Między spokojem a szaleństwem
Czy najnowszy spektakl w Starym Teatrze - "Sto lat kabaretu w Krakowie" - jest próbą odtworzenia kabaretowych programów artystycznych z tamtych lat?
- Jest opowieścią o tamtych kabaretach, bo odtworzenie ich nie jest możliwe. Każdy z nich: Zielony Balonik, Jama Michalika i Piwnica pod Baranami poprzez swoje teksty będzie inaczej opowiadał swoją historię, swój czas, w którym powstał.
Kabaret na nobliwej, narodowej scenie - czyż nie stanowi to artystycznego dysonansu?
- Powiem szczerze, iż trochę irytuje mnie fakt, że dzisiejsza sztuka bardzo spoważniała. Brakuje mi poczucia humoru z lat 60., humoru teatru absurdu, humoru, który nie służył tylko rozśmieszeniu widza, ale który był bronią przeciwko marności życia. Przypominając historię kabaretów tamtych czasów, mówimy również o rodzaju sztuki, jaką żyły poprzednie pokolenia. Jeśli przywołać nazwiska takich autorów jak Boy, Kisielewski, Przybyszewski, to od razu wiadomo, jakiej rangi twórcy zajmowali się kabaretem. Kabarety stały się ważnym osiągnięciem tego miasta, opisując je, komentując, pokazując ducha jego mieszkańców. Dla mnie osobiście obcowanie z Piwnicą pod Baranami było zetknięciem się ze sztuką wysokiego lotu, wymagającą od odbiorcy wrażliwości, swobodnych horyzontów myślowych, aby pojąć dowcip, aluzyjność, ironię, meandry skojarzeń zawartych w tekstach. Przywołanie historii tych trzech kabaretów służy także przypomnieniu ducha i korzeni, z jakich wyrastały. Kraków był podzielony - między Jamą a Piwnicą, istniał przez lata bój, o którym też nasze przedstawienie opowiada. Jedni chodzili do Jamy, bojkotując Piwnicę i odwrotnie. Opowiadając historię tej kabaretowej "wojny", pokażemy także ówczesne poczucie humoru, świat, z którego my kiedyś śmialiśmy się i sposób jego opisywania właściwy naszemu, także przecież podzielonemu pokoleniu.
Nie sposób przecież opowiedzieć całej historii każdego z tych kabaretów. Jaka jest zatem formuła tego przedstawienia?
- Zielony Balonik opisuje koniec wieku XIX z jego mieszczańskością i wojną z "filisterstwem", a także wprowadza nas w szyderczy świat socjalizmu. Piwnica wraca do swoich początków: czarnych swetrów, atmosfery egzystencjalnej z lat 50. i 60. Pokazujemy czysty, intencjonalny początek tego kabaretu w czasach PRL. Natomiast Jama Michalika jest oparta na mocno okrojonym tekście "Trędowatej", tak skonstruowanym, aby można obejrzeć w pigułce Kraków czasów socjalizmu. Scena jest kawiarnio-estrado-garderobą, przez którą przewiną się charakterystyczni dla ówczesnych i naszych czasów "bohaterowie": działacz, karierowicz, "czerwony" hrabia itd.
Na czyich tekstach oparto przedstawienie?
- W Baloniku głównie Boya, w Jamie - Brunona Miecugowa, Tadeusza Kwiatkowskiego i Jacka Stwory. Jest też wiele tekstów improwizowanych, a nowe - jak to w żywym kabarecie - wciąż będą powstawać. Natomiast w Piwnicy usłyszymy głównie piosenki Zygmunta Koniecznego, słynne monologi Warchała, Dymnego, ale też poezję Tuwima, teksty Leszka Kołakowskiego czy Henryka Rostworowskiego. Cały spektakl będzie się rozgrywał na trzech scenach: Dużej, im. Modrzejewskiej i Nowej. W przerwach czeka widzów kiełbasa z musztardą i jeszcze jeden "twórca kabaretowy". Nie zdradzę jego nazwiska.
Jak zapewne Pan słyszał, środowiskowe emocje wzbudzają warszawscy realizatorzy krakowskich kabaretów.
- Takie było moje założenie, aby reżyserzy nie byli krakusami. Uznałem, że zakochanie się w tym mieście twórców z niego pochodzących może spowodować, że spektakl będzie miał charakter jubileuszowej laurki. A tego chciałem uniknąć, bo zależało mi na krytycznym spojrzeniu na Kraków. Dlatego do realizacji Zielonego Balonika zaprosiłem Stanisława Tyma, zaś Piwnicę pod Baranami powierzyłem Krzysztofowi Maternie. Sam podjąłem się realizacji Jamy Michalika, gdyż zaproszonemu przeze mnie Andrzejowi Strzeleckiemu kolidowały terminy. To przedstawienie ma być prezentem, ukłonem dla tego miasta, przez jednych uwielbianego, przez innych znienawidzonego, do którego wciąż jednak wszyscy wracają. Bo wobec tak silnego miasta nie sposób przejść obojętnie. Sam jestem żywą cząstką historii Krakowa: raz mnie z niego wyrzucano, potem wracałem i tak bez końca.
Jak sądzę, zarówno Krakowowi, jak i jego mieszkańcom dostanie się kilka prztyczków w nos?
- Świat krakowski stał się od pewnego czasu jednakowo ponury, smutny, bez uśmiechu i energii. To mnie niepokoi, bo pamiętam to miasto z jednej strony szalone, rozbrykane, dziwne, a z drugiej spokojne, spokojem drepczącej w zaułku dewotki. W odruchu rozpaczy, żeby nie stracić poczucia humoru, rzuciłem się na pomysł zrobienia przedstawienia traktującego o dwóch twarzach tego miasta. Miasta, które obok uniwersytetu, noblistów, całej powagi i dostojności ma też drugą nogę: rozbrykaną młodzież, studenterię, szalonych artystów, którzy niegdyś rozwalali stare mury, skostniały komunizm, tryskali humorem na rautach, prywatkach, bankietach. Niechże ta wojna między mieszczańskością tego miasta a jego szaleństwem nadal trwa i powoduje ferment, jakim kiedyś to miasto żyło.