Artykuły

Fredro w przebraniu

"Śluby panieńskie" w reż. Marcina Sławińskiego w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Pisze Michał Lenarciński w Dzienniku Łódzkim.

Teatr Powszechny w Łodzi zainaugurował nowy sezon artystyczny "Ślubami panieńskimi" Aleksandra Fredry. Premierowi goście zachwyt i uznanie mogli wyrazić już po przekroczeniu progu budynku, gdzie witał ich przestronny kasowy hall i nowe przejścia do westybulu. Wejście jest imponujące, ale to nie ono zachęca do wizyt w teatrze.

Na Fredrę zaprosił Marcin Sławiński, który piękną romantyczną komedyjkę przeniósł w lata 20. XX wieku. Ten okres w polskiej historii jest bardzo ważny, bo po dwustu latach niewoli kształtował na nowo świadomość Polaków w niepodległej ojczyźnie. "Śluby panieńskie" trudno jednak wcisnąć w gorset przemian polityczno-społecznych, bo zgoła o czym innym traktują. Jaki więc był cel lokowania spektaklu w tamtej epoce? Pewnie możliwość odtworzenia niepowtarzalnej atmosfery rodem z Gombrowiczowskich powieści albo klimatu Witkacowskich dworków. Okazuje się, że także nie ten cel przyświecał reżyserowi. Co więc pozostaje? Patefon, fotografie i kostiumy. I to właśnie mamy w "Ślubach panieńskich" Sławińskiego.

Reżyser nie mógł zdecydować się, kim są bohaterowie: prowincjonalnymi pannami i bubkami, czy współczesnymi trzpiotkami (a takie są?) i beztroskimi młodzianami, którzy wszystko w zabawę umieją przemienić. Skutkiem tego aktorzy pracowali za dwóch. Paweł Audykowski (Gucio) grał bezmyślnego "latawca" oraz chłopca z niejaką wrażliwością i refleksją (co pięknie mu się udało); Magda Zając ze zmiennym powodzeniem była Klarą-idiotką i Klarą-przebiegłą, Karolina Łukaszewicz - Aliną pełną powściągliwości, a przy tym spontaniczną (w obu "wersjach" sympatycznie). Wytrwale "fontanną łez" był Albin w bardzo przekonującym wykonaniu Artura Zawadzkiego.

Role młodych, wciąż jeszcze więcej obiecujące niż dające, rozświetlali swoją obecnością na scenie: Barbara Szcześniak (pełna delikatnej kokieterii Dobrójska) i Mirosław Henke (energiczny i wychodzący przygodzie na spotkanie Radost). Dla tej aktorskiej pary role w "Śubach" były - jak informuje teatr - częścią ich benefisu. Jeśli zgodnie z tradycją artyści otrzymają wpływy ze spektaklu, nie powinno być źle, bo widownia była zapełniona. Szczególnie cieszyła obecność licealistów, którzy kupowali bilety na premierę zbiorowo.

Niestety, Fredro w przebraniu nie przyniósł niczego ponad owo przebranie. A Sławiński i publiczność stracili przyjemność obcowania z Fredrowskim stylem, którego zachowanie wobec przeniesienia akcji, byłoby nie na miejscu. Atrakcyjna, nawiązująca do "Zemsty" granej w Powszechnym jest scenografia Krzysztofa Kelma, gorzej jest z umeblowaniem sceny, kostiumy - co przykre - zniekształciły niektórych aktorów, innym eksponowały mankamenty.

Przebieg spektaklu także nie jest od nich wolny. Osobiście nie przepadam za brakiem płynności i opuszczaniem niemal po każdej scenie kurtyny, nie zachwycam się, gdy komedia (bądź co bądź romantyczna), przemienia się w finale w zapędzoną (dosłownie) farsę. Że niby co? Ten magnetyzm serc i ta miłość to takie śmieszne są?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji