Artykuły

Piórkiem po teleekranie

Obawy, jakie żywiłem po drugiej edycji "Plebiscytu Archimedesa" - poczęły się sprawdzać podczas trzeciego wieczoru konkursowego. Ten, z pewnością świetny pomysł popularyzacji wielkich (pod różnymi względami) postaci historycznych - zdradza już w kolejnych realizacjach tendencje schematyczne, bo nawet drobne zmiany układu scenariusza nie zdołały osłonić szkieletu programowego, który wciąż pozostaje bez zmian.

I jeśli mnie osobiście nie razi ogólny zarys np. Turnieju miast ("Zawsze w niedzielę"), gdzie odmienność narzuca po prostu inny klimat współzawodniczących z sobą miejscowości, przy podobnych szufladkach danej konkurencji - to w przypadku "Plebiscytu Archimedesa" kopiowanie głównych scen scenariusza wytwarza przy odbiorze całości coś z natrętnego wrażenia monotonii. Te stałe próby komentarza Dziennika TV anno x, owe fragmenty dramatyczne na jedno kopyto, czy sposoby zaznajamiania z życiorysem bohaterów gry - zaczynają już niecierpliwić. Wydaje się rzeczą pewną, że chcąc kontynuować "Plebiscyt" (co jest intencją słuszną przy zasadzie uczenia - bawiąc) należałoby jednak k a ż d y program przygotowywać na innej zasadzie, powtarzając tylko te elementy, która utrzymują styl konkursu. Boć przecie ta audycja powinna obfitować w znacznie większe ambicje, niż "Wielka gra"...

Ale sprawa ambicji nie zawszę równoważy się z - możliwościami. Niestety, tego rodzaju niedopracowaniem grzeszył "Koncert na fortepian, trąbkę i orkiestrę smyczkową" D. Szostakowicza, jako widowisko choreograficzne z szumnie zapowiadanym udziałem solistów baletu Teatru Wielkiego z Warszawy. Tu miałbym pretensje zarówno do choreografa (W. Grucy), jak i do reżysera całości (S. Wohla) o zaprezentowanie układów baletowych w stanie mocno szkicowym. Zbiorowe ewolucje wypadły poniżej poziomu, już nie tylko dla oka znawcy choreografii, ale dla najzwyklejszego laika - który bez trudu mógłby zliczyć za wiele, jak na markowych tancerzy, braków w zsynchronizowaniu poszczególnych figur i układów baletowych. Najwidoczniej rzecz nie dojrzała jeszcze do występu przed kamerami. A szkoda, bo klasa artystyczna wykonawców, sprawdzonych na, scenie - pozwalała spodziewać się prawdzi­wej uczty choreograficznej.

Poniedziałkowy Teatr TV przyniósł powtórkę "Duetu" wg K. Makuszyńskiego ze znakomitą kreacją Tadeusza Fijewskiego, zaś w piątek katowicka scena przedstawiła współczesny dramat produkcyjno-wiejski L. Wantuły "Wiadukt". Z uznaniem trzeba podkreślić, ze realizacja, teatralna tej sztuki była bez zarzutu - choć autor nie ustrzegł się pewnych scen rodzajowych o charakterze wtórno-naiwnym. Sam konflikt dotyczący przezwyciężania tradycyjnych postaw zawężonego dobra osobistego na rzecz dobra społecznego ukazano chyba we właściwych proporcjach, mimo dość taniego tonu sensacyjności w wymiarach teatru XIX-wiecznego. Nie zapominajmy przecież, że współczesna wieś tu i ówdzie żyje jeszcze w otoczce podobnych anachronizmów. W każdym razie warto zaliczyć autorowi i kierownictwu artystycznemu śląskiej TV ten spektakl na dobro; - za wykazanie "nerwu dramatycznego" przeważającego nad słabościami dramaturgii "Wiaduktu" - i za wybór pozycji zaangażowanej ideowo w sprawy socjalistycznych przemian naszego kraju.

Zgrabnym programem rozrywkowym z rzędu zagranicznych "show" okazał się polski model w tym zakreśla "Cisza na planie, kręcimy!" - nadany przez łódzki ośrodek TV w reż. J. Rzeszewskiego i ze współudziałem J. Federowicza na czele zespołu reżyserów filmowych, piosenkarzy oraz aktorów (nie tylko łódzkich). Bez wielkich pretensji, ale nie bez ambicji oryginalnych ujęć zabawowo-satyrycznych. Mimo braku modnych udziwnień.

Także i krakowska telewizja zaprezentowała parę audycji ogólnopolskich. Oczywiście, z wypróbowanym "Piórkiem i węglem" jako sztandarową pozycją. Tym razem prof. Zin podjął próbę nowego, zaskakującego ukazania odbiorcom swoich gawęd o architekturze - powiązań sztuki budownictwa ze... szkieletem ludzkim; a nawet udowodnił, że kościec człowieka jest oparty na zasadzie żelbetu - zaś większość nazw i pojąc architektonicznych wiąże się z anatomią.

Skoro mowa o anatomii, warto odnotować program A. Hollanka i C. Kruszelnickiego pt. "Serce masz tylko jedno" - na temat fizjologii serca ilustrowanej wręcz znakomitym filmem z pracowni fizjologii AM doc. W. Wcisły - o pracy naszego serca. Zwięzłość i wyrazistość scenariusza spełniały tu rolę dobrego popularyzatora. Na marginesie trzeba zaznaczyć, że ów program, nadany wcześniej w audycjach lokalnych - był wówczas przegadany i pompatyczny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji