Artykuły

Warszawa. Z MET w Nowym Jorku do Teatru Studio

Szansa na posłuchanie gwiazd operowych: bez wydatków na samolot, nocleg i bilet do teatru za 300 dolarów. W sobotę w Teatrze Studio odbędzie się kolejna transmisja prosto z Metropolitan Opera w Nowym Jorku - tym razem "Tosca" z Roberto Alagną.

Raz w miesiącu publiczność stołecznego Teatru Studio ma wrażenie, że przeniosła się wprost na widownię Metropolitan Opera w Nowym Jorku, czyli do najważniejszego teatru operowego na świecie.

Dzieje się to za sprawą satelitarnych transmisji oglądanych na wielkim ekranie. W ramach projektu "Live in HD" docierają one bezpośrednio do 64 krajów. W Polsce - oprócz Warszawy - także do Krakowa, Katowic, Gliwic, Łodzi, Elbląga i Rzeszowa.

Po obu stronach oceanu

Wszystko dzieje się w czasie rzeczywistym: Amerykanie oglądają tzw. matinée, czyli popołudniowe przedstawienie. Wtedy w Europie jest już wieczór. Gdy w prawdziwym Metropolitan gaśnie światło, a dyrygent podnosi batutę, po obu stronach oceanu zapada cisza. Ludzie zgromadzeni w tysiącach teatrów i kin na całym świecie czekają na pierwsze nuty i podniesienie kurtyny. Za każdym razem jest to kilkaset tysięcy osób. W ciągu całego sezonu artystycznego, od września do czerwca, wybrane spektakle z Met ogląda w sumie 3 mln widzów. Na widowni w Nowym Jorku po świetnie odśpiewanej arii zrywa się aplauz, a wtedy entuzjazm udziela się także słuchaczom w Warszawie - oklaski dla Joyce DiDonato, Anny Netrebko czy Piotra Beczały trwają niemal tak długo jak w Ameryce. I są równie szczere. W takich chwilach zapomina się o odległości i różnicy czasu.

W Studiu prawie wszystkie transmisje mają stuprocentową frekwencję. W ubiegłym sezonie pełna widownia (300 miejsc na sali) oglądała niełatwego Wagnerowskiego "Parsifala" z Jonasem Kaufmannem w roli tytułowej. Spektakl skończył się po północy, ludzie wytrwali do końca. W Krakowie nie ma już biletów na sobotnią "Toskę". W Łodzi w ciągu jednego dnia wykupiono wszystkie miejsca na "Eugeniusza Oniegina" Czajkowskiego, gwiazdorskie przedstawienie z Anną Netrebko, Mariuszem Kwietniem i Piotrem Beczałą. Trzeba było zapłacić 80 zł.

W Warszawie jest najdrożej, mimo to chętnych nie brakuje. Na czym polega ów fenomen? Roman Osadnik, dyrektor Teatru Studio: - Wysoki poziom artystyczny, rozmach inscenizacyjny, możliwość zajrzenia za kulisy jednej z największej oper świata, a także fakt, że możemy w tym samym czasie co widzowie w Nowym Jorku stać się współuczestnikami spektaklu.

Operoman Mariusz Kubas: - Transmisje z Met dają możliwość stałego kontaktu z profesjonalnie robionym teatrem operowym. To jest jakość artystyczna, jakiej nie ma w Polsce. U nas zanika sztuka wokalna, tam wciąż jest na wysokim poziomie.

Razem z grupą przyjaciół regularnie jeździ na przedstawienia w Wiedniu, Monachium, Paryżu, Barcelonie. Transmisje "Live in HD" dają mu wgląd w to, co dzieje się w Nowym Jorku.

Kamera zagląda za kulisy

Spektakl zaczyna się dużo wcześniej - gdy nowojorska publiczność dopiero sadowi się na swoich miejscach. Po drugiej stronie ekranu dzieje się zresztą to samo. Kamera skupia się na twarzach, eleganckich toaletach i smokingach melomanów. Później rejestruje przedstawienie, a w przerwach wjeżdża za kulisy, żeby pokazać światu, jak się robi opery w Nowym Jorku. Śledzi zmianę dekoracji, muzyków w kanale orkiestrowym, pracę charakteryzatorów, którzy malują twarz śpiewakom i układają im fryzury. Jest obecna, gdy soliści schodzą ze sceny, jeszcze z wszystkimi emocjami na twarzy. Prowadzący show - zwykle równie sławny śpiewak z Met - prosi kolegów o wywiad. "Pomachajcie do swoich przyjaciół w Polsce" - namawia Kwietnia i Beczałę sopran Deborah Voigt. "Pozdrawiam Kraków" - mówi po polsku Mariusz Kwiecień. "A ja Czechowice-Dziedzice" - wtóruje mu Piotr Beczała. Deborah Voigt z rozbawieniem przewraca oczami.

Za to, co dzieje się na scenie, odpowiada armia pracowników technicznych, których w antrakcie kamera wydobywa na pierwszy plan. Widać, że wszystkie elementy realizatorskie zostały dokładnie przemyślane. Między pierwszym i drugim aktem "Eugeniusza Oniegina" techniczni rozsypują po scenie grudki styropianu. Po wznowieniu spektaklu trudno oprzeć się wrażeniu, że scenę przyprószył prawdziwy śnieg. - To nie są zwykłe transmisje, przeniesienie spektaklu na ekran jeden do jednego. Przypominają produkcje telewizyjne, świetnie wyreżyserowane reportaże - przekonuje Dzierżanowski.

"Live in HD" ogląda się jak film kinowy lub telewizyjny. Kamera rejestruje grę aktorską, grymas twarzy, wyraz oczu. Gdy Anna Netrebko śpiewa Tatianę w scenie pisania listu do Oniegina, z jej twarzy można wyczytać lęk, nadzieję, miłosne uniesienie. Takich szczegółów nie widać ze sceny. Może dlatego puryści operowi atakują transmisje, bo w operze nośnikiem emocji powinien być przede wszystkim ludzki głos.

Transmisje to niezły biznes

Repertuar tego sezonu obejmuje dziesięć spektakli. Hitem był otwierający go "Eugeniusz Oniegin" - dla Polaków powód do dumy ze względu na Mariusza Kwietnia i Piotra Beczałę występujących w rolach głównych. Ale są to nazwiska, które fascynują nie tylko naszych rodaków. Transmisja odbyła się 5 października. - W dwa dni później zorganizowaliśmy retransmisję - mówi dyrektor Studio Roman Osadnik.

W tę sobotę zabrzmi kontrowersyjna "Tosca" z Roberto Alagną. Przed nami kanon operowy w gwiazdorskiej obsadzie: "Kniaź Igor", "Werter, "Cyganeria", "Cosi fan tutte". - Wybieram się na "Rusałkę" z Renée Fleming i Piotrem Beczałą oraz na "Falstaffa". Widziałam "Nos" Szostakowicza. Tego nie grają nigdzie w Polsce - mówi Beata Wysakowska, bywalczyni operowa.

Na finał, w maju, zabrzmi "Kopciuszek" Rossiniego.

Metropolitan stawia na klasykę operową, bo tylko ta zapewnia pełną salę. Transmisje to niezły biznes - według dziennika "Los Angeles Times" w 2010 r. Met zarobiła na nich 8 mln dolarów. A zainteresowanie ofertą rośnie. - Transmisje z Met wnoszą coś wyjątkowego: wrażenie, że się jest tam, na miejscu, i to co najmniej dziesięć razy w sezonie, bez wydatków na samolot, nocleg i bilet do teatru za 300 dolarów - mówi Lech Dzierżanowski, były dyrektor Filharmonii Łódzkiej.

Łódź pierwsza zaczęła transmitować spektakle z Metropolitan Opera - już w sezonie 2007/2008, niedługo po uruchomieniu projektu w Stanach Zjednoczonych. Dopiero później zaczęła to robić Warszawa. Pierwsze było kino Muranów, ale się wycofało. Transmisjami zainteresowało się Studio. - Pierwszy sezon był próbny. Dzięki pomocy sponsora kupiliśmy za 100 tys. zł projektor do wyświetlania obrazu, zamontowaliśmy przekaźniki, anteny satelitarne. Nie wszyscy wiedzieli, że transmisje przeniosły się z Muranowa do nas, że w ogóle jeszcze są. Dlatego tetralogię Wagnera w rewelacyjnej inscenizacji Roberta Lepage'a obejrzało zaledwie 70 osób - wspomina Roman Osadnik.

Metropolitan Opera stawia wysokie wymagania, zgodę na transmisję otrzymują jedynie ci, którzy zagwarantują najwyższą jakość obrazu i dźwięku. Ostatnio dzięki wsparciu Ministerstwa Kultury w Teatrze Studio pojawił się lepszy sprzęt nagłośnieniowy. - Pełna sala na transmisjach to skutek wielu czynników: wysokiej jakości artystycznej, promocji, a także zapotrzebowania na tego typu sztukę - mówi Osadnik.

Wbrew tezom o śmierci opery na świecie wciąż jest spora grupa ludzi, którzy chcą ją oglądać. Met wprowadziła nowy sposób obcowania z tą sztuką.

Transmisje "Metropolitan Opera - Live in HD" odbywają się w soboty w Teatrze Studio, pl. Defilad 1, od godz. 18.30. Bilety: 55 i 100 zł, karnety w trzech wariantach. Więcej: www.teatrstudio.pl, www.metoperafamily.org.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji