Włodzimierz Iljicz i nowe czasy
Wśród pozycji przygotowanych w TV dla uczczenia 60-lecia Związku Radzieckiego zobaczyliśmy w teatrze TV "Kremlowskie kuranty" - powtórzenie dosyć dawno już zrealizowanego - i emitowanego wówczas - spektaklu. I jak to często po latach bywa, to samo przedstawienie z upływem czasu wcale nie musi budzić tych samych wrażeń i odczuć. Tym razem mniej przyciągała uwagę widowiskowość spektaklu, z niezwykłą pieczołowitością rozbudowującego w samoistną całość sceny uliczne. Przyznam, że mniej również zwracałam uwagę na ewidentne odstępstwa od kanonów socrealizmu, zarówno w warstwie formalnej jak i dialogowej, wyraźnie podkreślane przez twórców widowiska.
"Kremlowskie kuranty" - jak zresztą większość dramatów Pogodina - powstały w okresie późnych lat trzydziestych i autor musiał ulegać tu presji owej epoki. Ale gdyby uległ jej do końca, jego dzieła byłyby dziś - tak jak wiele sztandarowych wówczas utworów - po prostu nie do oglądania. Czas jest nieubłagany i jego prawom podlegają również mechanizmy odbioru; publiczność nieczęsto zastanawia się nad kulturowym czy historycznym kontekstem oglądanych dzieł, odbierając je zwykle tak, jakby dotyczyły ludzi współczesnych. Z wyjątkiem tych niewielu bohaterów historycznych wydarzeń, którzy pozostawili niezatarty ślad w zbiorowej pamięci ludzkości, gdyż w powszechnym odczuciu wpływali na zmianę biegu świata. Takich jak Lenin.
Minie wkrótce sześćdziesiąt lat od śmierci Włodzimierza Lenina, a na dobrą sprawę do dziś jeszcze brak w naszej historiografii wszechstronnej monografii mu poświęconej, a w sztuce - wystarczająco przekonywającego obrazu. Nawet cykl filmów Sergiusza Jutkiewicza opisujący życie Lenina, omawia zewnętrzne wydarzenia tego życia, czy też - jak w części ostatniej "Lenin w Paryżu" - przeciwstawia marksistowsko-leninowską teorię różnym mniej lub bardziej współczesnym prądom anarchistyczno-nihilistycznym. To może być ciekawe, ale to nie to samo, co mówić o człowieku. A jakże ciekawy musiał być ten człowiek. Obdarzony żelaznym charakterem, ale też i charyzmą, która sprawiała, że tak chętnie mu wierzono i tak wielu ludzi za nim szło. I to nie tylko masy robotnicze, lecz również ludzie z drugiej strony barykady, rosyjscy liberałowie i wykształcona zachodnioeuropejska inteligencja. Lenin porywał i fascynował, potrafił błyskawicznie oceniać sytuację i wyciągać z tych ocen praktyczne wnioski. Nie bał się konsekwencji, choć sam często miewał niejedną wątpliwość! co najciekawsze - chyba właśnie te naiwne często dzieła z pierwszych dziesięcioleci po Rewolucji mimo wszystkich uproszczeń i umowności najlepiej oddają pewne cechy osobowości tego człowieka, tak przytłoczonego później ciężarem hieratycznej ważności. O tym myślałam, gdy u Pogodina Lenin rozmawia z Rybakowem o możliwości marzeń, ale też przede wszystkim wtedy, gdy namawia inżyniera Zabielina, by wziął udział w budowie nowej potęgi kraju. A także wówczas, gdy słuchając wątpliwości angielskiego pisarza, które przecież są niejednokrotnie i jego wątpliwościami, przeciwstawia mu racje praktyczne - jako jedyne, które w danym momencie przeciwstawić mu można. Myślałam też i o tym, że może rzeczywiście nie zawsze ważna jest tylko idea, lecz równie często również ludzie, którzy tej idei służą.