Artykuły

"Niech teatr wyjdzie do ludzi"!

O 31. Festiwalu Teatrów Ulicznych w Jeleniej Górze pisze Bartłomiej Kalinowski w serwisie Teatr dla Was.

Choć w mediach dużo słychać o odbywających się w czasie wakacji międzynarodowych festiwalach teatralnych takich jak Festiwal Malta w Poznaniu czy Festiwal Szekspirowski w Gdańsku, to nigdy nie wspomina się o dacie i miejscu pierwszego takiego wydarzenia w Polsce.

"Obserwując w okresie PRL-u kilkumetrowe kolejki do sklepu, przyszła mi do głowy myśl, że, jeżeli ludzie nie mogą przyjść do Teatru im. Norwida, to może niech teatr wyjdzie do ludzi" - tak Alina Obidniak, pomysłodawczyni i dyrektor Festiwalu Teatrów Ulicznych w Jeleniej Górze, w latach 1983 - 88, mówi o początku idei teatru na ulicy.

W tym roku 31. Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych w Jeleniej Górze to dwa festiwale. Jeden organizowany przez agencję reklamową Solo, odbywający się w dniach 2-3 sierpnia oraz drugi organizowany przez Teatr C.K. Norwida w dniach 3-4 sierpnia. Dwa różne plakaty skutecznie zdezorientowały część publiczności, która uznała, że festiwal odbywa się jedynie w dniach 3 i 4 sierpnia.

W opinii mieszkańców kolejne edycje festiwalu dalekie są od czasu świetności w początkowych latach tego wydarzenia. Jednak jak w każdym repertuarze festiwalowym i w tym roku znalazły się w nim pozycje intrygujące w formie i treści, choć również i takie, podczas których oglądania cieszę się, że spektakl na scenie równie szybko rodzi się i umiera.

Wśród "tradycyjnych" widowisk znalazło się miejsce dla niewątpliwie najciekawszego wydarzenia tego festiwalu, którym była akcja hiszpańskiego teatru Cia. Kamchtka z Barcelony. Artyści, czerpiąc inspirację ze zjawisk performansu, badali każdy element zastanej rzeczywistości. Grupa siedmiu performerów, wcielających się w role podróżników, reagowała na każdą sytuację ulicy natychmiastowym działaniem. Człowiek obserwujący festiwal w oknie kamienicy, spacerująca para po starym rynku czy codzienne składanie stoiska warzywnego po dniu pracy przez sprzedawców, to działania robione najczęściej przez wszystkich automatycznie - bez świadomości. Na tę świadomość zwracali uwagę performerzy, którzy dodatkowo potrafili uczynić z każdego działania prawdziwy spektakl życia codziennego. I choć - jak doskonale wiemy - przedstawienia teatralne najczęściej posiadają osobne strefy dla aktorów i widzów, to hiszpańscy artyści bardzo dobrze radzili sobie zrywając granicę między tymi dwoma grupami. Bierny widz stawał się aktorem mającym wpływ na cały spektakl, a tradycyjny aktor często ukazywał przerażająco pasywną stronę widza.

Wśród teatrów, które silnie zaznaczały swoją iluzyjność przez zastosowanie wspomnianej granicy, znalazł się również hiszpański teatr Tutatis z Burgos ze spektaklem "Konie z Minorki" (Caballos de Menorca). Przedstawienie to było energetycznym studium żywiołowości zwierzęcia, jakim jest koń. Niezwykle prosta w swojej strukturze parada (ruchoma platforma z perkusistą oraz aktorzy animujący dużą głowę konia wraz z kopytami) nie pozwoliła nikomu z oglądających przejść obojętnie. W jednej chwili galopujące, a w drugiej spokojne zwierzęta powodowały autentyczny śmiech i strach widzów, którzy chowali się najczęściej w zaułkach ulicy.

Jedną z propozycji dla najmłodszych widzów był spektakl "Zmysły" w wykonaniu A3Teatr, który otworzył tegoroczny festiwal. Konstrukcja twarzy przemierzająca ulice miasta rozbawiała najczęściej mało bystrymi refleksjami. Spektakl tworzony w konwencji cyrkowej i kabaretowej (podejrzewam, że inspiracją były kabarety, które mamy okazję oglądać w telewizji), prócz charyzmatycznego konferansjera, nie miał niczego ciekawego do zaoferowania. Do tego wysmakowany repertuar piosenek (m.in. "Rebeka" Z. Białostockiego), które były przerywnikiem między skeczami, zniknął pod naporem aktorek, które chciały być dobrze słyszalne za wszelką cenę. Więcej było zatem krzyku niźli śpiewu, o braku interpretacji utworów nie wspominając. Jednocześnie dla tych, którzy widzą w "Zmysłach" nawiązanie do twórczości T. Kantora, polecam kolejną lekturę pism autora "Umarłej klasy", by nie ulec powierzchowności w naśladowaniu mistrzów teatru.

Warto również jeszcze wspomnieć o dwóch polskich spektaklach zaprezentowanych przez Teatr Biuro Podróży z Poznania i Miejski Teatr "Miniatura" z Gdańska. To dwa poważne spektakle, wymagające od widzów pełnej koncentracji - zwłaszcza dotyczy to spektaklu Pawła Szoktaka. "Carmen Funebre" Biura Podróży, traktujący o wojnach etnicznych na terenie Bośni, oddziaływał na mnie bardziej niż nie jeden film dokumentalny o popełnianych zbrodniach na ludzkości. Zaś "Thermidor roku 143" Miejskiego Teatru "Miniatura", opowiadający historię uzależnionej od morfiny S. Przybyszewskiej, przy uwzględnieniu realiów wojny oraz wprowadzając postacie ze "Sprawy Dantona" pokazał, że są teatry, które nie boją się zrobić spektaklu o trudnych tematach, bez zważania na pierwiastek atrakcyjności przedsięwzięcia artystycznego dla widzów. Myślę jednak, że zbyt mała scena dla tego spektaklu nie pozwoliła mu zaistnieć w pełni. Zbytecznym "aktorem" w moim mniemaniu były też dwie dużej wielkości rzeźby, które jednak zachwycały publiczność swoją estetyką.

Największą "klapą" festiwalu okazał się spektakl Teatru Mariana Bednarka "Ballada o Kwadracie", podczas prezentacji którego odnosiłem wrażenie, że powstał parę godzin wcześniej. Plastyczne widowisko, przywołujące na myśl obraz "Czarny kwadrat na białym tle" K. Malewicza, zostało zredukowane to błahej błazenady. A szkoda. Obraz, wywołujący po dzień dzisiejszy wiele kontrowersji, mógł stać się doskonałym przedmiotem do laboratoryjnych poszukiwań teatralnych. Nie najlepsza gra aktorska oraz brak umiejętności ciekawego wykorzystania dwóch płacht materiału (czarnego i białego) mogły spowodować po raz kolejny zniechęcenie publiczności do awangardy, jak również całej sztuki współczesnej. Dołączenie do tego opowieści o artyście dyrygencie, czy "pseudoartystycznym urzędasie", przerosło chyba samego reżysera, który pełnił również funkcję scenarzysty, scenografa i kostiumologa. W tym wszystkim dostrzegam jednak dwa małe plusy, które niestety nie zostały dobrze i konsekwentnie przez reżysera wyeksponowane. Na początku spektaklu zaakcentowany został religijny aspekt "Czarnego kwadratu na białym tle", który można nazwać jednym z najbardziej religijnych obrazów w sztuce. Jest to o tyle ważne, że niewiele osób dostrzega ten istotny element potrzebny do interpretacji tego właśnie dzieła. Dobrą w zamyśle, aczkolwiek mało oryginalną sceną, i w tym wypadku źle wykonaną, był pochód pogrzebowy klaunów w rytm Marsza żałobnego c-moll Chopina. Przyznam się, że nie rozumiem zabiegu wykorzystania w spektaklu motywu walca z filmu "Noce i dnie". Czyżby była to ulubiona melodia głównego bohatera spektaklu; dyrygenta-artysty?

Do mało interesujących spektakli możemy zaliczyć również "Pokój" Gdańskiego Teatru Snów oraz "Serce Don Juana" Sceny Kalejdoskop. Teatr Snów wywoływał u mnie autentyczną senność podczas oglądania banalnej historii o wielkim artyście - muzyku i zwykłych, małych mieszkańcach domu rodzinnego. W mgnieniu oka mało zajmującą opowieść rozszyfrowała również najmłodsza publiczność. Senności wśród widzów udało się jednak uniknąć dzięki dobrej grze pantomimicznej aktorów.

Inaczej już wypada ocenić grę aktorów Sceny Kalejdoskop, którzy przedstawiając melodramatyczną fabułę o Don Juanie nie wyszli poza konwencję taniej opery mydlanej. Muzyka klasyczna, w połączeniu ze sztucznymi i jednocześnie niedbałymi gestami, nie wywołała u mnie ani śmiechu, ani płaczu, a raczej gorączkowe oczekiwanie na koniec spektaklu. Godną jednak pochwały jest próba (niestety nieudana) zrobienia klasycznego teatru pantomimy przy użyciu środków charakterystycznych dla teatru ulicznego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji