Artykuły

Ludzie "Kochanowskiego"

Dla wielu teatr to pudełko pełne snów i iluzji. Dziś pokazujemy ludzi, którzy współtworzą scenę w Opolu. To oni sprawiają, że niemal każdy spektakl pozwala choć na krótką chwilę oddać się we władanie sztuce. Dziś przedstawimy zaledwie kilku z nich. Tych, o których zazwyczaj niewiele się mówi lub dopiero będzie się mówiło - pisze Artur Janowski w Nowej Trybunie Opolskiej.

Teatr to bowiem sztuka udawania. Medium, przez które przemawiają nasze tęsknoty, pragnienia, uniwersalia wpisane w losy ludzkie.W spektaklu chodzi o natychmiastowe poruszenie zmysłów i intelektu, potęgujących ciekawość, głód poznania, odkrywania i uczestnictwa. Przez symbol, przenośnię, dramat odtwarza uśpione w nas konflikty. Teatr to miejsce, gdzie nieprzerwanie toczy się walka pomiędzy aktorem, twórcą a widzem. Walka o zachowanie natury sztuki - walka o marzenia, o tajemnicę. Lecz by do tego mogło dojść, trzeba wykonać nierzadko tytaniczną pracę. Stracić nerwy, wylać pot na próbach. Nie byłoby naszych wzruszeń, gdyby nie ludzie teatru.

Krawiec [do] śmierci

To już 45. rok pracy Kazimierza Bireckiego w opolskim teatrze. Na afiszu próżno jednak szukać jego nazwiska. Niewiele go też w pamiątkowych wydawnictwach wydawanych z okazji jubileuszu teatru. Teatralne królestwo pana Kazimierza to dwa długie stoły, kilka kilkunastoletnich maszyn do szycia, stare żelazka i dwóch rzemieślników krawieckich (tak w teatralnej terminologii nazywają się Szymon Polek i Helmut Piechaczek). W skrócie: pracownia krawiecka męska. Pan Birecki jest jej kierownikiem od 1978 roku. Nie byłoby kostiumów, gdyby nie aktywność jego królestwa. To tu szyje się garnitury, fraki, sukienki, szynele i zwykłe portki. - Birecki to taki krawiec, że nawet teatralnej śmierci uszyje garnitur -żartuje jeden z aktorów.

Sam kierownik ma w sobie sporo pokory, choć podkreśla, że zmieniali się dyrektorzy, a on trwał i - jak zapowiada - trwać nadal będzie. - Za kilka lat będę mógł pójść na emeryturę, ale się na nią nie wybieram, choć pracować do śmierci to też nie chcę - śmieje się 62-letni Kazimierz Birecki, który z racji fachu nie opuszcza żadnej próby generalnej. - Muszę przyznać: nie widzę młodych osób, które mogłyby tu pracować. Tu trzeba umieć szyć wszystko i - co ważne - ze wszystkiego, bo o dobre materiały coraz trudniej. A dziś? Krawcy zbytnio się specjalizują.

Sita stylu i dykcji

Po raz pierwszy zobaczyłem ją przed kilkoma laty. Nie pamiętam już nazwy sztuki, pamiętam natomiast, jak przykuwała uwagę. Wspaniały głos, znakomita

dykcja i te przedniojęzykowe "ł" charakterystyczne dla ludzi pochodzących z Kresów. W tym roku Zofia Bielewicz [na zdjęciu] będzie obchodzić 55-lecie pracy na opolskiej scenie dramatycznej. Jest aktorką z innej epoki, taką, jakich dziś już się nie spotyka. Rzadko można uchwycić ją w naturalnej pozie. Gdy widzi obiektyw, od razu podnosi rękę. Z uśmiechem patrzy na fotografa. - Już pozuję, ja inaczej nie potrafię - przyznaje. Mimo że jest najstarsza, to jej siłą i ekspresją sceniczną można by obdzielić tuzin aktorów. Teatr jest jej życiem. Podkreśla, że nie brała ról nieodpowiednich. Sporo osób nadal odbiera ją dziś w teatrze jako kogoś wyniosłego. Kogoś, z kim trudno nawiązać kontakt. - Nic podobnego - uśmiecha się Iwona Głowińska, najmłodsza w zespole. - Zagramy razem w "Ifigenii" Już mi kilka razy coś podpowiedziała. Mieszkamy na jednym pięterku w Domu Aktora.

Nie tylko bilety

Agnieszka Buczkowska- choć na zdjęciu tego akurat nie widać - ma uśmiech Wenus, a w oczach figlarne diabliki. Nie jest aktorką, choć pracuje w teatrze już od 1996 roku. Teatrem zainteresowała się w szkole podstawowej. W naszym zaczęta pracę od sprzedaży biletów w zakładach pracy. - Oj, ten pomysł nie wypalił, sprzedałam zaledwie jeden bilet -uśmiecha się pani Agnieszka. - W teatrze jednak zostałam. Pracuję w Biurze Obsługi Widza, l niczego nie żałuję. Jej praca to nie tylko sprzedaż biletów. Razem z Aliną Wójcik oraz Renatą Płużek organizuje imprezy, wynajem sali oraz występy teatru w innych miastach. Do dziś pamięta swoje pierwsze Konfrontacje Teatralne w 1997 roku. - W jury zasiadali wtedy Jan Nowicki, Olaf Lubaszenko, Jan Kanty-Pawluśkiewicz -opowiada 30-letnia Agnieszka. - Miałam im pomagać, być na każde zawołanie. Ciężka praca, bo kończyłam ją rano, tak gdzieś około godziny 3 czy 4, a na 8 musiałam być w teatrze. Wtedy byłam mocno zmęczona, ale dziś mam miłe wspomnienia - puentuje.

Urok młodości

Pochodzi z Gdańska. To nowa krew w organizmie opolskiego teatru. Iwona Głowińska jest świeżo upieczoną absolwentką krakowskiej akademii teatralnej. Niewiele ponad miesiąc pracuje w Opolu. - Jak tu trafiłam? Pewnie pan nie uwierzy, ale przez przypadek - śmieje się Głowińska. - Pan Bartosz Zaczykiewicz (dyrektor teatru) przyjechał do Krakowa na nasz dyplom. Potem natknęliśmy się na siebie na Plantach. Zaczęliśmy rozmawiać. Dyskutowaliśmy o wielu sprawach. Przyjechałam do Opola na rozmowę i zostałam. Dyrektor nie wybrał pani Iwony przypadkowo. Jej kreacja w dyplomowym przedstawieniu została nagrodzona na tegorocznym Festiwalu Sztuki Aktorskiej w Kaliszu. Pełna uśmiechu i radości życia blondynka ma 25 lat, pochodzi z Gdańska. Mieszka w Domu Aktora. W Krakowie został jej partner. - Opole bardzo mi się podoba, jestem zbudowana zespołem, w którym pracuję, widzę, że wszystkim się chce, a to mobilizuje mnie jeszcze bardziej - mówi. Wkrótce będzie ją można zobaczyć w "Ifigenii" Eurypidesa w reżyserii Pawła Passiniego. Na razie grała w zastępstwie w "Rewizorze". - Jestem na początku drogi, Opola jeszcze do końca nie poznałam - przyznała. Na pytanie, czy była na wyspie Bolko, odpowiedziała: - A co to takiego?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji