Ja ci śrubkę wkręcę w radio, o Leokadio!
- Młodej Polski Polsce trzeba! My musimy wciąż być młodzi! - takim wezwaniem zaczął się sobotni premierowy wieczór w Starym Teatrze, czyli czterogodzinne wędrowanie po trzech krakowskich kabaretach i ich czasach.
Najpierw wszyscy musieli pójść schodami w górę, do głównej sali, by zanurzyć się w młodopolski nastrój "Zielonego Balonika" w finezję tekstów Boya-Żeleńskiego, w aurę Młodej Polski. By posłuchać o tej Stefanii, co "choć męża miała filistra, w innych rzeczach była bystra" i o Franiu, który "lubił widzieć u siostrzyczki, jak zdejmuje spódniczki".
Po godzinie, w foyer i w sali im. Modrzejewskiej czekał inny świat: kabaretu "Jama Michalikowa" oraz siermiężnych czasów komunizmu, z propagandowymi plakatami i szturmówkami. -Komu kawusię? Gdzie krawacik? Proszę iść i pożyczyć w szatni - dyrygowała przy stolikach kawiarni z lat sześćdziesiątych energiczna i apodyktyczna kelnerka, a jej kolega oferował deficytowe rajstopy.
Podczas przerwy z emaliowanych wiader kucharki wydawały kiełbaski z ogórkiem na papierowych tackach. Ze starego telewizora grzmiał przemówieniem z 1968 roku ówczesny I sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka: - Mickiewicz nie był i nie będzie sztandarem reakcji. Był internacjonalistą swoich czasów! -Widząc Gomułkę na ekranie, dziecko moich znajomych mówiło: nie znam tego aktora. Z jakiego on kabaretu? - opowiadał ktoś w foyer.
Rozdawane reprinty "Trybuny Ludu" z 1969 roku ostrzegały publiczność, w czym faktycznie uczestniczy. Organ KC PZPR gromił kabaret, który "wywodzi się z burżuazyjnej tradycji zgnuśniałych arystokratycznych obiboków i pseudoartystów lansujących niewybredną zabawę w oderwaniu od narodowych tradycji i jakichkolwiek myśli" oraz artystów kabaretowych, "pseudointeligentów" i "niedojrzałych emocjonalnie obywateli, którzy nie znaleźli sobie jeszcze miejsca w naszym społeczeństwie".
Na te doświadczenia PRL jedyną odtrutką było zejście na dół, do sali Nowej Sceny, do "Piwnicy pod Baranami" z jej niezależnym, wolnym słowem i literacką piosenką. Tam już był inny duch. Wszyscy śpiewali "Ja ci śrubkę wkręcę w radio, o Leokadio! Ja ci śrubkę i tak dalej, na rogu Alej". - Materna mnie zabije! - wołał zrozpaczony Krzysztof Globisz, któremu wybuchy śmiechu widzów nie pozwalały zachować powagi i zakończyć piwnicznego monologu.
Wśród wędrujących premierowych gości znaleźli się m.in. Andrzej Wajda, Magda Umer, Marek Kondrat, Andrzej Mleczko, Wojciech Mann, rektor UJ prof. Franciszek Ziejka. Przewodnikami zaś byli Dorota Pomykała i Jerzy Święch, zmieniając strój i styl w zależności od epoki.