Artykuły

Agnieszka Chlebowska: pot, ból i piękno

Na scenie tancerki wyglądają zjawiskowo. Wymaga to wysiłku porównywalnego z pracą górnika. Opowiedziała nam o nim AGNIESZKA CHLEBOWSKA, solistka baletu Opery Krakowskiej.

Ta sesja zdjęciowa trwała bardzo długo. Sala prób Opery Krakowskiej mieniła się lustrzanymi odbiciami posągowej wręcz sylwetki Agnieszki Chlebowskiej. Każdy, nawet najmniejszy ruch palca, minimalne obsunięcie łokcia czy inną dostrzegalną tylko przez fachowców nieprawidłowość, błyskawicznie wychwytywała i korygowała Lena Korpusenko, która jest kierownikiem zespołu baletowego opery. I nie było zmiłowania. Agnieszka musiała ponownie powtarzać kolejne attitude czy arabesque. Dla mnie i dla Anki to była prawdziwa lekcja baletu, w którym, mimo zmęczenia i potu, nie ma żadnej taryfy ulgowej, a najważniejszy jest absolutny perfekcjonizm i profesjonalizm. Podziwiałam go w Agnieszce, która, kiedy już po wszystkim usiadła do rozmowy, wyglądała tak jakby przed chwilą odpoczywała, a nie wykonała naprawdę ciężką pracę.

Patrzę na Panią i zastanawiam się, czy Pani coś w ogóle je oprócz listka sałaty?

- Oczywiście, odżywiam się normalnie, bo tak jak sportowiec wykonuję ciężką, fizyczną pracę. To jest tak duży wysiłek, że muszę dostarczać organizmowi odpowiednią ilość kalorii. Poza tym podczas tańca tracę sporo wody, więc ją też muszę uzupełniać. Na szczęście są już płyny izotoniczne, które w tym pomagają.

A na czekoladę sobie Pani czasami pozwala?

- Pewnie, czasami podczas przerwy w próbie zjadam batonik. Podwyższa mi on cukier we krwi i dodaje energii,

W tym co Pani mówi, słychać głos rozsądku, a nie chęć korzystania z czystej przyjemności. Czy taką samodyscyplinę wyniosła Pani ze szkoły baletowej?

- Bez wątpienia. Gdy chodziłam do niej, panowała tam jeszcze dość ostra dyscyplina. Teraz to już się na szczęście zmieniło.

Na czym ona polegała?

- Na niczym szczególnym. Pani pewnie się wydaje, że to jest tak jak na filmach, gdzie pedagodzy znęcają się nad dziećmi. Nie, kar fizycznych w szkołach się nie stosuje. Po prostu pedagodzy pilnowali nas, żebyśmy odpowiednią ilość godzin ćwiczyli, co dla małych dziewczynek i chłopców może być rzeczywiście męczące.

Są krew i łzy?

- Tylko wtedy, jak ktoś sobie nie potrafi zabezpieczyć palców. Lata minęły nim udało mi się dobrać odpowiednie puenty. One są konieczne do tego, by można było stanąć na samych czubkach palców i utrzymać balans.

Czy buntowała się Pani przeciwko temu?

- Nie, bo ja zawsze kochałam tańczyć. Oczywiście, kiedy pojawia się przemęczenie organizmu, można zacząć wątpić. Ale mnie nigdy tak na serio to się nie zdarzyło, bo ja nie wyobrażam sobie życia bez tańca. Już w przedszkolu zauważali to wychowawcy i zwrócili na to uwagę rodzicom. Oni jednak najpierw zapisali mnie do szkoły mistrzostwa sportowego, gdzie trenowałam gimnastykę artystyczną. Dopiero po dwóch latach przenieśli mnie do Poznańskiej Szkoły Baletowej. Miałam wtedy 9 lat.

I wtedy poznała Pani, czym jest rywalizacja?

- Nie, w młodszych klasach czegoś takiego nie ma. Zaczyna się ona gdzieś w okolicach gimnazjum. Po prostu niektórym bardziej zaczyna zależeć na tym, co robią niż innym. Ale nie słyszałam, żeby zdarzały się gdzieś takie rzeczy jak w oscarowym filmie "Czarny łabądź", gdzie tancerki walczą między sobą na śmierć i życie. Przyjaźń między tancerkami naprawdę się zdarza. Doświadczyłam tego, może dlatego, że tak zostałam przez rodziców wychowana. Nie mam w sobie złych emocji i nie zazdroszczę innym.

Ale mimo wszystko to jest okrutny zawód. Już ze szkoły baletowej bardzo łatwo wylecieć. A później następuje emerytura, w wieku, w którym nikt jeszcze normalnie o niej nie myśli

- Co do szkoły ma pani rację. Kiedy zaczyna się okres dojrzewania, następuje burza hormonów, ciała dziewczynek jak i chłopców się zmieniają. Niektórym zdarza się, że przybierają na wadze i nie potrafią sobie z tym poradzić. Oceniane jest to pod koniec roku szkolnego, kiedy to odbywają się w egzaminy. Pedagodzy obserwują wówczas uczniów i kiedy widzą, że ktoś nie ma szansy osiągnąć poziomu zawodowego, radzą mu, żeby przeniósł się do normalnego liceum, a taniec traktował jak pasję. Rzeczywiście, przesiew jest bardzo duży. Kiedy zaczynałam szkołę, były dwie klasy po dwadzieścia osób. Z czterdziestu uczniów skończyło ją tylko jedenaście. A co do emerytury, to rzeczywiście nasz zawód szybko przemija. I choć nie ma ściśle określonej granicy wieku, do jakiego tancerka może występować na scenie, to jednak chyba nikt nie chciałby oglądać "Jeziora łabędziego" w wykonaniu 65-let-nich pań.

Pani ma jeszcze czas na takie refleksje. Proszę lepiej opowiedzieć, co się z Panią działo po szkole.

- Zaczęłam tańczyć w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Później wyjechałam do Anglii, gdzie mnie zauważono i zaangażowano do teatru w Irlandii. Wróciłam stamtąd do Londynu, wystąpiłam w kilku projektach związanych z tańcem współczesnym i wtedy zaproszono mnie do Chin. Nazwałabym to czystym szaleństwem. Znalazłam się tam w ciągu trzech tygodni i zaczęłam próby do widowiska, które miało otwierać nowe, ogromne centrum kultury i sztuki. To było niesamowite przedsięwzięcie. Scena cztery razy większa niż w Krakowie, pod nią lodowisko, które też brało udział w spektaklu, setki zapadni, wybuchające fajerwerki. Wcześniej czegoś takiego nie widziałam. Jednak po premierze, w związku z zamieszkami w Tybecie, obcokrajowcy zostali poproszeni o opuszczenie Chin.

Jak się Pani znalazła w Krakowie?

- Chciałam już wrócić do Polski. Z Londynu wysłałam aplikację do Opery Krakowskiej i mnie przyjęto.

Jak wygląda dziś dzień tancerki?

- Przychodzę do pracy dość wcześnie, żeby się rozgrzać. Między godziną 10 a 11 jest zawsze lekcja z elementami tańca klasycznego. Taka jak w szkole baletowej. Przygotowuje nas ona do próby, którą prowadzi zaproszony do konkretnego spektaklu choreograf. Trwa ona do godziny 14, po czym mamy przerwę. Idę wtedy coś zjeść, poleżeć, zrelaksować się, bo o godzinie 18 muszę być na kolejnej próbie, która trwa do 22. No, chyba, że tańczę spektakl, to w tym czasie jestem na scenie.

I co Pani czuje, kiedy po tylu godzinach próbowania w pocie czoła staje Pani w światłach reflektorów?

- Szczęście, piękno i lekkość. Ale tak naprawdę trudno mi jest to opisać, bo taniec daje tak wielką skalę emocji, że nie umiem o tym mówić-

Czyli warto się tak męczyć.

- Jestem o tym przekonana.

***

Głowa

 Głowa tancerki klasycznej musi być mała i zwieńczona kokiem.

Dzięki temu uzyskuje ona harmonijną formę. Jej piękny kształt udaje się uzyskać dzięki zaczesanym gładko włosom, odsłaniającym długą szyję. Umiejętność upinania koka nabywają już uczennice szkół baletowych. Oczywiście do spektakli tancerki są czesane przez fryzjerki.

 Pointy po francusku oznaczają szpice. Są to twarde baletki, używane przede wszystkim w tańcu klasycznym Tancerki tańcząc, stoją na samych czubkach palców, czyli wchodzą na pointy. Ma to stwarzać wrażenie lekkości i unoszenia się w powietrzu. Pointy wytwarza się sklejając wiele warstw różnej grubości kartonu i materiału, czubki point robi się także z gipsu, a wierzch baletki pokrywa najczęściej satyną. Mają one skórzane podeszwy i parę troczek (wstążek), które zawiązuje się dla zabezpieczenia kostki. Natomiast na palce stopy nakłada się obecnie silikonową wkładkę, by zapobiec zranieniu. W przeszłości tancerki chroniły palce gazetami, ale doprowadzało to do ścierania się paznokci i krwawych ran.

Paczka

 Paczka, inaczej zwana tutu, to krótka, sztywno stercząca, baletowa spódniczka, składająca się z kilku warstw uszytych z tiulu lub muślinu. Ułatwia ona wykonywanie piruetów, skoków i skomplikowanych ewolucji, ponieważ odsłania całą długość nóg balet-nicy. Spódnica połączona jest ze ściśle przylegającym do ciała gorsetem. Na przykład w "Jeziorze łabędzim" dopina się do niego tiulowe skrzydełka. Tak ubrana tancerka, kiedy wykonuje jedną z klasycznych figur, wygląda jakby zrywała się do lotu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji