Ballada o Smoliwąsowej
Przez półtorej godziny Genowefa Smoliwąs opowiada swoje dzieje. A życie miała niezwyczajne. Sprawcą przejmującego spotkania z kobietą, której losy wyznaczają twarde rygory życiowych porażek, tragiczny los matki, stała się Ryszarda Hanin. Ta wspaniała aktorka wyznaczą rytm i ciśnienie "Ballady o Januszku" - ostatniej premiery żoliborskiej "Sceny Prezentacje".
Przykucnięta na krześle, w bereciku na bakier, flanelowej sukience i tandetnych sandałach powierza widzom swoje czterdzieści - może pięćdziesiąt - znaczonych samotnością wdowy, miłością matki, lat. I mimo że na scenie występuje Henryk Talar w roli adwokata, kochanka Smoliwąsowej, jej syna czy sekretarza POP - jego udział w spektaklu wydaje się zbyteczny. Hanin wypełnia sobą całą dramaturgię przedstawienia, sprawia, że słucha się jej z uwagą, z napięciem. Posiadła aktorka rzadki dzisiaj dar, który od lat próbują wskrzesić organizatorzy Festiwalu Teatrów Jednego Aktora. Bez efektywnych środków, skromnie i mądrze buduje "krwistą", czasem rubaszną, czasem naiwną, zawsze uczuciem do jedynaka wypełnioną postać. Dlatego też błędnym zabiegiem adaptacyjnym - dokonanym zresztą przez autora powieści - Sławomira Łubińskiego - wydaje się wprowadzenie do spektaklu drugiej osoby. To o czym opowiada Genowefa Smoliwąs na tyle jest czytelne na tyle dramatyczne, aby zachować jak największą skromność obsadową. Nie wykazał jej wszelako Romuald Szejd nie ufając możliwościom aktorki, wrażliwości widzów, nośności samego wreszcie tekstu i pokusił się o "wzbogacenie" sztuki drugą postacią dramatu. Efekt osiągnął niezamierzony. Obecność Talara, jego nienaturalne, przerysowane aktorstwo przeszkadza, drażni i rozprasza, nie mieści się w konwencji spektaklu. Jeśli zatem Romuald Szejd - kierownik artystyczny i założyciel Sceny Prezentacje - zamierza utrzymać budzące się dopiero zainteresowanie swoim teatrem musi bardziej ufać sztuce. Nią właśnie stała się ostatnia kreacja Ryszardy Hanin, która oszczędnymi, wyrazistymi środkami buduje rosnące napięcie. Choć skromny ten spektakl pozbawiony był oprawy scenograficznej, muzycznej, światło zupełnie w nim nie "grało", adaptator i reżyser popełnili błędy, zepsuli narrację opowiadania, to jednak te półtorej godziny nie są dla widza stracone. Zapamięta przecież kreację aktorki, która przedziwnym, wymyślonym językiem opowiada człowieczy, niełaskawy los.