Artykuły

W poszukiwaniu straconego rosołu

"Lis Filozof" w reż. Piotra Waligórskiego w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie Nowej Hucie. Pisze Katarzyna Kachel w Gazecie Krakowskiej.

Wstrętni mieszczanie, omijajcie ostatnią premierę w krakowskiej Łaźni Nowej.

Nie, nie jestem bezdomna, nigdy niee dostałam ciosu między oczy. Rzadko bywam na dworcach, wolę podróżować samochodem, a jak już muszę jechać pociągiem, to staram się nie przesiadywać na peronie. Nie spędziłam nigdy nocy na komisariacie, a jedyne moje kłopoty z policją ograniczają się do paru mandatów za przekroczenie prędkości. Z reguły nie bywam w klubach dla transwestytów, najczęściej oglądam je w filmach Almodovara, co może jest błędem, bo to pewnie ciekawi ludzie, a jak nie ciekawi, to przynajmniej kolorowi. Kiedy muszę zadzwonić, wyciągam z torebki komórkę, tak jak większość naszego społeczeństwa i nie widzę powodu, dla którego miałabym dotykać brudnej słuchawki w budce. Ba, powiem coś jeszcze, w niedziele jadam rosół z makaronem. No, po prostu jestem obrzydliwą mieszczką, która nie zna prawdziwego życia i w związku z tym nie powinna chodzić do Łaźni Nowej.

Ale poszłam i zobaczyłam "Lisa filozofa", co go Piotr Waligórski wyreżyserował w piwnicznych pomieszczeniach. Było trochę zimno, ale ekscytująco. W końcu do piwnicy schodzę tylko po przetwory. Rzeczywiście, ta część Łaźni to miejsce interesujące, wymarzona przestrzeń dla scenografa. Małgorzata Szydłowska świetnie potrafiła ją wykorzystać. Ale to wszystko, co można powiedzieć dobrego o tym przedstawieniu.

A zacząć trzeba od tego, że na początku było nie słowo, a czajnik. Taki elektryczny, który nawet nie gwiżdże. No i syczał on sobie i bulgotał, powodując, jak mniemam, u reżysera poranną refleksję nad egzystencjalnymi sprawami, którymi trzeba by doprowadzić do wrzenia teatralną publiczność. No i doprowadził. Sebastianowi Obercowi (Lis Filozof), Darkowi Starczewskiemu (Kogut) i Tadeuszowi Piotrowi Łomnickiemu (Biskup), kazał przysiąść w dworcowej poczekalni i poudawać kogoś w rodzaju narkomanów. Łomnickiego jeszcze zainspirował przeraźliwie samotnym Stalkerem, co go już Tarkowski dawno temu sfilmował, a teraz nawet ja, wielbicielka rosołu z makaronem, mogę się pochwalić, że go widziałam i mam odpowiednie skojarzenia. Mniejsza jednak o to, czego tu się kto będzie dopatrywał.

Ważne jest, że w końcu Biskupowi dano po mordzie. Facet padł na ziemię, no i zaczął gadać jak potłuczony, co w tej sytuacji jest dość naturalne. Wprawdzie jeszcze częściej gadał Lis, z którym pozostali wylądowali na policji, na działkach pracowniczych i w kilku innych miejscach. O ile sobie przypominam, to jeszcze w nocnym klubie i na ulicy, gdzie chłopcy pośpiewali do mikrofonu, co stało się już świecką tradycją współczesnych przedstawień. No i dobrze, śpiewać każdy może, tak jak i reżyserować. Tylko jedna rzecz mojej mieszczańskiej główce nie daje spokoju. Co w tym wszystkim robił Sławomir Mrożek, spod którego pióra przed laty wyszła jednoaktówka zatytułowana "Lis filozof?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji