Artykuły

"W sieci" na ekranie telewizyjnym

JEDEN z najciekawszych pod względem teatralnym kameralnych spektakli wrocławskich, jakim jest niewątpliwie "W sieci" Augusta Kisielewskiego w reżyserii Andrzeja Dobrowolskiego i scenografii Martina Wenzla, doczekał się realizacji telewizyjnej.

Widzowie, którzy oglądali ,,W sieci" na scenie Teatru Kameralnego a potem widzieli ten spektakl na ekranie telewizora musieli odnieść wrażenie, że jest to zupełnie inne przedstawienie. Czy przeniesienie na ekran telewizyjny spaczyło sens sztuki? zepsuło spektakl? Nie. Po prostu przedstawienie oglądane przez telewidzów było inne. Jedna z głównych cech (i zalet) tego spektaklu teatralnego jest jego nastrojowość. Reżyser i scenograf potrafili umieścić ,,W sieci" w bardzo intymnym, a zarazem dusznym klimacie. Przez zatopienie sceny w czerni kotar, wydobywanie tylko działających postaci z mroku przez reflektory punktowe i stonowanie, a miejscami nawet zciszenie i zmatowanie gry aktorskiej uzyskano efekt dławiącego ucisku. przygnębienia i skrępowania w jakich zaplątana jest jak w sieci bohaterka dramatu. W realizacji telewizyjnej z konieczności musiano zrezygnować z intymnego światła. Pod światłami pełnych reflektorów niezbędnych dla kamery telewizyjnej znikły subtelności inscenizacji i scenografii. Na pierwszy plan została wydobyta gra aktorska.

W czasie transmisji I aktu siedziałem na sali tuż za kontrolnym ekranem i miałem sposobność do niezmiernie interesującego porównania tego co się działo na scenie z obrazem telewizyjnym. Realizatorzy widowiska telewizyjnego musieli zrezygnować z ujęcia całości spektaklu operowali drobnymi wycinkami akcji scenicznej. Nie zawsze te wycinki były trafnie dobrane. Często miało się ochotę ujrzeć z bliższej odległości twarz mówiącego aktora. W I akcie tych zbliżeń było za mało (niewątpliwie sytuacje teatralne nie pozwalały na zbyt częste wyeliminowywanie drobnych wycinków), i ciekawe pod względem aktorskim sceny wymykały się widzowi telewizyjnemu w ogólnych ujęciach. W II i III akcie zbliżeń było znacznie więcej, akcja na ekranie toczyła się coraz gładziej, napięcie dramatyczne nie opadało na skutek nieuzasadnionych oddaleń obrazu, tak jak to miało miejsce w początkach transmisji. Trzy sceny zrobiły duże wrażenie na telewidzach: dramatyczna rozmowa Julki (bardzo fotogeniczna Jadwiga Gibczyńska) z poetą (Andrzej Polkowski). Julki z matką (Sabina Wiśniewska) i końcowa scena Julka - poeta - przyjaciółka (Irena Szymkiewicz). Dla tych trzech scen warto było transmitować całą sztukę, tak wzruszały i przykuwały uwagę widza.

W konkluzji jednak wydaje mi się, że tego rodzaju kameralne, małoobsadowe sztuki lepiej było by przenosić do studia aniżeli transmitować ,,na żywo" ze sceny. W studio jednak istnieją większe możliwości specjalnego ustawienia sytuacji dogodnych dla ujęć telewizyjnych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji