Artykuły

Tango albo złoty środek

Dramat, przedstawienie teatralne, istnieją niby w postaci obiektywnej - napisane, wystawione, ale przecież to, co się wokół dramatu, wokół przedstawienia, czy ogól­niej - wokół teatru dzieje najistotniejszego, a więc - obieg społeczny myśli, idei, związane jest zawsze z "subiektywnym" czytaniem przez epokę, przez reżysera, aktora, przez widownię. "Tango" Sławomira Mrożka, najdojrzalszy z jego utworów teatralnych, okrzyknięte było "Weselem" roku 1964 (rok opublikowania w "Dialogu"). I nie bez racji. Pomi­jając już bowiem pewne paralele (także ze "Ślubem'' Gombro­wicza - choć przecież była to również swoista polemika z tym dramatem) i literackie aluzje (m. in. chocholi taniec w "We­selu", a w "Tangu" - La Cumparsita) - sądzę, że "Tango", tak jak "Wesele", długo będzie żyło w naszej tradycji teatral­nej i intelektualnej.

Wyrosłe z atmosfery lat 60-ych (tak jak "Wesele" z atmosfery przełomu wieków), w niej znalazło punkt wyjścia. Jest więc w pewnym sensie "konkretne", i choć nie można w nim, z równą łatwością jak w "Weselu" znaleźć rodowodu postaci, to przecież rodowód ten istnieje, tyle, że nie obejmuje postaci znanych z imienia i z nazwiska, ale - grupy i grupki spo­łeczne. Jest również, tak jak "Wesele", dostatecznie ogólne i uniwersalne, aby kolejne pokolenia odnajdowały w nim swoje rozterki i niepokoje. Stąd więc - perspektywa długiego ży­wota.

Charakerystyczne było w latach 60-ych odczytywanie "Tanga" w Polsce poprzez pryzmat uświadamianych, czy też tylko prze­czuwanych, niepokojów ideowych, związanych z funkcjonowa­niem naszego życia społecznego i politycznego. Dopiero dziś, zrozumieć potrafimy tamte interpretacje. Nie były one bez podstaw. Inna sprawa że pojawiły się także "odczytania" dość dowolne, oparte raczej na spekulacjach niż na wymowie tek­stu "Tanga", wrogie nam. tendencyjnie odgrzebujące teoryjki o immanentnym źle władzy, o "zmierzchu wieku ideologii". To już jednak nie "Tango", to jego interpretatorzy.

Dziś "Tango" nie wywołuje sensacji. Nie ma do tej sen­sacji pożywek. Z nowej inscenizacji Jana Maciejowskie­go w Teatrze Jaracza wychodzimy nie tyle zbulwerso­wani, zbuntowani, ile gorzko uśmiechnięci. Zamyśleni.

I - jak się zdaje - myślący. "Tango" Maciejowskiego nie od­wołuje się bowiem do emocji. Raczej - do rozumu. Jest ra­cjonalistyczne w każdym calu. A o czym jest? Najogólniej, oczywiście, bo w szczegóły trudno wchodzić, tym bardziej, że i w tekście Mrożka, a i w przedstawieniu, są partie nie słu­żące bezpośrednio wymowie ogólnej, dramatopisarskiej tenden­cji - lecz teatrowi samemu, aby był żywy, ciekawy, by - technicznie już rzecz traktując - dawał widzowi oddech przed kolejnym uderzeniem w zwoje mózgowo. O czym więc jest - według mnie oczywiście - to "Tango"?

Wywód najząrabniej mi zacząć od dygresji. Istnieją w pol­skiej (ale przecież nie tylko polskiej) myśli kulturalnej, spo­łecznej, politycznej, tendencje do pewnych skrajności. Ciągłość z wszystkimi jej pętami - albo burzący wszystko eks­peryment (to Stomil, ojciec Artura): anarchia - albo rządy silnej reki (to Artur): czysty intelektualizm - albo - pro­gramowy antyintelektualizm (to Edek). I tak dalej, i tak da­lej. Całe "Tango" miota się w tym "albo-albiźmie". Wuj Eugeniusz (gra go Jerzy Przybylski, cienko cieniutko, z nieomylnym, wyczuciem groteski), gotów jest zatańczyć z każdym kto mu da sposobność do wykazania się, do działania w czystej postaci, bez morale, bez ideologii. Podporządkowany Babci (Zofia Wilczyńska), sta­je się z kolei wyznawcą Artura (szczeniakowato chłopięcy, z gorliwością neofity nie przebierający w środkach - Krzy­sztof Stroiński. Świetny w odzywkach rzucanych mimochodem; dłuższe perory męczą go, aby wreszcie pójść w "La Cumparsitę" z Edkiem (ugrzeczniony lump, brutalny jednak, kie­dy się tylko da - takim go gra z kamienną twarzą, tworząc postać na długie pamiętanie - Ireneusz Kaskiewicz). Wy­znawca eksperymentu dla eksperymentu, Stomil (Jan Tesarz, umiejący hamować swą aktorską żywiołowość, celnie podający sens istotnych wypowiedzi, bardzo dobra rola), stroni znów od jakiegokolwiek działania, zajęcia stanowiska. Będzie bełkotał o posłannictwie, ale gdy przyjdzie co do czego, stchórzy. Obie panie z tej rodziny mają za swe atuty tylko seks. Ele­onora, matka Artura (Alicja Zomer), jako przedstawicielka średniego pokolenia umie się kochać na wszystkie sposoby, konwencjonalne i niekonwencjonalne, natomiast Ala narzeczo­na (Wanda Grzeczkowska), to już wcielenie biologii jako ta­kiej.

Czy obraz ten dotyczy społeczeństwa? Na pewno nie. Nie ma w nim społecznej, klasowej struktury. To ja­kaś tam rodzina, jakaś tam grupa inteligencji, stojącej w rozkroku między starymi i nowymi laty, nie umie­jącej ruszyć z miejsca. Co najwyżej - w tango, inicjowane, co jest dość charakterystyczne przez Edka-lumpa i wszędytańczącego Wuja Eugeniusza. Taka jest konsekwencja "albo-albizmu". Wnioski z niej płyną jednak nie tylko dla rodziny Stomila.

Mrożek, a za nim w roku 1974 Jan Maciejowski, zdają się pytać o alternatywę. O alternatywę "albo-albizmu". Pytają o nią widownię. Jaka może być odpowiedź? Ani kult tradycji z wszystkimi jej obciążeniami, ani też kult eksperymentu. Ra­czej - eksperymentująca tradycja. Ani anarchia, ani rządy silnej ręki, lecz wolność podporządkowana. Ani czysty intelektualizm, ani Edek (Mrożek o Edku: "jeszcze nie widziałem ni­kogo takiego prostego"...), lecz po prostu rozum.

Rozum, myślenie - tylko to może nas uchronić przed pój­ściem w tango. O tym zdaje się nas pouczać Mrożek. I Jan Maciejowski. Dlatego przedstawienie jest wyciszone, nie na­rzucające się. Po to chyba, by można było podczas niego spraw­niej myśleć. Takie się "Tango" wydaje - "na dziś".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji