec

W reakcji na "hipernowoczesną sztukę", którą forsuje nowy dyrektor, Elżbieta Morawiec, były kierownik literacki Starego Teatru w Krakowie z czasów, gdy na tej scenie swoje sztuki reżyserował Konrad Swinarski, napisała list otwarty do dzisiejszej dyrekcji:

"[...] Konrad Swinarski zbudował wielkość tego teatru i żadne wasze happeningi nie są w stanie jej zniszczyć. Po nim została wielkość, w tych murach, po was zostaną ruiny. Ale jako się rzekło - Swinarski to tylko pretekst, ze swej natury chamski, ponad wszelką miarę. Wy celujecie wyżej - ośmieszając: i - śledztwo w sprawie największej tragedii polskiej pod Smoleńskiem. 2 - Instytut Pamięci Narodowej. We własnym, wirtualnym świecie żyjecie w przekonaniu, że jesteście buntownikami, kontestatorami. Nic biedniejszego. Płyniecie zgodnie z obowiązującą falą, która w Europie niszczy wartości i fundamenty tożsamości europejskiej. Jako klasyczni oportuniści podpisujecie się pod dewizą premiera Tuska polskość to nienormalność". Ale nienormalność to właśnie wy. Wasza normalność to rechot nad tragedią Swinarskiego, rechot nad tragedią smoleńska. Rechot nad poszukiwaniem prawdy. W tym teatrze, w ciągu 10 miesięcy mamy nieustający festiwal barbarzyństwa i szkalowania tradycji. Tu się postponowało Piłsudskiego i gloryfikowało czerwonego zdrajcę i kata, Dzierżyńskiego. Chcecie powrotu bolszewickiej Polski spod znaku Dzierżyńskiego, Kohna, Marchlewskiego z roku 1920 - dalej się tak bawcie. Już jakiś nowy Dzierżynski albo wielkorządca Putin wskażą wam wasze miejsce w kulturze".

**

Wpuśćcie tu trochę świeżego powietrza!

Polskie galerie sztuki i teatry stały się dziś -za nasze, publiczne pieniądze - wylęgarnią tuzinkowych obrazoburców, performerów "za dychę", którzy jak chwasty zagłuszają możliwość rozwijania się prawdziwych artystów. Dobrzy aktorzy, plastycy, reżyserzy nie mogą swobodnie pokazywać publiczności swoich nadzwyczajnych wizji i talentu, gdyż są skutecznie zagłuszani przez mało zdolną, ale ustrojoną w szatki postępu ciżbę.

Bełkot zastępuje dziś prawdziwą sztukę, a hucpiarska pewność siebie i tupet stają się pewniejszą drogą do kariery (i publicznych pieniędzy) niż czysty talent i oryginalne oglądanie świata.

W salach teatralnych wieje dziś pustką, a w galeriach - nudą.

Być może rację ma performer i hip-hopowiec Kordian Lewandowski, który w clipie "Art rap - hip-hop o polskiej sztuce współczesnej" śpiewa: Zabierz mnie do świata, gdzie sztuka jest coś warta, gdzie piękno i harmonia dotkną mnie. W galeriach współczesności katharsis już nie gości

Na wernisażach niemal wszystko ściek. Wyjdź już z mętnego cienia dyskursu pierdolenia, konteksty i znaczenia, zostaw je. Rzuć performans wstrętne, nim moje serce pęknie, twórz w końcu sztuki piękne, błagam cię...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji