Artykuły

Zdradzona intryga

Najpierw obejrzałem prapremierowe przedstawienie "Krótkiej nocy" Władysława Terleckiego w TEATRZE im. J. SŁOWACKIEGO. Potem, jakby odczuwając pewien niedosyt dramaturgii, szybko (ale uważnie) przeczytałem raz jeszcze tekst utworu, wydrukowanego w nr 5 - 6 "Dialogu" z r. 1886. Wrażenia czytelnicze okazały się ciekawsze od teatralnych, choć - o przewrotności losu! - akurat rozmach inscenizacyjny twórców spektaklu: reżysera Mariusza Orsikiego, scenografki Anny Sekuły i kompozytora Przemysława Gintrowskiego, zasługuje na najwyższe noty w krakowskim widowisku. Zaraz jednak musi dojąć do wyhamowania pochwał. A raczej do ich zawężenia. Inscenizacja wydaje się bowiem efektowna od strony optycznej oraz dźwiękowej (światła punktujące fragmenty dekoracji, tło muzyczne, Tajemnicza Dama á la Pani Rollison z "Dziadów", dookolne ganki i pokoiki przygranicznego zajazdu - hoteliku, a dołem na pierwszym planie podziemie stodoły w zapadni sceny etc.) lecz więcej tu wysiłków tworzenia atmosfery obrazkowych napięć, niż ukazania samych spięć w sytuacjach dramatycznych.

Otóż to! W zetknięciu sztuki Terleckiego ze sceną uderza w oczy i uszy kruchość dramaturgii - mniej zauważalna podczas lektury "Krótkiej nocy". Bo właśnie literackie krągłości opowiadania i relacji ze zdarzeń - z jednej strony, zaś próba naświetlenia mniej znanych epizodów (a także postaci) powstania styczniowego - z drugiej strony, stwarzają złudzenie jakoby owe, mnogie scenki uczone lub mniej głębokie dialogi wśród konspiratorów i ich rodzimych czy też ościennych tropicieli, mogły przeobrazić nie najpłynniej dającą się przełknąć czytankę w pełen intrygi dramat. Intryga wprawdzie jest widoczna w "Krótkiej nocy", i to nazbyt przejrzyście od samego początku - co zresztą autor chyba świadomie założył - ale, niestety, jej dramatyzm faktyczny (doprowadzenie do mordu politycznego na czołowym działaczu Czerwonych, Stefanie Bobrowsklm, mordu zaplanowanego i cynicznie przeprowadzonego w imię reguł kodeksu honorowego, pod pretekstem pojedynku zawodowego zabijaki związanego ze stronnictwem Białych, hrabiego Grabowskiego, z prawie oślepłym Bobrowskim gdzieś zanika w konstrukcji teatralnej tekstu. Nie ma więc dramatu na scenie. I nawet inscenizacja oraz gra smacznej części aktorów - solidna, a niekiedy wyrastająca ponad poprawność wykonawczą - przy równoczesnych błędach obsadowych (m. in. rola Bobrowskiego) nie potrafi zatrzeć wrażeń o niesceniczności utworu Terleckiego. Być może z "lepszym" (na zasadzie przeciwieństw - bardziej dynamicznym w swej zewnętrznej miękkości, popartej jednak siłą ducha) Bobrowskim, ergo: dysponującym wyrazistością środków artystycznych dla określenia tej niby-szarej, wręcz młodzieńczej postaci z kierownictwa powstania, spektakl przynajmniej byłby bardziej wiarygodny. Nie mówiąc o wzmocnieniu jego ekspresji wobec papierowego konfliktu. Bez odniesień tego konfliktu do rzeczywistość historycznej r. 1863 pod koniec gasnącego powitania, lecą w odniesieniu do materii sztuki!

Temat powstania styczniowego, acz rzadziej od wypadków listopadowych - poruszany w dramaturgii polskiej, stał się przed paru laty osnową sztuki W. Zawistowskiego "Wysocki" także wystawianej w Teatrze im. J. Słowackiego na scenie Miniatury. I tam występowały spory o kierownictwo powstania między Białymi i Czerwonymi, mimo ze intryga dramatyczna ogniskowała się wokół zabiegów celem wykorzystania nazwiska (osoby) Wysockiego, jako sztandarowej postaci, zdolnej przyciągnąć zobojętniałe - prócz szlachty - masy narodu do walki orężnej z zaborcami. Zawistowskiemu udało się, na tle tych, zbeletryzowanych wydarzeń historycznych, stworzyć prawdziwy dramat. Przedstawienie zyskało również dramatycznego bohatera tytułowego z prawdziwego zdarzenia (Jerzy Goliński).

Władysław Terlecki napisał kilka powieści, które stawiają go aktualnie w czołówce pisarzy zajmujących się nieudanym zrywem zbrojnym r. 1863. Ukazywał, tak jak ukazuje i w "Krótkiej nocy", tragiczne losy powstania skazanego (mimowolnie oraz przez intrygi czy niedołęstwo kolejnych kierownictw, albo z wyrachowania jego przeciwników i prywaty ugodowców) na upadek w kompletnej izolacji od większości społeczeństwa. Nie wspominając o izolacji politycznej w Europie. Wskazuje tedy autor wyraźnie współzależności naszych dziejów od postaw ludzkich: w obojętności i skłóceniu narodowym różnego czasu oraz wymiaru. Nie jest to, oczywiście, wielkie odkrycie na gruncie dość licznych przypadków z naszej historii, które tłumaczono często jedynie nieszczęściami losu. Jakby owe, niezależne od nikogo i niczego, fatum przeważnie odbierało żywym jednostkom zdolności decydowania o własnym postępowaniu. Także w interesie ogółu.

Szkoda, że w "Krótkiej nocy" mamy do czynienia tylko z opowieściami o tych sprawach, o konspiratorach od siedmiu boleści, o gotowych jakby tragediach itp., zamiast możności prześledzenia "i dreszczykiem" wszelkich perypetii tego typu podczas procesu ich tworzenia się, w kontakcie z wyobraźnią odbiorcy. Stąd ów zasadniczy mankament budowy dramaturgicznej ogromnie utrudnia pracą realizatorom widowiska.

"Krótka noc" rozgrywa nią w zajeździe na granicy zaboru prusko-rosyjskiego. Właściciel gospody, usytuowanej w pobliżu stacji kolejowej, sprawiający wrażenie zgermanizowanego Polaka o niemieckimi nazwisku, wydaje się sprzyjać powstańcom, którym jego hotelik służy za punkt kontaktowo-przerzutowy z jednej strony na drugą. Zajazd jednocześnie znajduje się pod obserwacją pruskich funkcjonariuszy policyjnych i carskiej ochrany (incognito, naturalnie). Tu również ma dojść do zetknięcia Bobrowskiego i hr. Grabowskiego z wysłannikami rządu powstańczego - jak wiadomo: podzielonego - w sprawie zapadłej już od początku sztuki decyzji, czyli pojedynku-zabójstwa.

Kto z kim spotyka się zatem w przygranicznym lokalu pana Millera (dobrze psychologicznie i warsztatowo dojrzale narysowanej postaci niby-sprzymierzeńca powstańców, a właściwie zastraszonego konformisty - w ujęciu aktorskim Mariana Cebulskiego)? W pierwszym rzędzie - jeśli idzie o pełniejsze wymiary sceniczne - spotykają nią tutaj Radca z Podróżnym, ergo dwaj zbratani, w doprowadzeniu do końca perfidnego mordu politycznego rękoma polskimi, policyjni obu mocarstw zaborczych. Czyścioszka (z brudnymi łapami) pruskiego zagrał bez przerysowań Andrzej Balcerzak, jakby o ton ciekawiej w "czarnej" charakterystyczności - od raczej schematycznego konterfektu szpicla, ukazanego przez Hilarego Kurpamżka jako Podróżnego (dublującego tą rolę Krzysztofa Jędryska nie udało mi się obejrzeć, mimo podwójnych odwiedzin teatru). Zbigniew Ruciński (Grabowski - z dublurą Andrzeja Grabowskiego) wyraziście podkreśla honor arystokratycznego rębajły-półgłówka, podczas gdy Generał (Janusz Krawczyk) występujący w charakterze zwiastuna oficjalnego "wyroku" na Bobrowskiego, dumą rozmienia na pseudologiczne argumenty samouspokojenia reprezentowanych przez siebie władz. I to w sposób równie mało przekonywający artystycznie.

Epizody spotkań Starej Aktorki i Starego Aktora w zajeździe - z dużą kulturą słowa przedstawili: Maria Kaściałkowska i Andrzej Kruczyński. Mogli się też podobać w swych wcieleniach teatralnych: Tadeusz Szybowski jako konspirujący Kolejarz, Wojciech Krupiński (pokazany, z dystansem do roli, Lekarz), fertyczna Kucharka z gospody - Małgorzaty Dareckiej (na zmianę z Haliną Wyrodek) oraz służbisty Żandarm (Starnisfaw Jędrzejewski).

Ponadto wystąpili: Juliusz Zawirski (Przewodnik uciekinierów). Marian Dziędziel (Mężczyzna), Juliusz Krzysztof Warunek (Chłopak), Maria Przybylska (Kobieta w Czarnej Sukni), a także Jacek Milczanowski, Bogdan Słomińiski, Jacek Strama, Stamsław Świder, Tadeusz Zięba (Uciekinierzy) i Jolanta Łagodzińśka. (Młoda Aktorka), Andrzej Zieliński (Młody Aktor) oraz Tadeusz Zięba jako dość dwuznaczny przyjaciel Bobrowskiego i Grabowskiego - Krasicki.

Wreszcie sam Bobrowski. Powierzenie tej (niemal głównej) roli Januszowi Łagodzińskiemu wydaje mi się zasadniczą pomyłką obsadową. Młody artysta widocznie tak przejął się sugestiami o mdłej powierzchowności swego bohatera, że z niepotrzebną nadgorliwością jeszcze bardziej rozmazał jego mizerotę fizyczną - przenosząc czysto zewnętrzne cechy osobowe na wizerunek wewnętrzny odtwarzanej postaci. Ta szkodliwa dyskrecja środków wyrazu scenicznego podważa nie tylko indywidualną jakość wykonawstwa roli, lecz takie niepokoi brakiem ostrości spojrzenia reżyserskiego na wielu młodych aktorów. A dotyczy to nie tylko omawianego tu spektaklu - i nie tylko w Krakowie...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji