Artykuły

Zaduszkowy seans

W ROKU 1926 "widownia szalała ze śmiechu", jak pisał krytyk "Kuriera Lwowskiego" po premierze autorskiej inscenizacji "W małym dworku", tak bardzo podobały się: groteskowe widmo Anastazji Nibek. to interpretacji Stanisławy Wysockiej, oraz Kucharka - Ireny Solskiej. Rok wcześniej zakopiańskie Towarzystwo Teatralne zaprezentowało sztukę (współreżyser - Witkacy), w której role powierzono celowo osobom mówiącym "z trudem po polsku, z akcentem angielskim, białoruskim lub rosyjskim". Wynika z tego, że Witkacy chciał, aby owa nieprawdopodobna historia wzbudzała na widowni niewymuszoną wesołość.

Jacek Bunsch, którego ostatnio fascynuje ekstrawagancka twórczość znakomitego pisarza (w obecnym repertuarze Teatru Polskiego znajdują się "Szewcy", w przygotowaniu - "Oni") starał się również znaleźć komediowy klucz w charakterystycznie i starannie dobranej obsadzie nowej witkacowskiej premiery wałbrzyskiego teatru. Najzabawniej i najpełniej to (poparte dobrym aktorstwem i wyczuciem formy) przy rolach cynicznie przewrotnych, szelmosko uśmiechniętych - Zosi i Amelci - brawurowy duet Ireny Rybickiej-Dul i Grazyny Zielińskiej. Dobrze sprawdziła się w roli wampirowskiego kostycznego widma, zaproszona z Wrocławia, Krystyna Krotoska. Dzielnie dotrzymywał jej kroku lekko sepleniący, z niesamowitymi, ogromnymi oczami Dyapamazy Nibek - Zdzisław Jan Nowicki. Postacie dwóch charakterystycznych. (choć aktorsko słabszych) oficialistów stworzyli, z jednej strony bardzo wysoki i szczupły, jakby wyssany przez byłą kochankę, Ignacy Kozdroń - Krzysztof Rysiak, z drugiej - "wtaczający się" na scenę i rumiany "do nieprzyzwoitości" Józef Maszejko - Kazimierz Migdar (zabawny zwłaszcza w pierwszej części). Nietrafione w użyciu środków wyrazu i denerwujące na scenie były natomiast role Jerzego Gronowskiego - egzaltowany kuzyn, Jęzory Pasiukowski i "bebechowatej" kucharki, Teresy Musiałek.

Pociągający, ale ryzykowny i niepotrzebnie dointerpretowujący Witkacego moim zdaniem jest zabieg obsadzenia w roli kuzynki Anety Wasiewiczówny - ziemskie alter ego Widma matki, aktora. Ryszard Radwański (bardzo zdolny, o znakomitych warunkach i naturalnej vis comica) naprawdę zabawny - i niesamowity był w pierwszej części. Po przerwie, kiedy reżyser odsłaniał tajemnicę dokonanego zabiegu (bardzo logicznie i do końca poprowadzony interpretacyjnie pomysł) wkradł się przyciężkawy, smęcący nastrój do dobrze zapowiadającej się parodystycznej repliki na realizm. Do zabawy i wesołości prowokowała również świetna, czysta plastycznie scenografia Wojciecha Jankowiaka i Michała Jędrzejewskiego, której fundament stanowiły wkomponowane w całość jedynie trofea - znakomicie sprawdzający się pomysł w nieprawdopodobnej historii trójkąta, a jak się okazuje nawet czworokąta małżeńskiego. Równie dobrą oprawę zaproponował Zbigniew Piotrowski, autor spirytystycznej dowcipnie pomyślanej muzyki.

Na stwierdzenie jednego z krytyków po lwowskiej premierze w 1926 roku że "śmierć nie znosi parodii i lubi czasem śmiałkom zamknąć usta zimną, kościstą ręką", Witkacy odpowiedział zjadliwie, że może się ona zemścić: również na tych, którzy "pokornie się przed nią tytlają". Iście witkacowską przewrotnością wykazał się reżyser, który premierę owej komicznej opowieści wyznaczył przed samymi Zaduszkami... i bardzo dobrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji