Artykuły

Hamlet na strychu

Oczekiwanie. Nerwy. Nadzieje. Pierwsza premiera sezonu w nowym, generalnie odnowionym, Teatrze Słowackiego. Jeszcze nie w tym głównym, wspaniale jaśniejącym pałacu na placu św. Ducha. Na razie w przycupniętej obok, również odnowionej Miniaturze.

"Dzika kaczka" Ibsena. Dla­czego "Dzika kaczka"? I jesz­cze w reżyserii Julii Wernio, dotychczasowej wiernej współ­pracowniczki Andrzeja Dziuka w zakopiańskim Teatrze Witka­cego. Do głównej roli zaanga­żowany gościnnie Franciszek Muła, niegdyś aktor-symbol Teatru STU. Zdumiewające ze­stawienia. Ale co można dziś zrobić z "Dziką kaczką"? Ro­zumiałbym "Klątwę" (cóż za dramat na czasie! najlepsza polska sztuka o nietolerancji), rozumiałbym nawet "Czekając na Godota". Ale "Dzika kacz­ka"?

Pierwsza scena rozgrywa się w foyer teatru, w "salonie" pana Werle, bogatego fabry­kanta, i jest całkowicie nie­zrozumiała. Aktorzy bezradnie biegają i wykrzykują jakieś strzępy informacji, które bo­daj mają pomóc w śledzeniu dalszej fabuły, ale tylko gma­twają sprawę.

Potem, na sali, jest już nor­malnie. Na scenie strych, peł­niący obowiązki mieszkania i laboratorium fotograficznego jednocześnie. W głębi strychu, gdzie jest już zupełnie strychowato (doskonale rozegrana prze­strzeń, tak właśnie to powinno wyglądać) mieści się żałosny i cudowny świat złudzeń, miesz­kańców tego smutnego pod­dasza.

Dziadek, matka, ojciec i cór­ka, a także dwóch lokatorów przeważnie pijanych, nie sta­nowią stadła specjalnie senty­mentalnego, żyją byle jak i byle za co, i w tym swoim straszliwym przeciętniactwie dożyliby zapewne późnej staro­ści, gdyby na strych zuboża­łych Dulskich nie wkroczył Hamlet. Ten Hamlet jest sy­nem fabrykanta i choruje na mówienie prawdy. Ponieważ chodzi mu o prawdę za wszel­ką cenę, ceną okaże się roz­pad rodziny i śmierć córki. Nie zdradzam chyba fabuły, to na­dal jest lektura szkolna.

Hamlet-Gregers jest nie tyl­ko zły, ale i obcy duchem. Grany przez Mułę potęguje tę obcość do kwadratu, bo widać, że w tym zespole Muła jest aktorem z innego świata. Ca­ły pomysł ma efektowne zale­ty, ale też wady: oto Muła co­raz to ucieka z jednej formy w drugą, co być może jest tyl­ko błędem w- sztuce - reży­serskiej? aktorskiej? Chyba niepotrzebnie czasem udaje wariata (w końcu Gregers jest nim naprawdę, to wystarczy). Hamlet musi udawać, żeby przeżyć, z Gregersa czyni to mimowolnie witkacowskiego demona III klasy.

W ogóle aktorzy chodzą po swoich rolach jak po kamie­niach, ale często są to wędrów­ki w bardzo prawdziwe rejo­ny naszych kamienistych dusz. Urszula Popiel, Anna Sokołow­ska, Marta Konarska, Leszek Zdybał, Feliks Szajnert, Stani­sław Banaś, no i, koniecznie osobno, Andrzej Kruczyński - owszem, w porządku. No, pra­wie.

Spektakl ma dziwną atmo­sferę, właściwie zimną, choć kipi od namiętności, nawet brutalności. Nie wiem, co my­śleć o jego przesłaniu. Że le­piej pomalutku żyć w złudze­niach (i utajonym kłamstwie) niż zejść do piekła na skutek prawdy? Co robić dzisiaj, je­sienią 1991, w Polsce, z taką filozofią? Przyznaję, nie wiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji