Artykuły

Nie jestem protegowaną Dąbrowskiego

- Polska kinematografia potrzebuje sprawnego menedżera - mówi Agnieszka Odorowicz, dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej w rozmowie z Jolantą Gajdą-Zadworną na łamach Życia Warszawy.

Przyjmując nominację na szefa Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, stała się Pani potężną osobą. 100 mln budżetu daje ogromną władzę.

Przede wszystkim daje szansę polskiemu filmowi, a w szerszej perspektywie i gospodarce. Dyrektor nie podejmuje decyzji sam, ale wraz z jedenastoosobową radą. I po konsultacjach z ekspertami. A 100 mln zł to w skali Europy niewiele, średnio 30 proc. tego, czym dysponują inne kraje.

Niektórzy sugerują, że będzie Pani rządzić "przy wsparciu" byłego ministra kultury. Czuje się Pani człowiekiem Waldemara Dąbrowskiego?

Kiedy w wieku 20 lat zostałam dyrektorem administracyjnym w poważnej firmie, mówiono, że to dzięki koledze, który jest synem prezesa. Gdy zostałam pełnomocnikiem rektora i dyrektorem centrum rozwoju promocji Akademii Ekonomicznej w Krakowie, słyszałam, że lubią mnie władze uczelni. Teraz znów mam być czyjąś protegowaną? Zostałam wiceministrem kultury, ponieważ przez półtora roku minister Dąbrowski obserwował moje działania jako pełnomocnika ds. funduszy strukturalnych. W efekcie mamy ponad 350 projektów kulturalnych realizowanych ze środków UE. W prace nad ustawą o kinematografii włączyłam się po ponad półtorarocznych pracach w parlamencie, które niemalże stanęły w miejscu. Trzeba było stworzyć w miarę jednolity projekt z dwóch projektów - rządowego i społecznego, godząc interesy bardzo różnych środowisk filmowych. A teraz instytut musi zmierzyć się z bardzo trudną materią. I albo od razu postawi na widza w kinie, albo zacznie być urzędem, jakim była Agencja Produkcji Filmowej, a wtedy za trzy lata będę musiała się zgodzić np. z Samoobroną, że trzeba instytut zlikwidować. Bardzo bym tego nie chciała.

Komisję wybierającą dyrektora powoływał minister. Czy w takiej sytuacji wynik konkursu mógł być w pełni niezależny?

To był trudny i rzetelnie przeprowadzony egzamin. W części pisemnej przedstawialiśmy koncepcję działania instytutu, potem trzeba było swojego projektu bronić. Prasa pisała na ten temat różnie, ja to widziałam tak: zgłosiło się dziesięciu kandydatów, kilku było naprawdę poważnych.

A Pani, 31-latka, była najlepsza?

Rzetelna wiedza ekonomiczna jest dziś w kulturze atutem. Polski rynek filmowy potrzebuje sprawnego menedżera.

Nawet najlepszy menedżer bez odpowiedniego poparcia niewiele zdziała. Cieszy się Pani z wyniku wyborów?

Dla środowisk kultury ten wynik oznacza stabilność i niechęć do psucia.

Psucia słynnego 19 artykułu ustawy o kinematografii, który zapewnia instytutowi ok. 70 mln zł spoza budżetu? Będzie Pani patrzeć na ręce posłom?

Ręka parlamentarzysty powinna być jak ręka pianisty. Trzeba dokładnie przygotować koncepcję utworu, żeby wydobyć czyste tony. Moją rolą będzie dbanie o to, by parlamentarzyści mieli rzetelną wiedzę. I aby z ewentualnymi zmianami ustawy wstrzymali się minimum dwa lata.

Kto, poza telewizjami, dystrybutorami, operatorami kablowymi i prowadzącymi kina, złoży się na budżet kinematografii?

21 mln zł będzie pochodziło z budżetu państwa, 6 mln z ministerialnego Funduszu Promocji Kultury. Ewentualne przychody z praw do starych filmów i przekształceń własnościowych pojawią się prawdopodobnie dopiero w przyszłych latach.

Kto zapłaci za utrzymanie Instytutu?

Z budżetu państwa, co roku, będzie przyznawana dotacja w wysokości około 4 mln zł. To o ponad 3 mln zł mniej, niż pochłaniały do tej pory trzy likwidowane agencje: Scenariuszowa, Produkcji Filmowej oraz Promocji - Film Polski.

Instytut przejmie pracowników tych instytucji?

Jedynie w części. PISF będzie dysponować ok. 70 etatami. To o 100 mniej, niż było w agencjach. Równie poważnym wyzwaniem będzie zrealizowanie zobowiązań podjętych przez APF. Na 21 mln zł, które miała do rozdysponowania agencja, podpisano umowy na 34 mln, wypłatę dodatkowych 15 mln deklarują listy intencyjne, a kilka milionów trzeba będzie wyasygnować na realizację decyzji o dofinansowaniu podjętych przez ministra.

Ile filmów rocznie będzie mógł dofinansować Instytut Filmowy?

25 do 30 tytułów fabularnych. PISF może pokryć do 50 proc. budżetu filmu. Reszta pochodzić musi z innych źródeł.

Jak będą dzielone pieniądze instytutu?

Na produkcję filmową powinniśmy przeznaczyć minimum 60 proc. środków, w tym co najmniej 15 proc. na debiuty. W tym mieszczą się filmy fabularne, dokumentalne i animowane. Z pozostałej kwoty znaczącą część pochłonie promocja filmów w Polsce i za granicą, bo nie da się wygrać żadnego ważnego festiwalu bez wsparcia promocyjnego. Co najmniej 10 mln powinno być przeznaczone na prace literackie i rozwój projektów filmowych. Etap przedprodukcyjny to wciąż jedna z wielkich słabości polskiej kinematografii. A produkcja jest zbyt kosztowna, by rozpoczynać ją w pośpiechu. Reszta środków powinna wspomóc upowszechnianie kultury filmowej oraz wesprzeć kina artystyczne i kina w małych miastach. Trzeba też zadbać o ochronę dziedzictwa, zwłaszcza o renowację kopii filmowych i zapisanie ich na nośnikach cyfrowych.

Instytut na razie jedynie dostaje pieniądze. Czy kiedyś będzie na siebie zarabiał?

Jeśli film przyniesie zysk, pieniądze - proporcjonalnie do wkładu - wrócą do instytutu. Filmy komercyjne będą więc zarabiać również na filmy artystyczne.

Kiedy możemy się tego spodziewać?

Przyjęliśmy, że producenci powinni rozliczyć się z instytutem w ciągu trzech lat od premiery w kinach. Czas eksploatacji filmu komercyjnego jest krótszy niż filmu artystycznego, ale zysk większy - sprzedaje się w kinach, na DVD, a potem trafia do telewizji. Im film jest ważniejszy artystycznie, tym dłużej do widza dociera i tym dłużej na siebie zarabia. Nawet po 10 latach.

Na jakie zyski Pani liczy?

Polski rynek jest nierozwinięty i trudno robić szacunki. Myślę jednak, że będą filmy, przy których dotacja zwróci się w całości, jak np. przy "Nigdy w życiu", które otrzymało pół miliona i całą tę kwotę zwróciło do APF. Z drugiej strony był "Vinci", film o znamionach artystycznego kina komercyjnego, ale z 750 tys. do APF wróciło niewiele ponad 10 procent.

Może warto zacząć myśleć o zarabianiu na zagranicznych produkcjach?

Do tej pory nie byliśmy poważnym partnerem, bo mogliśmy wyłożyć maksimum 1,5 mln zł ze środków publicznych na film. Teraz będziemy dysponować nawet 2 mln euro. Daje to szansę na udział w produkcjach nawet o budżecie 20 mln euro. To już otwiera spore możliwości.

Będzie Pani zabiegała o ulgi podatkowe dla zagranicznych ekip?

Tak, chociaż wymaga to zmian ustawowych i innej interpretacji niektórych przepisów. Chciałabym o tym rozmawiać z nowymi ugrupowaniami jak najszybciej, bo pomimo obniżonych podatków, pieniądze zostają w miejscu produkcji.

Jakiego zagranicznego reżysera widziałaby Pani w Polsce?

Będziemy otwarci na każdą ciekawą propozycję. Prywatnie uwielbiam filmy Greenewaya i Lyncha.

Jakie polskie projekty będą mogły liczyć na wsparcie instytutu?

Przede wszystkim dobre - niezależnie, kto je będzie składać. Przyjrzymy się, jak sprawdziła się na rynku ostatnia produkcja reżysera. Chciałabym, żeby w najbliższej przyszłości pojawiły się projekty opowiadające o ważnych dla Polaków momentach z historii. Zależy mi też, aby dla debiutantów wydzielono specjalną pulę środków.

Kto zdecyduje o przyznaniu pieniędzy?

Dyrektor, ale po konsultacji z radą i ekspertami. Będziemy współpracować z ok. 150 ekspertami, spośród których losowane będą trzy- lub pięcioosobowe zespoły.

Jawnie?

Uważam, że nazwiska ekspertów powinny być znane. Podobnie jak ich oceny.

Kto dobiera ekspertów?

Kilka dni temu powołał ich na 12 miesięcy minister, choć uważam, że do konkretnych projektów powinien ich dobierać dyrektor, bo to on ponosi całkowitą odpowiedzialność przed opinią publiczną. Myślę o stworzeniu nieformalnej grupy doradczej.

Ile czasu potrzebuje Pani na udowodnienie, że jest odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu?

Trzy, może cztery lata.

A co jeśli instytut się nie sprawdzi?

Zawsze można ustawę zmienić, wymyślić inny system finansowania lub powiedzieć, że w ogóle nie będziemy kina finansować. Na to jednak potrzebny jest czas, a potem rzetelna, powtarzam, sprawiedliwa ocena.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji