Artykuły

Cynizm, nienawiść, pieniądz

"Wiara, nadzieja, miłość" w reż. Grażyny Kani w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.

Spektakl w reżyserii Grażyny Kani to bezlitosna diagnoza skarlałego społeczeństwa, które zapomniało, co to wiara, nadzieja i miłość

Warszawskie teatry są na ogół obojętne na rzeczywistość społeczną, w Polsce może się walić i palić, a w stolicy będą grali "Ciotkę Karola" czy "Namiętną kobietę" i nie przejmowali się niczym. Sztuka "Wiara, nadzieja, miłość" austriackiego dramaturga Odona von Horvatha, którą w Teatrze Dramatycznym wystawiła Grażyna Kania, należy do innego świata, podobnie jak sama reżyserka, która na stałe mieszka i pracuje w Berlinie. To teatr dla dorosłych. Gdyby sobotnią premierę obejrzał ktoś z Państwowej Komisji Wyborczej, mielibyśmy protest przeciwko przerwaniu ciszy przed niedzielnymi wyborami. Nie było co prawda bezpośredniej agitacji, była za to bezlitosna diagnoza rozbitego, skarlałego społeczeństwa, które tytułowe wartości - wiarę, nadzieję i miłość - zamieniło w cynizm, nienawiść i pieniądz. Mało który polityk odważyłby się na tak radykalne spojrzenie.

Bohaterką jest młoda kobieta, która stara się utrzymać na powierzchni życia mimo kryzysu i bezrobocia. Elżbieta stara się o pracę domokrążcy, ale brakuje jej pieniędzy na specjalne zezwolenie. Miarą jej desperacji jest scena, w której usiłuje sprzedać własne ciało do Zakładu Anatomii. Pieniądze pożycza w końcu od jednego z preparatorów. Kiedy wychodzi na prostą, mężczyzna niespodziewanie oskarżając wyłudzenie. Natychmiast wokół bohaterki wyrasta mur nienawiści, bo, jak mówi przesłuchujący ją policjant, porządkowi publicznemu nie zagraża to, że ktoś nie ma pracy, ale to, że czerpie pieniądze z nielegalnego źródła.

Najbardziej zatrważa w tym wszystkim to, że sztuka von Horvatha powstała 70 lat temu. Świat, który tak bardzo przypomina naszą rzeczywistość, to w oryginale objęta kryzysem Austria lat 30., tuż przed Anschlussem i wybuchem nazizmu - dramatopisarz oparł się na autentycznej historii młodej sprzedawczyni gorsetów skazanej w 1932 r. za oszustwo. Odbijają się w niej ogólniejsze mechanizmy, które parę razy w przeszłości wyniosły do władzy łajdaków.

Doskonale to zrozumiała Grażyna Kania, wydobywając ze sztuki nie tylko dramat osamotnionej dziewczyny, ale także analizę społecznego rozpadu. Jej przedstawienie jest jak wyścig na krawędzi przepaści. Akcja toczy się w gwałtownym tempie, w przenikliwym białym świetle i ciszy przerywanej raz po raz hałaśliwym, pijackim bluesem. Nie ma efektów scenicznych ani pięknych obrazów, surowa scenografia ogranicza się do pomostu zamkniętego taflami zimnego szkła. Tylko z otwartej zapadni wydobywa się para, jakby pod sceną nieustannie wrzało.

To wrzenie jest w aktorstwie - wyostrzonym, opartym na karykaturze i ironii. W bohaterach jest takie nagromadzenie frustracji i nienawiści, jakby za chwilę mieli rzucić się sobie do gardeł. Zubożała Sędzina Małgorzaty Niemirskiej, która resztkami dumy próbuje pokryć wstyd, Sędzia Marcina Trońskiego, który nie znosi swojej pracy, Policjant Miłogosta Reczka, służbista, który poświęca miłość dla posady, bezwzględna Sprzedawczyni Agnieszki Wosińskiej oceniająca ludzi jak towary - wszyscy oni tworzą galerię ludzi, którzy przyjęli brudne reguły narzucone przez warunki ekonomiczne i odrzucili solidaryzm. Paradoksalnie jedyną osobą, która współczuje bohaterce, jest Prostytutka (znakomity epizod Dominiki Kluźniak) - tylko ktoś z samego dna jest zdolny do ludzkich odruchów.

Julia Kijowska, która zagrała główną rolę, to jeden z najlepszych debiutów ostatnich sezonów. Młoda aktorka tuż po szkole wyposażyła Elżbietę w taką dozę desperacji i siły, że zmieniła wymowę dramatu. U von Horvatha jest ona ofiarą świata mężczyzn, tu obnaża zakłamaną rzeczywistość, płacąc cenę życia. Nietrafiona jest tylko rola Wojciecha Wysockiego. Preparatora, który najpierw pomaga, a później pogrąża bohaterkę, aktor przedstawił jako psychopatę. Tymczasem powinien być do bólu przeciętny, bo przeciętna i codzienna jest sytuacja, w której mężczyzna wykorzystuje swoją przewagę nad kobietą.

"Wiara, nadzieja, miłość" to warszawski debiut Kani, która zabłysła wcześniej gdańskimi inscenizacjami "Beczki prochu" i "Czułostek". Miejmy wiarę i nadzieję, że nie jest to jej ostatni spektakl w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji