Artykuły

Daleko do szczytu

Cztery współczesne sztuki Yukio Mishimy na otwarcie centrum japońskiego w Krakowie

Instrumenty są dziwne, bardzo dekoracyjne. Bębenki, piszczałki, jakieś kawałki drewna różnych kształtów nanizane niczym koraliki i rozpięte na strunach. Ustawiono je ukośnie po obu stronach proscenium. Zanim zacznie się przedstawienie, zasiądą przy nich czarno odziani muzykanci. Egzotyczna muzyka Stanisława Radwana rozpoczyna każdą z czterech krótkich sztuk głośną perkusją, pełną gwałtowności i impetu. Towarzyszy czasem aktorom jękliwym zawodzeniem, lirycznym motywem. Nie ilustruje, poddaje rytm i klimat.

Scenografia Krystyny Zachwatowicz jest skromna, uproszczona do niezbędnego minimum. Czarne kotary, biel szpitalnego łóżka i wielkiego żagla rozwijającego się na horyzoncie, błyszczące obcym tutaj przepychem odrzwia ogromnej szafy, wreszcie parawany opięte czarnym tiulem, przezroczyste, zmiękczające rysunek postaci. Na podłodze sceny, blisko nas makieta domu - pagody z jeziorem, ogrodami na sztucznych pagórkach. Niewielka jak dziecinna zabawka. Czarne zamaskowane postaci zmieniają ów ogród, wtykając weń przyniesione w koszu gałązki. Najpierw jest wiosna z pękami kwitnących wiśni, potem lato, jesień ze stateczkiem pływającym po jeziorze, wreszcie zima obsypie ogród białymi płatami. Jakby skrót życia poddanego naturze z całą jej tajemnicą i nieuchronnością przemijania. Kostiumy współczesne, nieco stylizowane, przybrane japońskimi elementami. Kimona nosi tylko szalona Hanako i demon pani Rokujo.

Bardzo mi się podobała ta scenografia. Jak i cały plastyczny rysunek przedstawienia. Jest w nim tyle japońszczyzny, co trzeba, i europejskiej współczesności, ile konieczne. Z japońskiego teatru wzięto stałą obecność muzyków i postacie zmieniające elementy dekoracji. No i cztery utwory wyjęte ze "Zbioru współczesnych dramatów no" Yukio Mishimy: "Wachlarz", "Szafa", "Pani Aoi" i "Adamaszkowy bębenek".

Andrzej Wajda zatytułował swoje przedstawienie "Mishima", literackim pseudonimem Hiraoka Kimitake, uważanego za jednego z największych pisarzy Japonii. Powieści i dramaty Mishimy są osobliwym połączeniem, syntezą rodzimej tradycji z dwudziestowieczną rzeczywistością. Zaczął pisać młodo, wcześnie też rozczarował się literaturą. Nad twórcze dokonania przedłożył potęgę działania. Zapłacił za to najwyższą cenę. Popełnił harakiri po nieudanej próbie wywołania buntu w wojsku. Było to w roku 1970, w dniu ukończenia wielotomowej powieści "Płodne morze". Mishima miał wtedy czterdzieści pięć lat.

No - znaczy dosłownie: szczyt umiejętności artystycznych. Mishima istotnie dotyka owego wierzchołka. W jego niewielkich dramatach temat wzięty jest często ze sztuk średniowiecznego teatru no i przeniesiony we współczesność. Cywilizacja odległa w czasie i przestrzeni, ciągle tajemnicza i niepojęta, wtapia się w dzień dzisiejszy, jakby Mishimie dane było skupiać doświadczenia tysiącleci. W sposób zadziwiający a prosty łączy odwieczne wierzenia i legendy z naszą pozbawioną zagadek codziennością. Jest w tych jednoaktówkach specyficzna poetyczność, baśń, filozofia moralna, dziwne z duchami obcowanie i demonów zaklinanie. Każda sztuka to miniaturka, gdzie dana jest właściwie sytuacja dramatyczna, a wydarzenia można zamknąć w trzech krótkich zdaniach. Tyle że taki zabieg niewielkie da pojęcie o istocie i sensie tych utworów. Jest to bowiem teatr drążący ludzkie wnętrze, teatr prawdziwych uczuć, wielkich namiętności, równie intensywnych co skrywanych, utajonych pod maską spokoju, strzeżonych przed innymi. Jakby człowiek zapadał się w siebie, zanurzał we własnym świecie, żywił odurzeniami, obcował z ukrytym demonem. Bardzo to nam obce, a zatem i trudne do zagrania. Wymaga aktorstwa niezwykle intensywnego i równocześnie ogromnie delikatnego. Jak japońska porcelana.

Andrzej Wajda ukrył się skutecznie za aktorami. Często to robi, zwłaszcza ostatnio. Nic dziwnego, skoro ma do dyspozycji jeden z najlepszych zespołów w kraju, no i tekst z natury niejednoznaczny i subtelny. Każda widoczna reżyserska ingerencja pasowałaby tu jak jaskrawa ordynarna plama na zwiewnym rysunku.

No oznacza szczyt umiejętności. Także aktorskich. Przykro zatem stwierdzić, że do wysokiego punktu sięga tu jedynie Beata Fudalej. Gra w "Mishimie", jakby rozumiała znaki obcego, odmiennego teatru, tkwiła w nich, a równocześnie pragnęła się wydobyć, przedostać do innego świata. Bardzo trudno opisać to słowami. Cztery postaci, cztery role. Każda zupełnie inna, a wszystkie utrzymane w tej samej stylistyce, grane środkami odmiennymi, lecz jednorodnymi.

Najpierw Hanako, obłąkana dziewczyna z "Wachlarza". Twarz umalowana, biała, nieruchoma, martwa jak maska, trochę nieobecne oczy. Kostium Hanako to japońskie kimono i czarne pantofle na obcasie. I Fudalej gra pół Japonki, pół Europejki. Ma szerokie, płynne gesty rąk, ale chodzi na tych obcasach jak po ulicznym bruku. Szaleństwo jej Hanako nie jest mroczne, lecz pogodne. Nie ma w nim nic z obłędu bluzgającego cierpieniem. To raczej oddalenie, spokojne przepłynięcie w inny wymiar. Lepszy, barwniejszy, pełen ukojenia. I zaraz potem ekscentryczna tancerka w "Szafie". Energiczna, wręcz bezczelna. Ale pod agresją tai się rozpacz i ostateczna, śmiertelna determinacja. Fudalej wyraża to skrywanym, lecz widocznym niepokojem, wewnętrznym rozedrganiem. W "Pani Aoi" tylko jęczy. Ładnie i przejmująco. No i Hanako z "Adamaszkowego bębenka". Piękna, wyniosła, tajemnicza. Z tą maską nie rozstanie się do końca, nawet kiedy z bolesnym rozczarowaniem powie, że nie usłyszała dźwięku bębenka, głosu wielkiej, prawdziwej miłości. Nie chciała? A może nie mogła?

Reszta aktorów pozostaje gdzieś tam, na dolnej skalistej półce i niewielkim jeno wzniesieniu. Z Anną Polony włącznie. Trzy postaci grane przez Polony wyrwały się tutaj prościutko z Zapolskiej. A to jednak nieco inny teatr. Małe uczućka, rozdrobnione reakcje, rysunek roli zewnętrzny, rodzajowy, pozbawiony jakiejkolwiek tajemnicy, klasy i wymiaru.

W "Mishimie" wystąpili ponadto: Ewa Kolasińska, Artur Dziurman, Aleksander Fabisiak, Andrzej Hudziak, Marek Kalita, Jan Peszek, Piotr Skiba i Stefan Szramel.

Yukio Mishima "Wachlarz", "Szafa", "Pani Aoi", Adamaszkowy bębenek, przekł. Anna Zielińska-Elliot i Henryk Lipszyc, reż. Andrzej Wajda, scen. Krystyna Zachwatowicz, muz. Stanisław Radwan; Stary Teatr, Scena Kameralna, premiera podczas uroczystości otwarcia Centrum Sztuki i Techniki Japońskiej w Krakowie 23 listopada 1994

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji