Artykuły

Rodzeństwo jakich mało

Łączy ich nazwisko, zawód, który wykonują, a także przyrodnicza pasja. DOROTA i EMILIAN KAMIŃSCY od zawsze byli wspierającym się rodzeństwem. Dziś możemy podziwiać ten aktorski duet na deskach Teatru Kamienica.

Łączy ich nazwisko, zawód, który wykonują, a także przyrodnicza pasja. Dorota i Emilian Kamińscy od zawsze byli wspierającym się rodzeństwem. On uczył ją chodzić i nie żałował pięści, kiedy trzeba było stawać w obronie siostry. Ona została aktorką pod wpływem starszego brata, który jej imponował. Dziś możemy podziwiać ten aktorski duet na deskach Teatru Kamienica.

Doczekaliśmy się! Dorota Kamińska zagrała w Teatrze Kamienica.Czy czerwcowa premiera "Porwania Sabinek" to prezent urodzinowy dla siostry?

Emilian Kamiński: Powiedzmy, że prezent. Trochę to trwało, ponieważ szukałem dla Dorotki dobrego materiału. Jak już proponować, to coś sensownego! Czasem trwa to parę miesięcy, a czasem parę lat. Opłacało się czekać, bo dzięki temu mogła zagrać pełnokrwistą postać - Ernestynę Owidowicz. Lubię aktorstwo, powiedzmy, w dawniejszym stylu, kiedy aktor kreuje rolę, czyli staje się postacią, a do tego wyraźnie mówi i każdy szczegół ma opracowany niemalże matematycznie. Bardzo o to dbam. Aktorzy może mnie w duchu przeklinają, bo na próbach bywam...

Dorota Kamińska: Reżimowy... (śmiech). Praca z Emilianem była rzeczywiście bardzo intensywna. Przeważnie, aż do prób generalnych, pracuje się na pół gwizdka - zastanawia nad rolą, poszukuje. A tu, już od prób stolikowych, próbowaliśmy znaleźć właściwy kolor naszych postaci. Na każdej próbie trzeba było pracować na sto procent. "Jesteś aktorem, graj!" - mobilizował Emilian.

E.K.: Bo ja niestety jestem bardzo wymagający, nie odpuszczam. Ma być tak, jak sobie ułożyłem. Premiera jest dla mnie tylko pewnym etapem, cały czas pracuję nad spektaklem, rolą. Wielokrotnie sam miałem do czynienia z reżyserami, którzy pozwalali aktorom, jak to się mówi. "przegadywać tekst". A potem to "przegadywanie" zostawało im jako norma. Moje spektakle są zbliżone do utworów muzycznych. W ogóle jestem muzykiem z zamiłowania.

EJ I jaką "orkiestrą" dyrygował Pan tym razem?

E.K.: 10-osobową, w której jednocześnie sam grałem. Trudną, owianą legendą rolę ekscentrycznego dyrektora wędrownego

teatru. Leonarda Strzygi--Strzyckiego. Postać literacka na tyle inspirująca, że w Niemczech ma nawet swój pomnik.

D.K.: Sam Józef Węgrzyn grał Strzygę-Strzyckiego.

E.K.: Dorota też miała podwójne zadanie - była także asystentem reżysera. Bardzo mi pomogła pod względem organizacyjno--artystycznym, za co jestem jej ogromnie wdzięczny. Miałem spokój, mogłem normalnie pracować.

EJ Od zawsze byliście takim wspierającym się rodzeństwem? Czy w dzieciństwie starszy brat był guru, za którym Pani podążała?

D.K.: Siłą rzeczy. Mamy takie zdjęcie, na którym Emilian uczy mnie chodzić. On miał wtedy 4 latka, a ja roczek. Emilian chował mnie na swojego braciszka. Uczył mnie grać w pikuty. Ja mu kiedyś przebiłam rękę grabiami, a on mi za to stopę bagnetem. Fajnie się bawiliśmy, lalki nas nie interesowały (śmiech).

EJ Był Pan chłopcem troszkę niesfornym, łobuzem z małymi różkami?

E.K.: Nawet nie troszkę i z niemałymi (śmiech). Zdarzały mi się nawet kilkudniowe ucieczki z domu...

EJ Pani uciekała razem z bratem?

D.K.: Nie. ja starałam się być grzeczna. Skoro już z Emilianem rodzice mieli kłopoty, to chociaż ja nie chciałam ich przysparzać.

E.K.: Pamiętam, że kilka razy biłem się nawet o Dorotkę. Umiałem się bić. więc dlaczego miałem tego nie wykorzystać? Zwłaszcza że to były działania skuteczne.

D.K.: Rzeczywiście, Emilian lubił sprawdzać, czy siła. którą sobie wypracował, działa (śmiech).

EJ Pewnie była Pani dumna z takiego brata-obrońcy?

D.K.: Byłam! Fajnie mieć za plecami takie oparcie. To świetnie działa na psychikę. W różnych sytuacjach życiowych - nie tylko w dzieciństwie - Emilian bardzo mi pomagał.

E.K.: Musi tak być, przecież jesteśmy rodzeństwem!

EJ Szkołę teatralną też wybrała Pani pod wpływem starszego brata?

D.K.: To była naturalna kolej rzeczy. Kiedy Emilian studiował, poznawałam środowisko, w którym się obracał - chodziłam na przedstawienia do teatru i szkoły teatralnej. Najpierw zdawałam co prawda na Politechnikę, bo miałam talent matematyczno-fizyczny, ale w trakcie egzaminu doszłam do wniosku, że mi to kompletnie nie pasuje. Wyszłam z auli nie kończąc egzaminów. A w następnym roku zdawałam do szkoły teatralnej, którą Emilian akurat kończył. Mieliśmy tych samych profesorów...

EJ Porównywano Was?

D. K.: Niespecjalnie. Emilian był w zupełnie innym typie. Poza tym ja byłam dziewczyną (śmiech). Chociaż? Mieliśmy tych samych wrogów i przyjaciół. Ci. którzy lubili jego. lubili też mnie. a ci którzy go nie lubili, nie lubili również mnie.

EJ Dziś, oprócz teatru, łączy Was także pasja przyrodnicza. Oboje kochacie naturę...

D. K.: Lubię swój ogród, w którym zasadziłam osobiście każdą roślinkę i taras, co roku ukwiecony pelargoniami. Niedawno znalazłam piękny, niebiesko kwitnący amarylis i posadziłam go na wprost tarasu.

E. K.: Dorotka to zapalona ogrodniczka. Mieszka na Ursynowie, gdzie jest najlepsza warzywna ziemia w Polsce. Potwierdzą to wszyscy ogrodnicy! Niestety, w czasach socjalizmu, jakiś bezmyślny urbanista zrobił tam osiedle mieszkaniowe.

EJ A u Pana w Józefowie jaka ziemia?

E.K.: Piaski. Tam trzeba było budować! Warszawa od początku nie miała żadnego planu urbanistycznego. No i na Placu Piłsudskiego mamy teraz koszmarny Metropolitan, o którym warszawiacy mówią "klozet". Pasuje tam jak drzazga w oku. Coś okropnego! Zamiast zbudować Pałac Saski, który przecież pomieściłby te wszystkie biura, mamy jakiś koszmarek. I zostaje takie coś na wieki. Kto daje pozwolenie na taki wybryk! U mnie w teatrze buduję makietę przedwojennej Warszawy, jakie to było piękne miasto! Dlaczego nie wracać do tamtych czasów?

EJ A wracając do zieleni, czy rozmawiacie ze swoimi roślinami?

D.K.: ja ze swoimi rozmawiam. Dzięki temu lepiej rosną.

E.K.: Drzewa mówią, to jest udowodnione naukowo. Poznańscy naukowcy wydali trzy lata temu wspaniałą pracę, sławną na całym świecie, tylko nie wiedzieć czemu, w Polsce nie jest znana, w której udowadniają, że drzewa mówią, myślą, pamiętają, porozumiewają się ze sobą, z innymi roślinami i zwierzętami. Przykład? Podczas tsunami w Indonezji w 2004 roku zwierzęta przeżyły. Dowiedziały się o zagrożeniu od roślin i uciekły. Nie miały przecież telefonów komórkowych. Zawsze, przed każdym kataklizmem, zwierzęta uciekają. Rośliny, wiadomo, nie mogą. Niektórzy narzekają: "Żeby ten dąb Bartek umiał mówić!". On umie mówić, tylko innym językiem.

EJ Skoro już o faunie i florze mowa, to jak miewa się Pani manchester terrier Felek, Pani Doroto?

D.K.: Świetnie! Razem żeglujemy. Jest tak kompaktowy, że mieści się na każdej łódce. I co najważniejsze, dobrze znosi trudy żeglowania. Cały czas boleję jednak nad tym, że jak dotąd nie miał żadnej suczki...

EJ Jak może być Pani dla Felka tak bezlitosna...

D.K.: (śmiech) Ja mu przecież tego nie załatwię. A że jest rasowy, nie może pospolitować się z byle kim, choć on chętnie by to zrobił (śmiech).

EJ Dokąd zabierze go Pani w te wakacje?

D.K.: Na Mazury. Łódka czeka, tylko raz w tym roku miałam okazję nią pływać. Wiele miejsc na świecie już widziałam. W zeszłym roku byłam na przykład w Tajlandii. Uważam, że Azja jest niezwykła. Nawet zapach jest tam inny. Chętnie wybrałabym się w podobną podróż, ale na razie odpoczywam na łódce.

EJ A Pan gdzie planuje urlop?

E. K.: Mam zamiar wyskoczyć z żoną i chłopcami na Sycylię. Wybieramy się też nad morze, do Międzyzdrojów. Może pojedziemy na ryby? Poza tym w Józefowie jest pięknie, mamy ogród, zieleń, Świder, mnóstwo atrakcji. Kiedyś Józefów i okolice Otwocka były przecież letniskiem dla warszawiaków. Chłopcy też czują się w Józefowie wspaniale. "Tata, nigdzie nie jedźmy. Tu jest nam dobrze" - proszą mnie.

EJ Pan też najlepiej czuje się u siebie w Józefowie?

E.K.: W przeciwieństwie do Doroty, nie lubię podróżować. Gdy ostatnio pojechałem z występami do Kanady, było mi tak źle w tym Toronto! Hotel, betonowe domy, autostrady, sklepy - to samo, co wszędzie. Lubię podziwiać przyrodę i zabytki. Na Sycylii będę tropił ślady greckie i rzymskie. To kocham! Ale jeździć po tych Nowych Jorkach przereklamowanych nie chcę.

D. K.: Nowy Jork też ma przecież swoje zabytki.

E. K.: Co to za zabytki! Tylko Central Park jest ładny. Jak można mieszkać w mieście, gdzie, patrzysz w górę, a tam wąziutki skrawek nieba w kształcie paska. Ludzie kochani, jak tam żyć! Ja muszę mieć przestrzeń, niebo nad sobą, a pod nogami ziemię. Poza tym, ile się człowiek namęczy w podróży. Kiedy leciałem do Australii, myślałem, że zwariuję w samolocie. Przez kilkanaście godzin lotu puchną nogi, wychodzisz na ląd... i co widzisz? McDonald's!

D.K.: Można też zobaczyć coś innego. Ja w Australii zobaczyłam busz...

E.K.: Eee... Bieszczady też są bardzo piękne. Najbardziej lubię być u siebie - w Kamienicy i Józefowie.

EJ Wiadomo już; Panie Emilianie, czy Teatr Kamienica będzie miał w przyszłości pożytek z Pana synów? Czy Kajetan i Cyprian rosną na aktorów albo dyrektorów?

E.K.: Kajetana - szesnasty rok mu idzie - nie bardzo widzę w tej roli, jego bardziej interesują komputery. Jest umysłem ścisłym, aczkolwiek ładnie pisze i wymyśla ciekawe felietony. Jeśli już, to Cyprian. Nie na darmo imię ma po poecie. Kiedyś jedna z aktorek przebierała się w garderobie, na co wszedł mój, 8-letni wówczas, Cyprian. Dama, która była do połowy goła, wrzasnęła na jego widok: "Aaaa...". Na co on: "Spokojnie, proszę Pani, ja tu jestem wicedyrektorem" (śmiech). Potrafi zagrać. Kiedy odwoziłem go na wycieczkę szkolną, dostał dreszczy. "Nie ze mną takie numery. Widzę, że udajesz - w końcu jestem aktorem" - powiedziałem. I zadziałało! Takie triki stosuje mój syn! Na Justynkę (Sieńczyłło - żonę aktora - przyp. red.) to działa.

EJ Teatr Kamienica w czasie wakacji nie zwolni tempa, będzie pracował pełną parą?

E.K.: W lipcu i sierpniu gramy. Inaczej nie można, bo to teatr prywatny, który nie ma stałych dotacji. Musimy sami zarabiać na swoje utrzymanie, a prawdziwym mecenasem teatru jest zawsze widz, dla którego Kamienica jest zawsze otwarta.

Dorota Kamińska urodziła się 7 czerwca

1955 r. w Warszawie. Początkowo zdawała na Politechnikę Warszawską, by pod wpływem brata rozpocząć studia teatralne. Zadebiutowała u Zanussiego w "Barwach ochronnych", ale najlepiej jest zapamiętana jako surowa szefowa policji w serialu "Fala zbrodni".

Emilian Kamiński urodził się 10 lipca 1952 r. w Warszawie zaraz po ukończeniu PWST związał się ze Sceną Narodową. Potem pracował w warszawskich teatrach Ateneum, Komedia Rozmaitości, by w 2009 r. założyć prywatną scenę - Teatr Kamienica przy al. Solidarności w Warszawie.

Na zdjęciu z Hanną Gronkiewicz-Waltz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji